Grudzień to miesiąc podsumowań, czy spełniło się swoje postanowienia, pokonało się słabości czy tak jak ja dziś - podsumując ten rok tylko biorąc pod uwagę zachwyty kosmetyczne i kosmetyki, które towarzyszyły mi najczęściej. Nie będę tego ukrywać jest tego maleńka gromadka a jak wiecie ja chwalę rzadko, do tego musi być okazja! Więcej w tym roku miałam bubli albo inaczej, ładniej mówiąc więcej rozczarowań (przygotuję na ten temat wpis). Biorąc pod uwagę wszystkie tygodnie, pory roku muszę stwierdzić - co do niektórych kosmetyków jestem stała w uczuciach ale także - odkryłam naturale perełki!
Najczęściej wybierany podkład? Proszę bardzo Smashbox Studio Skin - nadal dla mnie najlepszy! Kocham go za krycie, efekt na skórze, wydajność i to, że moja cera wygląda na świeżą i wypoczętą. Już niewielka jego ilość wystarcza mi na pokrycie twarzy i czucie się komfortowo. Nie ma co się dziwić bo póki co nie ma żadnej osoby która by na niego narzekała ;). W kwestii makijażu jestem monotonna i przez większość czasu używałam głównie palety Too Faced Chocolate Bar - ja ją po prostu wielbię! Po części to dlatego, że ta paleta jest ze mną kawał czasu i mimo wad najlepiej mi się z nią pracuje, a może i też dlatego, że to była (do pewnego czasu) jedyna paleta w moim zbiorach do makijażu . Teraz mam Sultry i prawda jest taka, że Chocolate Bar poszedł w odstawkę a ta od ABH zajęła jej miejsce. Zobaczymy co czas pokażę bo póki co jest zachwyt ale między Bogiem a prawdą to właśnie wspomniana wyżej paleta od Too Faced dawała mi najwięcej frajdy w makijażu ;)
A skoro już o tym mowa - zachwyciłam się pędzlami! Co prawda dostałam je w ramach współpracy i już wtedy mówiłam 'wow' to kolejne tygodnie z nimi utwierdziły mnie w przekonaniu, że tak dobre pędzle do makijażu są na wagę złota. Mowa tu o marce Say Makeup i dwóch cudach, które mam w swoim zbiorze - jeden do malowania oczu, drugi do wykończenia ! Pod względem działania ? Genialne, świetne włosie, nic się z nimi nie dzieje podczas prania, ciągle wyglądają jak nowe a praca z nimi to czysta przyjemność! Mam jeszcze jeden zachwyt z kolorówki ... Colurpop i ich cuda w postaci rozświetlaczy! Karo obdarowała mnie kilkoma sztukami i mój faworyt Stole the show to mistrzostwo rozświetlenia - nawet zwróciłyście na niego uwagę gdy podczas jednego ze stories użyłam go w makijażu! Oprócz niego mam jeszcze dwa inne kolory Wisp, pięknie świecący bronzer oraz Teasecake czyli najprawdziwsze różowe złoto! Chociaż z początku wkurzała mnie ta ich miękka formuła i plastyczność to teraz nie widzę makijażu bez nich! Widać je z daleka! Ale Stole the show - go powinna mieć każda fanka rozświetlenia! A tak poza tym często używałam błyszczyków czy to tych od Constance Caroll czy też mój ukochany Guerlain, tak jakoś ten rok najczęściej przynosił mi w makijażu delikatność i 'mokre usta' ;)
Pielęgnacja, no tu muszę przyznać, że działo się sporo i wręcz śmiem twierdzić, że zużyłam więcej naturalnych specyfików (łącznie z tymi rozczarowaniami) niż w ubiegłych latach. Nadal jestem zdziwiona bo tylko przypadek sprawił, że poznane produkty okazały się dla mnie strzałem w dziesiątkę!
Idąc od tego najtańszego ...mango! Mango zwłaszcza to mango od Organic Shop i mój numer jeden wśród peelingów! Kilka zużytych opakowań, obłędny zapach, działanie super i cena (nie) z kosmosu - zawrotne 10 zł a tyle radości! Zdecydowanie wśród peelingów, które poznałam w tym roku to właśnie ten okazał się najlepszy! Z maseczek do twarzy cóż, ich testowałam / testuję mnóstwo ale taką naj, naj bez której się nie obejdę to Drink Up Intensive od Origins! Fenomenalny zapach brzoskwiń połączony z świetnym działaniem (cera wypoczęta, ukojona i rozjaśniona) idzie w parze z ekstra wydajnością - nie wiem co pocznę jak zużyję swoją sztukę! :-(
Pielęgnacja twarzy - z jednej strony poszłam w minimalizm i im mniej używam tu kosmetyków tym mi z tym lepiej. Ale dawno, dawno nie miałam tak dobrze 'wyprowadzonej' cery! O ile już w ubiegłym roku / dwa lata temu ten efekt był widoczny to ten rok dał mi do myślenia sporo i idąc zgodnie z zasadą 'less is more' to faktycznie fekt powala. Na pochwałę tutaj zasługę ostatnio zachwalany przeze mnie mus myjący Mydlamo! Bomba, bomba! Kapitalnie oczyszcza, cera wygląda jak z okładki aż kipi 'czystością' i mimo drobnych wad musu (szczypie w oczy ) to naprawdę to świetny produkt do którego wrócę w przyszłym roku! Tak samo wrócę także do serum róża - malina od Ministerstwa Dobrego Mydła! Takiej dawki nawilżenia i bomby dla skóry dawno nie miałam! Kocham je za piękną i świetlistą cerą, ultra kobiecy zapach i to 'wow', które odczuwa się już po pierwszych użyciach! Ale żeby nie było tak kolorowo Ultradelikatny balsam od Czarszki z początku do mnie nie mówił i dopiero z czasem poznałam jego moc! Chylę czoła bo produkt sam w sobie jest genialny do demakijażu czy oczyszczania! Nie szczypie, nie podrażnia, delikatny i naprawdę działa! W tym roku zdeklasował wszystkie moje produkty do demakijażu i z dumą przyznaję mu pierwsze miejsce! ;)
Ciało - monotonia, nadal najlepsze dla mnie są pianki Balea (Isana i Nivea się przy nich chowają) zarówno pod względem zapachu, gęstości czy wydajności! I mimo, że są ciut droższe to te z czystym sumieniem polecam! A skoro już o Balea mowa to najczęściej używany żel w tym roku to wersja ... malina & liczi (butelka w biało różowe paski) - kocham ten zapach! Zużyłam kilka butelka, kilka mam w zapasie i tutaj ta wersja to mój must have z ich asortymentu!
I tak, jestem nudna bo jakoś moje zachwyty nie są spektakularne - tak samo jak perfumy, które najczęściej używałam. Zrobiłam czystkę w zapachach - zostawiałam sobie ich jakieś 20 parę i z tego właśnie prym wiedzie Mon Guerlain, które pięknie komponuje się z jesienią czy też zimą oraz białe Narciso - a ten z kolei uzależnia pięknych czystym zapachem piżma!
Mówię Wam, nudna i przewidywalna jestem! Za te produkty to ja ręczę każdą swoją kończyną!
A który kosmetyk w tym roku był Waszym must have? Jaki wywarł na Was największe wrażenie?
0 komentarze