Znacie to uczucie i wewnętrzne poczucie małego dziecka gdy chcecie coś zrobić a rozsądek mówi 'hola hola panienko ile Ty masz lat by tak robić?'. Jest w tym coś zastanawiającego, trudnego do zrozumienia aż w pewnym momencie sama utwierdzam się w tym przekonaniu, że jestem za stara na niektóre rzeczy? Ale czy tak musi być/ czy razem z przybywającym rokiem na karku muszę rezygnować z tego 'swojego małego dziecka' w sobie? Podobno wiek to tylko liczba a zrób coś niestosownego do niego to wtedy ...
Wtedy rozpoczyna się istny koszmar! Czasem się zastanawiam kto tam gdzieś ustalił, że zbliżając się do jakieś granicy wieku to trzeba być poważnym i statecznym? Od chwilowego porywu, spontanu nikt jeszcze nie umarł choć wiecie, ja mieszkając od dziecka na wsi czuję się jakbym popełnia ogromną zbrodnię przeciw ludzkości gdy tylko coś mi 'odwali'.
27 - tyle obecnie mam lat. Zazwyczaj oczekuje się, że w tym wieku będę mieć: swoje mieszkanie / dom, męża, porządną pracę i przy dobrych porywach dwójkę brzdąców przy nodze. Niestety nie wpisuję się w żadną z kategorii co może być dziwnie odebrane (tak, nie pozostało mi nic innego jak pójść i już sobie uszykować mały domek w okolicy cmentarza). Przekonanie, że to już TEN WIEK niesamowicie mnie irytuje. To tak jakby powiedzieć dziecku ' słuchaj młody do 13 roku życia bawisz się na placu zabaw a potem jesteś już za duży na takie atrakcje' a wszyscy wiedzą, że z placu zabaw się nie wyrasta (ja nadal chodzę na huśtawki i zjeżdżalnię ;D). Tak czy siak sęk w tym, że dorosłość jest zwyczajnie przereklamowana. Nie wiem co mi w dzieciństwie przeszkadzało, ze hop siup chce być już duża bo teraz chciałabym mieć znowu naście lat i pozwalać sobie na więcej.
Więcej spontanu? Owszem bo nawet kiedy poszłam z małą na plac zabaw i razem z nią zjeżdżałam na zjeżdżalni (aaaa tyłeczek nadal mi się mieści i miałam fun z tego), kiedy bujałam się huśtawkach i czułam się szczęśliwa i znowu jak to małe dziecko to pani zza płotu idąca z pieskiem miała minę jakbym co najmniej zakopała zwłoki jakiegoś zwierzęcia w ogródku! A przecież to tylko zabawa! Nie robię tego codziennie tylko raz na ten ruski rok więc wolałabym aby te 'miłe' starsze panie nie patrzyły na takie zachowanie jako 'szczyt bezczelności i braku kultury' (chociaż czasami mam ochotę im powiedzieć by może same tego spróbowały a nie zachowywały się sekta pilnująca porządności osiedla!)
Więcej słów? To takie dziwne, że teraz bardziej się pilnuje w tym co mówię i praktycznie moja ruda natura leży gdzieś uśpiona i wychodzi tylko wtedy kiedy naprawdę ktoś zajdzie mi za skórę! Jak się ma te naście lat to się mówi wszystko co ślina na język przyniesie (a potem się tego żałuje) a teraz patrzysz na język bo nie wiesz czy to nie pójdzie gdzieś dalej. Jasne, że nie dam sobą pomiatać i jak jest mi za dużo to tez potrafię pluć jadem i dopiec drugiej osobie ale druga strona medalu jest taka - im człowiek starszy tym mu się nie chce strzępić języka na jakieś gówniane gadki. Dziękuję, że mam moją Julię , która wyślę mi jakiś gówniany obrazek typu 'Spongebob' a tam 'ktoooooooooooo ananasowy pod wodą ma dom?? (tak śpiewam to nawet teraz) i mogę jej powiedzieć, że jest równie mocno pojebana jak ja i nikt z tym nic nie zrobi bo znamy się jak te łyse konie. A jak czasami patrzę na te wszystkie kobietki z małymi dziećmi, które po pierwszym / drugim dziecku stały się przykładnymi i poprawnymi matkami to nachodzą mnie myśli czy jeszcze jest w nich nuta spontaniczności (sorry, ale nie żyjemy samymi pieluchami całe życie, tu liczy się równowaga i potrzebna jest wiedza, że czasem można zrobić jakąś małą głupotę).
Więcej siebie? Dorosłość to jedno wielkie kłamstwo gdzie Ty czy ja próbujesz się dostosować do sztywnych zasad, dress codów czy bycia człowiekiem w głupiej sieci. Napiszesz koleżance, że 'piękna sukienka ale ten fason chyba nie dla Ciebie :)' to nazwą Cię hejterem - a Ty tylko wyraziłaś swoją opinię w kulturalny sposób (a nie powiedziałaś, 'wyglądasz jak gruba parówka'). Coś za coś . Hejter to bardzo brzydkie słowo, którego ludzie nadużywają bo wolę nazwać tak każdą krytykę niż spokojnie ją zaakceptować. Mam wrażenie, że teraz nawet nie wolno nikogo krytykować czy w normalny sposób wyrazić swojego zdania bo to podpadnie pod hejt. Kultura i sposób wyrażenie tejże krytyki jest bardzo ważny dlatego dziwię się jak dziewczyny próbują zwalczyć teksty typu 'Wow! Ile Ty masz tego! Nie uważasz, że trochę za dużo tych podkładów?' - gdzie ja odbieram to jako pytanie a tam już w innej główce rodzi się jakaś afera i rzuca słowo 'to hejter!'. Naprawdę współczuję takimi osobom, pewnie ciężko udawać im taką zajebistą osobę w sieci tak pewną siebie, że muszą się dowartościować i zwykłe, proste pytanie kogoś kto nie chciał nikogo urazić muszą wystawić na widok by poczuć się lepiej.
Nie przeczę, i ja nie jestem święta bo kiedy mi napisano, że nie umiem się malować to to potwierdziłam i pokazałam i nikogo nie linczowałam. Jestem sobą a przynajmniej staram się tu być tą mniej rudą zołzą .
Wyglądaj na swój wiek, zachowuj się odpowiednio i dostosuj się. A niby wiek to liczba. Jakoś w październiku z moją Jul i Karolem zrobiliśmy sobie wypad. I wiecie co? We dwie poszłyśmy do foto budki i śmiałyśmy się jak te głupie! Zdjęcia nam nie wyszły, łzy w oczach stał, czerwone jak buraki a mina Karola mówiła sama za siebie 'jesteście pierdolnięte i to fest'. To nie zdarza się zbyt często, nie zawsze możesz pójść i śmiać się aż do bólu brzucha, nie zawsze masz takie chwile, więc dlaczego mam pozwolić by mój wiek to przekreślał?
To ja jestem tą osobą, która teraz w poważnych sytuacjach zaczyna się śmiać bo przypomni jej się coś głupiego albo patrząc na kogoś innego wybuchnie śmiechem i za cholerę nie jest w stanie tego ukryć. To jestem ja, która czasem wpadnie na jakiś debilny pomysł i wciela go w życie (bo chcę i bo mogę).
A tymczasem ja w wieku 27 lat nadal oglądam kreskówki i śpiewam durne piosenki z bajek. Nadal śpię z pluszowym królikiem i nadal kupuję rzeczy z postaciami z kreskówek. Uwielbiam plusz i wielkie pluszowe bluzy. Uwielbiam dziwne rozmowy w sklepie i bycie 'dużym dzieckiem'. I nie będę z tego rezygnować. Za rok / dwa nikt nie będzie pamiętał czy bujałam się na huśtawce czy zaliczyłam glebę na śniegu. Zwyczajnie nie warto zakopywać w sobie tego 'małego dziecka'. Być może mówiąc brzydko i dosadnie jestem 'pierdolnięta'?. Być może ale to ciągle ja, stara dobra ja ...
No to ten, komuś pomóc je odkopać?
P/s nie wiem jak to odbierzecie ale mam zamiar wpisać więcej takich luźnych wpisów ;)
Wtedy rozpoczyna się istny koszmar! Czasem się zastanawiam kto tam gdzieś ustalił, że zbliżając się do jakieś granicy wieku to trzeba być poważnym i statecznym? Od chwilowego porywu, spontanu nikt jeszcze nie umarł choć wiecie, ja mieszkając od dziecka na wsi czuję się jakbym popełnia ogromną zbrodnię przeciw ludzkości gdy tylko coś mi 'odwali'.
27 - tyle obecnie mam lat. Zazwyczaj oczekuje się, że w tym wieku będę mieć: swoje mieszkanie / dom, męża, porządną pracę i przy dobrych porywach dwójkę brzdąców przy nodze. Niestety nie wpisuję się w żadną z kategorii co może być dziwnie odebrane (tak, nie pozostało mi nic innego jak pójść i już sobie uszykować mały domek w okolicy cmentarza). Przekonanie, że to już TEN WIEK niesamowicie mnie irytuje. To tak jakby powiedzieć dziecku ' słuchaj młody do 13 roku życia bawisz się na placu zabaw a potem jesteś już za duży na takie atrakcje' a wszyscy wiedzą, że z placu zabaw się nie wyrasta (ja nadal chodzę na huśtawki i zjeżdżalnię ;D). Tak czy siak sęk w tym, że dorosłość jest zwyczajnie przereklamowana. Nie wiem co mi w dzieciństwie przeszkadzało, ze hop siup chce być już duża bo teraz chciałabym mieć znowu naście lat i pozwalać sobie na więcej.
Więcej spontanu? Owszem bo nawet kiedy poszłam z małą na plac zabaw i razem z nią zjeżdżałam na zjeżdżalni (aaaa tyłeczek nadal mi się mieści i miałam fun z tego), kiedy bujałam się huśtawkach i czułam się szczęśliwa i znowu jak to małe dziecko to pani zza płotu idąca z pieskiem miała minę jakbym co najmniej zakopała zwłoki jakiegoś zwierzęcia w ogródku! A przecież to tylko zabawa! Nie robię tego codziennie tylko raz na ten ruski rok więc wolałabym aby te 'miłe' starsze panie nie patrzyły na takie zachowanie jako 'szczyt bezczelności i braku kultury' (chociaż czasami mam ochotę im powiedzieć by może same tego spróbowały a nie zachowywały się sekta pilnująca porządności osiedla!)
Więcej słów? To takie dziwne, że teraz bardziej się pilnuje w tym co mówię i praktycznie moja ruda natura leży gdzieś uśpiona i wychodzi tylko wtedy kiedy naprawdę ktoś zajdzie mi za skórę! Jak się ma te naście lat to się mówi wszystko co ślina na język przyniesie (a potem się tego żałuje) a teraz patrzysz na język bo nie wiesz czy to nie pójdzie gdzieś dalej. Jasne, że nie dam sobą pomiatać i jak jest mi za dużo to tez potrafię pluć jadem i dopiec drugiej osobie ale druga strona medalu jest taka - im człowiek starszy tym mu się nie chce strzępić języka na jakieś gówniane gadki. Dziękuję, że mam moją Julię , która wyślę mi jakiś gówniany obrazek typu 'Spongebob' a tam 'ktoooooooooooo ananasowy pod wodą ma dom?? (tak śpiewam to nawet teraz) i mogę jej powiedzieć, że jest równie mocno pojebana jak ja i nikt z tym nic nie zrobi bo znamy się jak te łyse konie. A jak czasami patrzę na te wszystkie kobietki z małymi dziećmi, które po pierwszym / drugim dziecku stały się przykładnymi i poprawnymi matkami to nachodzą mnie myśli czy jeszcze jest w nich nuta spontaniczności (sorry, ale nie żyjemy samymi pieluchami całe życie, tu liczy się równowaga i potrzebna jest wiedza, że czasem można zrobić jakąś małą głupotę).
Więcej siebie? Dorosłość to jedno wielkie kłamstwo gdzie Ty czy ja próbujesz się dostosować do sztywnych zasad, dress codów czy bycia człowiekiem w głupiej sieci. Napiszesz koleżance, że 'piękna sukienka ale ten fason chyba nie dla Ciebie :)' to nazwą Cię hejterem - a Ty tylko wyraziłaś swoją opinię w kulturalny sposób (a nie powiedziałaś, 'wyglądasz jak gruba parówka'). Coś za coś . Hejter to bardzo brzydkie słowo, którego ludzie nadużywają bo wolę nazwać tak każdą krytykę niż spokojnie ją zaakceptować. Mam wrażenie, że teraz nawet nie wolno nikogo krytykować czy w normalny sposób wyrazić swojego zdania bo to podpadnie pod hejt. Kultura i sposób wyrażenie tejże krytyki jest bardzo ważny dlatego dziwię się jak dziewczyny próbują zwalczyć teksty typu 'Wow! Ile Ty masz tego! Nie uważasz, że trochę za dużo tych podkładów?' - gdzie ja odbieram to jako pytanie a tam już w innej główce rodzi się jakaś afera i rzuca słowo 'to hejter!'. Naprawdę współczuję takimi osobom, pewnie ciężko udawać im taką zajebistą osobę w sieci tak pewną siebie, że muszą się dowartościować i zwykłe, proste pytanie kogoś kto nie chciał nikogo urazić muszą wystawić na widok by poczuć się lepiej.
Nie przeczę, i ja nie jestem święta bo kiedy mi napisano, że nie umiem się malować to to potwierdziłam i pokazałam i nikogo nie linczowałam. Jestem sobą a przynajmniej staram się tu być tą mniej rudą zołzą .
Wyglądaj na swój wiek, zachowuj się odpowiednio i dostosuj się. A niby wiek to liczba. Jakoś w październiku z moją Jul i Karolem zrobiliśmy sobie wypad. I wiecie co? We dwie poszłyśmy do foto budki i śmiałyśmy się jak te głupie! Zdjęcia nam nie wyszły, łzy w oczach stał, czerwone jak buraki a mina Karola mówiła sama za siebie 'jesteście pierdolnięte i to fest'. To nie zdarza się zbyt często, nie zawsze możesz pójść i śmiać się aż do bólu brzucha, nie zawsze masz takie chwile, więc dlaczego mam pozwolić by mój wiek to przekreślał?
To ja jestem tą osobą, która teraz w poważnych sytuacjach zaczyna się śmiać bo przypomni jej się coś głupiego albo patrząc na kogoś innego wybuchnie śmiechem i za cholerę nie jest w stanie tego ukryć. To jestem ja, która czasem wpadnie na jakiś debilny pomysł i wciela go w życie (bo chcę i bo mogę).
A tymczasem ja w wieku 27 lat nadal oglądam kreskówki i śpiewam durne piosenki z bajek. Nadal śpię z pluszowym królikiem i nadal kupuję rzeczy z postaciami z kreskówek. Uwielbiam plusz i wielkie pluszowe bluzy. Uwielbiam dziwne rozmowy w sklepie i bycie 'dużym dzieckiem'. I nie będę z tego rezygnować. Za rok / dwa nikt nie będzie pamiętał czy bujałam się na huśtawce czy zaliczyłam glebę na śniegu. Zwyczajnie nie warto zakopywać w sobie tego 'małego dziecka'. Być może mówiąc brzydko i dosadnie jestem 'pierdolnięta'?. Być może ale to ciągle ja, stara dobra ja ...
No to ten, komuś pomóc je odkopać?
P/s nie wiem jak to odbierzecie ale mam zamiar wpisać więcej takich luźnych wpisów ;)