Kiedy widziałam zapowiedź tej palety w sieci - nie zachwycała mnie. Po prostu była taka jakaś ...nijaka a ja z beznamiętnym wyrazem twarzy przeszłam obok niej. Jednak w momencie gdy z moją Jul przekroczyłyśmy próg Sephora gdzie owa paletka leżała w pięknym miejscu (a to było w październiku) obie przepadłyśmy! Zachwytów nie było końca, nasze ręce świeciły się jak bombki na choince, ślinka nam ciekła i pewnie byśmy tak długo nad nią stały i podziwiały każdy jej element gdyby nie to, że miałyśmy tylko 'wejść i popatrzeć'. Cóż, łatwo się mówi bo mentalnie nadal byłyśmy przy stoisku z Sultry i nadal, a przynajmniej ja tak miałam bardzo ją chciałam. Ten moment jak opowiadałam o niej mojemu narzeczonemu, jak pokazywałam umazaną rękę i jak Jul mnie poparła - bezcenny! Ale bezcenne było także, że dwa tygodnie później wróciłam do Sephora z narzeczonym aby mu ją pokazać i co? Orzekł jak my, że wygląda wystrzałowo i takim sposobem zabrałam ją do domu. Zdecydowanie w tym momencie to jest moja paletka nr 1!
Każda z nas wie jak ciężko się pisze wpisy z recenzją palety. Ja się do tego zabierałam od ubiegłego tygodnia - miałam proste założenie: 27 wypuścić tą recenzję a przynajmniej odczucia po używaniu jej przez kilka ostatnich miesięcy. Sultry towarzyszy mi wszędzie, w każdą (nie)pogodę i na każdą okazję. Przetestowałam ją w każdym możliwym warunku (jedynie bez bazy nie, bo akurat tego nie używam). Jest jedyną paletą jaką mam i jedyną w użyciu - czy warto ją kupić?
Fantastyczna paleta 14 cieni do powiek, które umożliwiają wykreowanie makijażu smoky eye o matowym lub opalizującym efekcie. Ultramatowe odcienie charakteryzuje aksamitna, miękka konsystencja, która ułatwia blendowanie kosmetyku i nabranie na pędzel jego odpowiedniej ilości. Metaliczne odcienie posiadają wielowymiarowy blask, idealnie rozprowadzają się na skórze i są wyjątkowo trwałe. W palecie znajduje się szeroka gama cieni o chłodnych odcieniach, które pozwalają na tworzenie różnorodnych efektów.Do luksusowego opakowania z lusterkiem dołączono dwustronny pędzelek
14 cieni. Jedne lepsze, inne gorsze. Dla mnie - one nie potrzebują bazy! Z pędzelkiem, z bombowym opakowaniem! Ależ ono błyszczy! Wygląda jak prawdziwy brokat i tak samo prezentuje się kartonik od niej. Choć ja mam tu minus bo coś mi kapło na wieczko i nie mogę tego doczyścić.
Mam kilka zastrzeżeń co do formuły - w pojedynczych egzemplarzach oczywiście. Ale zacznijmy po kolei - każdy cień postaram się Wam dość dokładnie opisać i to jak się z nim pracuje.
Zacznę od pędzelka - gigantyczny plus bo fajnie, że jest. Fajnie bo dwustronny i można nim zbudować cały makijaż oka. Krótsza końcówka ma dość przyjemne włosie, dobrze nabiera cienie i idealnie je się nim nakłada. Zastrzeżenia mam do końcówki z czarnym włosiem - ta jest znacznie dłuższa ale też delikatnie ( w moim przypadku tak jest) drapie powiekę co jest strasznie irytujące. Choć muszę jej także przyznać, że mimo tego te matowe cienie nałożone nią wyglądają na bardziej napigemntowane niż bym użyła pędzla innej marki (nawet te z Jessup nie wydobywają z niektórych cieni aż tak mocno pigmentu).
Ogóle zalety? Oprócz aspektu wizualnego to tak: cienie są mega wytrzymała i dają radę przez wiele godzin (bez bazy), nie rolują się i nie ścierają (znaczna ich większość). Mają przyjemną konsystencję i dobrze (jak strzepniecie oczywiście pędzel) je się nakłada i blenduje. Łączą się perfekcyjnie. Jasne, że mam tu cienie które mnie totalnie rozczarowały ale i takie które zachwyciły.
Z drugiej strony formuła cieni jest miękka i dość ...łatwa do rozwalenia. Spójrzcie na mój srebrny cień - widzicie ten uszczerbek? On powstał w momencie gdy wróciłam z paletą do domu z Sephora - zaraz w dzień zakupy. Każde puknięcie, mocniejsze potarcie pędzlem może spowodować jej uszczerbek i jakąś tam dziurę,
Aaa i ciągłe jej wycieranie jest na darmo - ten brokat z cieni aż lata po środku :D
Na stronie Sephora jest wiele zachwytów nad pigmentacją, uniwersalnością czy tym, że cienie nie robią plam i praktycznie będą z góry kupować kobiece serce. A więc zatem spójrzmy na każdy kolor z osobna, najpierw górny rząd.
Uff, cała czternastka za mną! Jestem dumna z tego i mam nadzieję, że choć po części jakoś Wam zobrazowałam Sultry. Oczywiście jest piękna i ma niektóre kapitalne cienie ale nie jest bez wad. I szczerze powiedziawszy po podwyższce cen w Sephora już bym jej nie kupiła.
Co jeszcze mogę o niej rzec? A no tyle, że lubię i chętnie używam, pomijam kolor Slate ale często, gęsto biorę Bloom :) . I tak, trzymają się dobrze pędzli (wyjątek - Bloom), dobrze się rozcierają i cienie metaliczne błyszczą jak diabli (ale i są takie które sypią brokatem aż miło!).
Polecam? Kolorystycznie tak, formuła z wadami ale nie jest to jakoś tak drastycznie w niej bym nie umiała tego ogarnąć ;) Choć jeszcze bym Soft Glam przytuliła ... ♥
I w sumie chyba wszystko co chciałam o niej powiedzieć to rzekłam ;)
Sephora, 249 zł
Każda z nas wie jak ciężko się pisze wpisy z recenzją palety. Ja się do tego zabierałam od ubiegłego tygodnia - miałam proste założenie: 27 wypuścić tą recenzję a przynajmniej odczucia po używaniu jej przez kilka ostatnich miesięcy. Sultry towarzyszy mi wszędzie, w każdą (nie)pogodę i na każdą okazję. Przetestowałam ją w każdym możliwym warunku (jedynie bez bazy nie, bo akurat tego nie używam). Jest jedyną paletą jaką mam i jedyną w użyciu - czy warto ją kupić?
Fantastyczna paleta 14 cieni do powiek, które umożliwiają wykreowanie makijażu smoky eye o matowym lub opalizującym efekcie. Ultramatowe odcienie charakteryzuje aksamitna, miękka konsystencja, która ułatwia blendowanie kosmetyku i nabranie na pędzel jego odpowiedniej ilości. Metaliczne odcienie posiadają wielowymiarowy blask, idealnie rozprowadzają się na skórze i są wyjątkowo trwałe. W palecie znajduje się szeroka gama cieni o chłodnych odcieniach, które pozwalają na tworzenie różnorodnych efektów.Do luksusowego opakowania z lusterkiem dołączono dwustronny pędzelek
14 cieni. Jedne lepsze, inne gorsze. Dla mnie - one nie potrzebują bazy! Z pędzelkiem, z bombowym opakowaniem! Ależ ono błyszczy! Wygląda jak prawdziwy brokat i tak samo prezentuje się kartonik od niej. Choć ja mam tu minus bo coś mi kapło na wieczko i nie mogę tego doczyścić.
Mam kilka zastrzeżeń co do formuły - w pojedynczych egzemplarzach oczywiście. Ale zacznijmy po kolei - każdy cień postaram się Wam dość dokładnie opisać i to jak się z nim pracuje.
Zacznę od pędzelka - gigantyczny plus bo fajnie, że jest. Fajnie bo dwustronny i można nim zbudować cały makijaż oka. Krótsza końcówka ma dość przyjemne włosie, dobrze nabiera cienie i idealnie je się nim nakłada. Zastrzeżenia mam do końcówki z czarnym włosiem - ta jest znacznie dłuższa ale też delikatnie ( w moim przypadku tak jest) drapie powiekę co jest strasznie irytujące. Choć muszę jej także przyznać, że mimo tego te matowe cienie nałożone nią wyglądają na bardziej napigemntowane niż bym użyła pędzla innej marki (nawet te z Jessup nie wydobywają z niektórych cieni aż tak mocno pigmentu).
Ogóle zalety? Oprócz aspektu wizualnego to tak: cienie są mega wytrzymała i dają radę przez wiele godzin (bez bazy), nie rolują się i nie ścierają (znaczna ich większość). Mają przyjemną konsystencję i dobrze (jak strzepniecie oczywiście pędzel) je się nakłada i blenduje. Łączą się perfekcyjnie. Jasne, że mam tu cienie które mnie totalnie rozczarowały ale i takie które zachwyciły.
Z drugiej strony formuła cieni jest miękka i dość ...łatwa do rozwalenia. Spójrzcie na mój srebrny cień - widzicie ten uszczerbek? On powstał w momencie gdy wróciłam z paletą do domu z Sephora - zaraz w dzień zakupy. Każde puknięcie, mocniejsze potarcie pędzlem może spowodować jej uszczerbek i jakąś tam dziurę,
Aaa i ciągłe jej wycieranie jest na darmo - ten brokat z cieni aż lata po środku :D
Na stronie Sephora jest wiele zachwytów nad pigmentacją, uniwersalnością czy tym, że cienie nie robią plam i praktycznie będą z góry kupować kobiece serce. A więc zatem spójrzmy na każdy kolor z osobna, najpierw górny rząd.
- Fresh - bardzo jasny mat, który przypomina mi odcień White Chocolate z palety TF Chocolate Bar. Ba, nawet są podobne w obsłudze. Stosuję go jako bazę pod inne (inaczej nie mam pomysłu na niego). Ma słabą pigmentacja - dość dużo trzeba go nałożyć by cokolwiek było widać i no ten, strasznie się pyli, chyba najmocniej z wszystkich matów.
- Pearl - uwierzycie jak Wam powiem, że to jedyny cień, w którym mam już widoczne dno? Tak, tak i to jeden z najczęściej wybieranych odcieni przeze mnie, głównie do rozświetlania wewnętrznego kącika oka. Wygląda obłędnie! Błyszczy jak miło, potrafi bez bazy trzymać się do 7 godzin w stanie idealnym. Trochę mi przypomina Marzipan z TF ;) Jedyny minus jest taki - z niego brokat się sypie i czy to dacie bazę (sprawdzała to dziewczyna od makijażu) czy nie, brokat jest wszędzie, mało tego mimo iż cień wygląda b.ładnie na powiece po tylu godzinach to na policzkach można zaobserwować brokat, który zwyczajnie spadł.Tak, on sypie się najbardziej .
- Steampunk - czyli znowu nawiązanie do palety TF i cienia Creme Brulee...To naprawdę piękne złoto! Bardzo lubię go w mocnym połączeniu - najczęściej z Dystopian. Pięknie wygląda, delikatnie się pyli ale wystarczy otrzepać pędzel i to znika. Po godzinach nie ma śladu po brokacie na policzkach a sam cień, utrzymuje się do jakiś 9 / 10 godzin na powiece przy czym delikatnie znika ta świetlna złota poświata - tak jakby ten błysk się wytarł.
- Rose Quartz - nie jest to ani brąz ani róż, pięknie opalizuje na te dwa kolory i ślicznie wygląda na powiece. Trzyma się także to jakiś 7/8 godzin i to jeden z tych metalicznych cieni z którego się nie sypie.
- Ember - to jeden z tych kolorów, z którymi nie bardzo się lubię i rzadko sięgam. Dość ciemny brąz który chyba jako metaliczny cień jest najbardziej stonowany i nie błyszczy tak hiper wow, przynajmniej na powiece gdzieś to się gubi. W dobrym stanie trzyma się jakieś 5 / 6 godzin, później wyciera się dość mocno na powiece i jest tylko w jej załamaniach.
- Bloom - to był cień, którego tu nie chciałam i otwarcie mówiłam 'po co go tu wsadzili?", jednak to on jest w moim makijażu bardzo często! Świetnie wygląda i najlepszą pigmentację wyciągniecie z niego za pomocą dołączonego pędzelka. Mimo tego koloru cień wytrzymuje bite 10 godzin jedynie tracą na swojej intensywności, aaa i praktycznie się nie pyli.To mat, drobinki na foto to z innego cienia mi się sypły ;D
- Birch - ani nie jest brązem ani kolorem musztardowym, to coś pośredniego. W słońcu może się wydawac na jasny brąz czy też karmel. Bardzo go lubię mimo, że nie jest zbyt trwały. Trzeba go także nałożyć odrobinę więcej aby wytrzymał te 5/ 6 godzin. I także się nie pyli.
- Cinder - ma najpiękniejszą nazwę ale i jest dość kapryśna. Raz się sypie jak diabli a raz ani śladu pylenia i to nieco ciemniejsza wersja Ember z tym, że tu czasem wpada w złoto. Ładnie błyszczy ale szybko schodzi i to w paskudny sposób bo wchodzi w każde załamanie na powiece. Trwałość jakieś 5 godzin.
- Twig - beż, kawa z mlekiem? Nie wiem jak go nazwać. W praktyce to coś na kształt Birch, potrzeba go więcej, trzyma się również podobnie i mało co pyli.
- Teak- jest odcieniem, który bardzo lubię. O ile Cinder mogła wpadać w złote tony to Teak pięknie opalizuje na czysty brąz! Zaskoczył mnie na powiece i zawsze zachwyca. Nie pyli, nie sypie trzyma się jakieś 6 godzin.
- Dystopian - to jeden z tych matów gdzie mówisz 'wow' bo pigmentacja poraża! To także ten kolor, który trzyma się bite 10 godzin i nic się z nim nie dzieje. Ciemny brąz, który trzeba nakładać ostrożnie bo naprawdę już siła koloru przy jednym pociągnięciu jest mega! Ani nie pyli ani się nie osypuje - mat idealny!
- Cyborg - z nim mam problem bo pięknie błyszczy, na powiece wygląda fantastycznie i bardzo 'srebrzyście' (nie jak na swatchu) ale strasznie się osypuje, trzeba go nałożyć dużo by wyglądał pięknie, trzyma się jakieś 5/6 godzin ale sprawia trochę problemów, tak , zdarza się, że po kilku godzinach okolica pod oczami jest obsypana brokatem.
- Slate - kolor nie mój, najczęściej go pomijam bo się w nim nie czuję, wyglądam w nim dość dziwnie. Trochę blado i mizernie. Nie sypie się, nie pyli dwa machnięcia pędzlem wystarczą aby ładnie pokrył powiekę i trzyma się średnio do 5 godzin.
- Noir - w rzeczywistości (nie jak na swatchu) to cholerna czerń, głęboka i mocna i należy dawać ją ostrożnie bo może Was zaskoczyć jak mocno jest nasycona. Ona także trzyma się bite 10 godzin i jest mało problemowa.
Uff, cała czternastka za mną! Jestem dumna z tego i mam nadzieję, że choć po części jakoś Wam zobrazowałam Sultry. Oczywiście jest piękna i ma niektóre kapitalne cienie ale nie jest bez wad. I szczerze powiedziawszy po podwyższce cen w Sephora już bym jej nie kupiła.
Co jeszcze mogę o niej rzec? A no tyle, że lubię i chętnie używam, pomijam kolor Slate ale często, gęsto biorę Bloom :) . I tak, trzymają się dobrze pędzli (wyjątek - Bloom), dobrze się rozcierają i cienie metaliczne błyszczą jak diabli (ale i są takie które sypią brokatem aż miło!).
Polecam? Kolorystycznie tak, formuła z wadami ale nie jest to jakoś tak drastycznie w niej bym nie umiała tego ogarnąć ;) Choć jeszcze bym Soft Glam przytuliła ... ♥
I w sumie chyba wszystko co chciałam o niej powiedzieć to rzekłam ;)
Sephora, 249 zł