Tous OH! The Origin

By Rupieciarnia drobiazgów - 10:02

Wiedziałam, że prędzej czy później nasze spotkanie nastąpi. Znacie to uczucie kiedy wiecie, że coś jest nieuniknione? Choćby się człowiek wypierał, zapierał rękoma i nogami to i tak w niedalekiej przyszłości do tego dochodzi. Poznajesz go, zaczyna Cię intrygować a Ty czujesz na początku zachwyt, Twoja buzia sama się uśmiecha na myśl o nim. Jest idealnie! To wspaniałe uczucie rozpiera cię od środka, czujesz że ta decyzja by się z nim zapoznać była warta grzechu i okazała się strzałem w dziesiątkę! Bo to było coś! To było wielkie wow! Ale jednak z czasem uczucie słabnie, twój entuzjazm ulatuje jak powietrze z balonika i jedynie co Ci pozostaje to tlące się iskry sentymentu, które pieszczotliwie pielęgnujesz. 


Tak, my tak mamy, Ja i on. Gdy pierwszy raz zobaczyłam to cudo moje serce zabiło mocniej i zrobiło conajmniej podwójne salto! Im bliżej było do premiery tym bardziej pociły mi się ręce a jak tylko weszłam do tej krainy rozpusty, złapałam go w swoje ręce normalnie odleciałam! (bez skojarzeń mi tu! :D). To było to, to było moje upragnione 'małe dzieło sztuki', które jak najszybciej chciałam posiąść, postawić na półce i napawać się widokiem doskonałego 'Miśka'. Krążyłam koło niego, wąchałam za każdym razem jednak nigdy Miś nie pokusił mnie na tyle mocno by wybrać go spośród setek innych cudnych przedmiotów. I tak bywa - aż do pewnego wiosennego dnia sam pojawił się w moich rekach czule szepcząc 'no hej mała, może jakieś małe randez vous?; :D 

Tous zawsze przekazuje emocje. Zaskakuje szczegółami, uwodzi zapachem.

Ten zapach potwierdza zdolność Tous do zaskakiwania i uwodzenia. Origin, jest ucieleśnieniem ducha Tous; był przeznaczony dla młodych, wyrafinowanych, eleganckich kobiet.

To połączenie róży, które uosabiają romans, z bardziej eleganckim kluczowym piżmem, który jest kultowym duetem klasyki perfumiarstwa.

Z nutami: Różowego pieprzu
W sercu zapachu: Irys i Różą
Esencja: piżmo, wanilia, fasolka tonka i ambrozja

No a ja co? Poleciałam jak głupia, szczerząc te swoje zęby poddałam się naszemu małemu romansowi. I na początku było pięknie, miłość kwitła a jednak przyszedł czas gdzie Misiek zwyczajnie mnie zmęczył i ta nasza 'randka' została szybko zakończona! 



Nasz romans był wspaniały! Zaczął się od nuty słodyczy, która towarzyszyła mi przed kilkanaście dobrych minut! Było słodko i trochę pieprznie bo do głosu doszedł różowy pieprz. Zapach nabrał jakiejś zadziorności, chciał pokazać pazury i przebić się przez różę, która delikatnie chciała być postawiona na pierwszym miejscu. Ale jej się nie udało. W ogóle się nic nie udało. Bo tak ładnym początku naszym romansie, trwającym kilkanaście tygodni nic się nie rozwijało, akcja nie ruszyła do przodu a ja uznałam, że sorry memory ale tak to my się bawić nie będziemy. Jest słodki i jest zadziornie ale co z resztą? Gdzie irys? Gdzie piżmo czy fasolka tonka? A no nie ma! Zwyczajnie Misiek je zeżarł iw wypluł robiąc z tego papkę a raczej coś na kształt ulepku słodyczy a silnym akcentem pieprzu i dobijającą się różą do głosu. 

Wybacz Miśku ale z tego żadnego owocu nie będzie. I mimo, że początek zapachu obiecuje dużo i dla fanek słodyczy z 'dodatkiem' będzie miłym zaskoczeniem to im dalej tym bardziej bolą zęby. Ja go lubię, naprawdę ale o ile w perfumerii zapach wydawał się rozkoszny tak po noszeniu go przez ostatnie kilkanaście tygodni, przez kilka godzin dziennie doszłam do wniosku, że to taki zakamuflowany Miś dusiciel. Najpierw mami Cię wizją romansu, który na początku zachwyca,a  potem niczym ten boa oplata Twoją skórę i zaczyna dusić, być zbyt natarczywy a jedynie czego chcesz to się go pozbyć, zmyć go ze skóry

Tu się nic nie dzieje! Ten romans umarł śmiercią naturalną lub inaczej - zakończył się nim  na dobre zaczęły sypać się iskry. Początek ok - dalej? Ja dziękuję za tą duchotę, która przypomina jakieś tanie perfumidła z bazarku (takie wiecie - mają być eleganckie więc są mega pudrowe a co za tym idzie duszą jak jasna cholera!).



Jednak - ten romans dał mi coś więcej niż chwilowe zadowolenie, którego nie musiałam udawać! Po pierwsze = cudny flakon,z  dopracowanymi detalami, czysta poezja i ten złoty Misiek! ♥ Skrada serducho, i mimo, że moje 30 ml jest malutkie i zgrabniutkie to jest w nim pewien pierwiastek niezwykłości: mianowicie nie widzę żadnego ubytku w nim. Psikam codziennie, testuję go od kilkunastu tygodni a nadal nie widzę by w tej małej buteleczce coś ubywało! 

Misiek - boa, najpierw mnie zachwycił, był moim małym spełnieniem i marzeniem a potem rzeczywistość szybko mnie otrzeźwiła. Nie lubię tak duszących zapachów, które z tak fajnego początku wypadają w ogólnej ocenie nijako. Nic specjalnego bo aspekt wizualny choć cudny to tego nie uratuje. Intensywność? Cóż słodycz mija szybko, ale duszna nuta utrzymuje się dłużej i aż świdruje w nosie - do jakiś 4 / 5 godzin! A jak wiecie - kocham różowy pieprz jednak w tym wydaniu jestem mega zła, że zabiera całe show!

Oj Miśku i co ja mam z Tobą zrobić? Było nam tak dobrze, tak dobrze wszystko się zaczęło a tak szybko się spieprzyło. No i co z naszymi potrzebami? Poczekam chyba na zimniejsze dni co może mnie zadusisz w jesienną aurę albo zwyczajnie będziesz lepiej wtedy się na mnie układać :D

Sephora, 30 ml/ 159 zł, 100 ml/ 329 zł 

  • Share:

You Might Also Like

0 komentarze