'Minimalizm' ? Kupowanie na zaś? Każdy beauty bloger to zna!

By Rupieciarnia drobiazgów - 09:21

Moja głowa uparcie podpowiada mi, że ja już taki wpis kiedyś tworzyłam, znaczy się już była podobna treść (albo coś w ten deseń) ale nijak nie mogę sobie tego przypomnieć (no nie!). Szukam i szukam w tych swoich treściach i nie widzę a naprawdę taką wenę dostałam, że szkoda bym zmarnowała cały zasób słów które chce ładnie ubrać w zdania, bo czy bycie blogerką kosmetyczną może powodować, że chce się mniej? Mniej kosmetyków, mniej zakupów? Czy to się jakoś nie wyklucza? Gdzie człowiek nie spojrzy to widzi: minimalizm w makijażu (a pół tynku na mordce), minimalizm w zdjęciach, minimalizm tu, minimalizm tam (ja naprawdę nie wiem sam tam tam tam :D). Generalnie kiedy ja puściłam takie hasło w domu to usłyszałam, że jak ktoś pisze o kosmetykach to o żadnym minimalizmie nie ma mowy (bo o czym będzie pisać?).


Pamiętam, że swego czasu kupowanie nowych kosmetyków było dla mnie jak sport: a kupię dwudziesty żel pod prysznic, dziesiąty szampon czy setną maseczkę. Wchodziłam do drogerii, traciłam co miałam a półki w domu się uginały. Nie dawałam wtedy siostrze ani przyjaciółce - wszystko ciułałam sama dla siebie 'bo mi się przyda, bo użyję, bo o tym napiszę'. I to było najbardziej głupie myślenie na świecie! Nigdy nie użyłam a jak już o czymś pisałam to na samym początku było stekiem bzdur bo o niczym pojęcia nie miałam, takie typowe wiecie 'hejka dziewczyny, żel myje' - a dajcie spokój z takim pisaniem!
Moment opamiętania sam przyszedł i stało się to  naturalnie - miałam wielki blogowy kryzys, miałam dość siadania do pisania, wymyślania o czym tu dziś napomknąć i sama czułam się jakbym była do tego 'przymuszona' więc automatycznie moja liczba robionych zakupów zmalała do zera. Nigdy nie kusiły mnie oferty online, nigdy nie kusiłam się na mega promocje czy jakieś boxy ale wystarczyło bym weszła do swojej drogerii i kasa na kosmetyki się rozchodziła :D.

I muszę przyznać, że gdyby nie ten kryzys blogowy to pewnie nadal bym kupowała tonę kosmetyków, które by tylko leżały w szafie. Po co mi tyle? Nie mam pojęcia, zawsze chciałam dużo pisać i kiedyś nie liczyło się dla mnie żeby to związane było z jakością a ilością, wychodziłam z założenia że im więcej tym lepiej. Szybciej zostanę zauważona, prędzej coś osiągnę i takie wiecie - głupie dyrdymały, że tak będzie lepiej. 
Ale nie było i nie jest - po pierwsze szkoda pieniędzy: promocje zawsze się znajdą, dobre okazje także więc nie ma co kupować na zapas, po drugie to szkodzi, dosłownie! Fachowo mówiąc, mało brakuje a można wpaść w 'zbieractwo' - czyż nie? Czy Wasze szafy z początku blogowania / fascynacji kosmetykami nie były wypchane po brzegi i mimo tego nadal znajdowało się miejsce na coś nowego? A no było, i jak tak teraz myślę o tym to jest mi siebie zwyczajnie żal - jaka ja głupia byłam (to mi zostało :D) i ile mojej kasy poszło na marne. Bo koniec końców kiedy jednak mój rozum wpadł na ten właściwy tor myśleniowy to zaczęłam kosmetyki wydawać po znajomych, wrzucałam do konkursów i aktualnie w mojej szafie jest na styk: tyle tyle ile naprawdę potrzebuje, nie kupuje na zapas, bo się przyda czy po prostu bo jest promocja. To już tak nie działa.


Generalnie słowo 'minimalizm' jest ostatnio używane wszędzie i mam wrażenie, że jest go za dużo. Bo widzisz, babka w pełnym makijażu a tam podpis 'mój dzienny minimnalizm', bogate wnętrze a tam znowu 'minimalizm', nosz kurwa mać! Minimalizm, mini, malizm? Eee znaczy się mało, mniej, skromniej? Tak mi się wydaje raczej a nie pierdu pierdu, wrzuca się chwytliwe słowo i voila! Tak czy siak każda/ każdy z nas przechodzi ten okres: szaleństwo zakupów i opamiętanie wiec jakby nie patrząc - z początku zaczynając swoją przygodę z blogiem nie da się uniknąć kupowania masy produktów. Zwyczajnie się nie da.
Ja nadal jestem osobą, która ma jeden podkład, dwa tusze i używa jednej paletki, wyjątkiem u mnie są perfumy (TO SIĘ NIE LICZY!), po uja mi 10 kremów czy 5 tuszy jak znam siebie i wiem, że i tak będę jednego używać? No po co?

Zabawa w typowego cebulaka i liska chytruska nie ma sensu: bo a) sam/a nie zużyjesz wszystkiego, b) można pogubić się w gąszczu kupionych produktów c) prędzej to straci ważności niż Ty użyjesz.

Jasne, łatwo mi się wymądrzać teraz bo jak zobaczycie wpis z nowościami to zaczniecie gadać że co ja tu odpierdalam skoro tyle mi tego wpadło, a no wpadło i idzie na bieżąco i się podzieliłam z bliskimi (ale to nie moja wina :D)


No ale co z tym minimalizmem? Nie chodzi w tym o to, by całkowicie zrezygnować, z kupowania kosmetyków, miej ten 1 czy 2 żele w zapasie, dodatkowy tusz, czy jeszcze inną pierdółkę ale zadaj podstawowe pytanie sobie: czy Ci to jest niezbędne aby kupić ich jeszcze więcej?
Bo mi nie - zdarzają mi się przesyłki PRowe, których zawartość kompletnie jest 'nie moja', ja tego nie sprzedaję, nie wyrzucam tylko robię z tym konkurs bo szczerze ufam,. że komuś to się przyda. Z dwojga złego: śmietnik czy konkurs wybiorę to drugie. 
Dziewczyny robią świetne akcje: miesiąc bez zakupów, detox kosmetyczny i to jest zawsze dobry początek - jeśli komuś nie przyjdzie to naturalnie (tak jak mi) to może taka inicjatywa w tym pomoże? No chyba, że coś jest Twoją pasję (np. kolekcjonowanie świec) to co innego ;).

I nadal mam wrażenie, że ja już to pisałam, tylko w lepszych słowach i zgrabniej mi to wyszło, takie 'deżawu' mam! :D 

Kto z Was nadal gromadzi i chomikuje kosmy po kątach? A kto już z tego wyrósł? No i oczywiście - czy na początku stawiałyście na ilość czy jakość?

  • Share:

You Might Also Like

0 komentarze