Mieszane uczucia czyli #7: Balea, Elkos, Isana & Marion

By Rupieciarnia drobiazgów - 22:09

Nie wierzę, ostatni wpis z tej serii pojawił się dokładnie pół roku temu i od tego czasu nie trafił mi się żaden kosmetyk, który by wywoływał we mnie tak skrajne odczucia jak dzisiejsi bohaterowie. Raz się nimi zachwycałam a raz ... szczerze miałam ich dość i żałowałam że wpadły w moje ręce. Chyba mi szczęście dopisywało aż do teraz... Jednak jak już teraz się pojawiły produkty z takim mieszanymi odczuciami to zrobiła ich się mała grupka - zwłaszcza wiele 'pretensji' mam do Balea... zobaczcie dlaczego... A ja tak lubię tą markę <mysli>


Sama pielęgnacja, no sama pielęgnacja! Ja nie wiem, ale ostatnio coś te 'niemiecka' cuda mi się nie sprawdzają ;/ A szkoda, bo mają kilka plusów...

1. Balea szampon z wodą kokosową 

Szampon przeznaczony do włosów suchych i pozbawionych blasku. Specjalna formuła z wodą z zielonego kokosa i betainą uzyskiwaną z buraka cukrowego odżywia włosy i nadaje blask.

 Obiecują blask, jest kokos na obrazku to jak tu nie mówić, że ma być dobry, no jak?

Blasku nie nadaje, ale za to odżywia z tym, że no kurde to dość problematyczny produkt. Plącze włosy, trzeba myć nim głowę dwa razy i obficie przy tym spłukiwać bo a) przy jednym spłukiwaniu i jednym myciu włosy sa tępe w dotyku i po wyschnięciu wyglądają na niemyte, b) nie oczyszcza dostatecznie dobrze, c) jest mało wydajny. Przy pierwszym razie gdy myłam nim włosy, spłukałam i na drugi dzień po przebudzeniu zobaczyłam swoją czuprynę - zatkało mnie! Od czubka głowy włosy były matowe, jakby tłustawe ... Masakra, dopiero przy podwójnym myciu widać znaczną różnicę ale nie po to kupuje szampon by spędzać na myciu kudłów kilkanaście minut. Poza tym on ma problem ze zmyciem olejów/ masek... Mocno się leje ale, ale gdy już się przyłożę do jego użytku, zrobię to podwójne mycie to włosy wyglądają dobrze, są miękkie i odżywione. I tyle. A zapach? To nie kokos, ani woda kokosowa, to jakieś słodkie ciasteczka, które chwilę czuć na włosach i generalnie - zapach jest rozczarowaniem ogromnym. 



2. Balea pianka do rąk Cake Pop

Balea Handschaum Cake pop - Innowacyjna formuła kremu do rąk w piance. Odżywia i nawilża delikatną skórę dłoni, pozostawiając ją miękka w dotyku.  Bardzo dobrze się rozprowadza i szybko się wchłania. Nie pozostawia na skórze tłustej i nieprzyjemnej warstwy.  Produkt przebadany dermatologicznie, wegański.

Największą zaletą tej pianki jest jej formuła a raczej sama pianka, która ładnie rośnie, jest jedwabista i mocno puszysta. szybko się rozprowadza na dłoniach, szybko także się wchłania i nie zostawia na nich uczucia lepkości . I to tyle z plusów. Pianka ma dość słodki, prawie ulepkowaty zapach, który przy dłuższym stosowaniu może przeszkadzać. Przeszkadza mi w niej także to, że przy częstszym stosowaniu może (o ile już tego nie robi) przesuszać dłonie ... To jest jakaś masakra! Używając go od czasu do czasu tego tak nie widać ale jak zaczęłam używać dzień za dniem, o każdej porze gdy uznałam że tego moje dłonie potrzebują, zauważyłam znaczną różnicę - skóra stała się szorstka, wszystkie skórki zaczynały odstawać ...Naprawdę widok w stylu 'fee'!Nie ma mowy o żadnym nawilżeniu - ta pianka po prostu jest 'byle jaka'  i specjalnie jakiś super właściwości odżywczych nie ma, ot taki tam gadżet, coś innego niż tradycyjny krem do rąk. 

3. Isana peeling kawowy

I tu nie ma żadnej notki od producenta bo te peelingi, a raczej saszetki mają się dopiero u nas pojawić a mi się zwyczajnie nie chce tłumaczyć tych niemieckich treści ;D . Czy one warte sa tych paru groszy? Ja się naprawdę spodziewałam dużo po tym peelingu jednak tu od samego otwarcia saszetek kręciłam nosem. Po pierwsze peelingi sa bardzo delikatne i suche (nie ma w nich ani grama wilgoci), niezależnie czy stosowałam je na sucho czy na mokro, efekt był ten sam - delikatne zdzieranie. Po drugie, mało w nich kawy co może wydawać się śmieszne - więcej w nich dodatku 'owowca' niż samej kawy która ma być tym cudownym składnikiem. Po trzecie one tylko delikatnie zdzierają i także delikatnie rozjaśniają skórę...na parę minut. No nie zachwyciły mnie, przyznam szczerze. Te kultowe BodyBoom czy Love Your Body miały swoją moc, było je czuć i te ich zapachy a tu ...
Kwesta zapachu będzie wsporna ale mango? To nie ma mango, ja czuję w nim za dużo damskich perfum, zapach nie jest owocowy, jest mocno sztuczny, jakby producent nie wiedział kiedy przestać go ulepszać, a kokos? Pachnie męsko! Nie ma w zapachu ani grama z kokosu ale jest zapach męski - dla mnie piękny ale to nie to co się spodziewałam... Na raz? Ok - ale z mojej strony miłości nie ma.



4. Marion Korean Energy oczyszczający żel do mycia twarzy 

Oczyszczający żel do mycia twarzy z naturalnymi drobinkami peelingującymi z łupiny orzecha włoskiego, które wspomagają proces usuwania martwych komórek naskórka z powierzchni skóry.

Och jak ja się cieszyłam gdy pierwszy raz serie Korean Energy zobaczyłam w Biedronce - wtedy skusiłam się na dwa produkty: owy żel i maseczkę (która jest znacznie lepsza niż to). Och jakże ja byłam szczęśliwa bo zawrotna cen 5.99 zł to istny raj dla takiego cebulaka jak ja! Ale jak przyszło do pierwszego używania to czar prysł a ja chciałam by ktoś zginął w ogniu piekielnym. A owszem, żel ma drobinki, upierdliwe kropki, które są tak delikatne że czasami mi ich żal bo nie umiem powiedzieć co one mają robić na tej buzi bo nawet do jakiegoś zdzierania się nie nadają. Jedyne co robią to to, że po użyciu żelu i osuszeniu twarzy na buzi zostaje wiele białych kropek, które są mocno wkurwi*jace. No po jaki czort mi to było.
Nie wiem czy mam traktować go jako żel czy peeling bo o żadnej tonizacji tu mowy nie ma? Bo niby myje niby jest ok ale okropnie przesusza skórę więc nie nadaje się do codziennego użytku - zresztą te drobinki są tak koszmarne że jakbym mogła to bym żel przez sitko lała :D Z plusów bo jakieś to ma to, to jak na złość jest wydajne i niczym nie pachnie, no koło azjatyckich kosmetyków tego raczej nie postawię - kupiłam raz, dziękuję. Nie warto. Mam wrażenie, że na siłę wrzucono tam te drobinki, które są niepotrzebne - ani nie ścierają, ani nie dają żadnej przyjemności tylko okropnie
irytują!


5.Elkos Roll-On Clear and Safe

48 godzinna ochrona. Zawiera naturalne minerały pielęgnujące skórę. Miły delikatny zapach. Nie zawiera alkoholu.

Tu to już w ogóle jakieś zaćmienie dostałam bo po jaki czort wydałam na to te 4 czy 5 zł ?Rozumiem, potrzebowałam coś na szybko ale w tym momencie powinnam odstawić go na półkę - bo on za cholerę nic nie robi. Mocno lejący się, dość długo schnie na skórze, pachnie intensywnie ale przez pół godziny i tylko tyle trwa jego ochrona, po tym czasie nie ma już nic. A nie wspomnę, że przy większym wysiłku ćwiczeniach czuje się zwyczajnie jak spocony knur od którego wali na kilometr. To nic nie robi - nic, a nic i nie rozumiem dlaczego on jest w obiegu? Srogo się zawiodłam bo chociaż tą minimalną ochronę mógłby zapewnić a tu figa z makiem ;/ 

Także wiecie, dziękuję za te 'pół bubelki' i nie zachęcam do wypróbowania ;D
  Co się Wam ostatnio nie sprawdziło?

  • Share:

You Might Also Like

0 komentarze