Balea: Love Melon!, Berry Smoothie & Vitamin Maske

By Rupieciarnia drobiazgów - 09:13

Przez moje ręce przewinęło się sporo produktów marki Balea, sporo żeli, balsamów czy też produktów do twarzy. Były i szampony, odżywki ale także maski. Tych mogę liczyć dziesiątkami i z tego co pamiętam kiedyś pojawiały się one w denku a tylko dwie dostały recenzję (płachta tygrys i panda). I choć od tamtego momentu nadal używam masek Balea to nigdy nie pokusiłam się by napisać coś więcej o nich - a więc teraz przyszedł ten czas by to nadrobić i przedstawiam Wam trzy (a miały być cztery) maski Balea, które używałam w ciągu ostatnich tygodni. Może komuś to się przyda i wrzuci do koszyka choć jedną - kosztują grosze , coś tam robią i są fajną odskocznią od tych co znamy z naszych półek.


Dwie płachty, dwie maski o typowej konsystencji kremu, podzielone na dwie połówki czyli mamy dwie aplikacje zamiast jednej. W większości znam ich maski właśnie te podwójne - są w nich perełki, jak i takie kompletnie dla mnie nie mające racji bytu. I tym razem najpierw zaczęłam od tej 'kremowej', a raczej od wersji różowej.

Berry Smoothie

Ciesz się relaksującą chwilą i pozwól się rozpieszczać. Formuła antyoksydacyjna z pantenolem, żurawiną i ekstraktem z komosy ryżowej działa skutecznie na wolne rodniki,zapobiegają procesom degeneratywnym i opóźniają starzenie się skóry. Naturalne lipidy z oleju kokosowego i migdałowego pielęgnują skórę nadając jej jedwabistą gładkość.Stosować na oczyszczoną skórę. Nałożyć na twarz i szyję, pozostawić na 5 do 10 minut następnie zmyć ciepłą wodą. 

Szczerze powiedziawszy ta różowa wersja mnie nieco rozczarowała - spodziewałam się jakiegoś owocowego zapachu a nie dostałam nic. Ona wcale nie pachnie a jak już naprawdę się skupię na tym aspekcie to zapach jest jakiś mdły,nijaki i koło owoców nigdy nie stał. Konsystencja maski przypomina typowy, różowy krem jednak na moje oko w jednej saszetce jest jej bardzo dużo i pomimo wskazanego użycia jeszcze trochę mi zostało. Sama maska nałożona na twarz wchłania się/ zasycha w ciągu kilkunastu minut. Ciężko mi nazwać ten efekt, bo nie tworzy na buzi skorupy tylko podczas wchłaniania się zostawia cerę mocno różową - ja się przeraziłam bo myślałam że mam tak zaczerwienioną buzię :D. A tu wystarczy tylko zmyć to wodą i po problemie. W czasie aplikacji maska nie przysporzyła mi żadnych problemów choć miałam wrażenie, że w niektórych momentach mnie piecze twarz. Po jej zmyciu buzia była ładnie oczyszczona, delikatnie tłustawa (to znikło po chwili) i to mi się podobało. Myślę sobie, że jak na maskę za jakieś 4 zł to może być. Problem pojawił się rano kiedy wstałam - miałam wrażenie, że moja buzia jest jakaś inna. Zrobiłam standardową swoją pielęgnację, ale nadal miałam dziwne odczucia - bo wiecie, ta maska sprawiła, że wszystkie pory, zaskórniki zostały uwidocznione i to wyglądało okropnie! Tak jakby ta różowa maź najpierw to wszystko wyczyściła by po kilku minutach sprawić, że to się 'otworzy'. I tak się stało - chodziłam wkurzona przez to cały dzień i dopiero 2 dni po tej masce moja cera się uspokoiła. Niestety ale to kolejny dowód na to, że ja + olej koksowy to złe połączenie ;/
Jej plusy? A ma jakieś? A no ma, bo jednak oczyszcza tylko szkoda, że po kilku godzinach buzia wygląda okropnie jakbym wcale nie stosowała żadnej pielęgnacji



Love Melon!

Maska z tkaniny Love Melon firmy Balea zapewnia intensywne nawilżenie - dla świeżej i promiennej cery. Urzeka letnim zapachem soczystych, świeżych arbuzów. Odprężająca formuła z ekstraktem z melona i olejem migdałowym dostarcza odświeżającej wilgoci i pozostawia Skórę jedwabiście gładką i miękką w dotykus

"O mój Boże jak to pachnie!' taką miałam pierwszą myśl i takie były moje pierwsze słowa gdy tylko ją otworzyłam - coś cudownego i bardzo, ale to bardzo realnego! Mocno soczysty, arbuzowy zapach który już z miejsca podbił moje serducho! Dawno (a może wcale?) nie miałam żadnego kosmetyku, który by tak realnie pachniał arbuzem - coś pięknego! Drugie zdziwienie? Grubość płachty - jest zdecydowanie lepszej jakości jak i grubsza niż te z którymi jestem obeznana. Dobrze wycięta, ładnie przylega do buzi i ma mnóstwo mlecznej esencji .. która jest tylko w płachcie a nie w opakowaniu! Przy tym nic nie ścieka i nic nie kapie. Ze względu na zapach trzymałam ją dosyć długo na buzi i jedyne miejsce, które nie było suche to czoło - tam płachta była jeszcze mokra :D.
Po jej ściągnięciu resztki esencji wklepałam i voila! Cera po jej użyciu jest dość mocno nawilżona - taki szybki ratunek dla suchej skóry. Myślałam, że to nawilżenie zniknie po paru minutach i tu się pomyliłam, zrobiłam ją wieczorem po 21 i do rana do godziny 8/9 nadal czułam efekty nawilżenia. Cera także została lekko odświeżona i wyglądała dobrze.
Jej plusy? Ewidentnie piękny zapach arbuza, mocno realny, jakość płachty bo te nasze, dostępne u nas nawet w połowie nie sa tak grube jak ta, ilość a raczej także jakość tej esencji, która nigdzie nie spływa a przede wszystkim nawilżenie na długie godziny!

Vitamin Maske

Intensywnie odżywiająca maseczka do twarzy z ekstraktem pomarańczowym i sokiem z limonki. Posiada przede wszystkim właściwości odżywcze, regeneracyjne oraz nawilżające. Zawiera kompleks witaminowy, w szczególności wit. E, C i B5. Intensywna pielęgnacja każdej skóry. 

Muszę przyznać - ta maska bardzo miło mnie zaskoczyła. Po pierwsza ma bardzo gęstą, żółtawą konsystencję która przypomina mega gęsty krem do twarzy, który ma mocno odżywiać/nawilżyć naszą skórę. I to mega plus! Zaleca się trzymać ją 10 -1 5 minut ale ja widziałam, że już po tych przewidzianych dziesięciu minutach większość maski zdążyło się wchłonąć a resztę wytarłam za pomoca wacika. To co dała mi maseczka to: delikatne rozjaśnienie buzi (fajna jeśli szykujecie się gdzieś do wyjścia i potrzebujecie się upiększyć) i mocno, ale to mocno nawilżyła i odżywiła moją cerę. Po prostu wow! Dzięki niej nie musiałam już wieczorem użyć kremu, skóra była bardzo dobrze nawilżona - nie było żadnego tłustego filmu, nawilżenie było odczuwalne kilkanaście godzin. Bardzo dobrze poradziła sobie z suchymi miejscami na twarzy (u mnie to nos od ciągłego kataru). Nie wiem czy to na plus, ale maska ma bardzo słabo wyczuwalny zapach, praktycznie ja go nie czułam a spodziewałam się, że choć odrobinę będzie czuć tutaj cytrusy. Maska mnie nie zapchała, nie spowodowała żadnych wysypów pryszczy czy coś takiego.
Jej plusy? Na pewno cena, konsystencja treściwego kremu i to jak nawilża / odzywia skórę! Będzie idealna dla cer suchych czy odwodnionych, jako ratunek na suche miejsca, wchłania się także szybko, nie zostawia tłustośći - po prostu udana maska.




Powiem Wam, że tą czwartą w płachcie także zużyłam i nawet miałam w planach napisać o niej słów kilka ale okazuje się, że ta maska nie jest nigdzie dostępna (u nas) więc nie wiem czy miałoby to jakiś sens (chyba, że ktoś akurat wybiera się do DM i planuje tam zakupy) - to w skrócie powiem, że maska Mit Mir... ma tak samo fajną płachtę jak Love Melon! z tym, że tutaj trochę za mało były wycięte oczy, bardzo dużo esencji zostaje na twarzy (płachta po ściągnięciu nadal jest strasznie mokra) a sam efekt ... cóż buzia po niej strasznie się lepi przez długi czas, taki obrzydliwy tłusty film zostaje (czuć już na dłoni, że esencja z płachty jest dość tłustawa) i generalnie ta mnie nie zachwyciła. Pachnie ładnie owocowo ale tylko po otwarciu, dalej nie ma żadnego zapachu.

Uff, muszę przyznać, że na cztery maski , dwie mnie zachwyciły a pozostałe dwie okazały się mocno przeciętne. Love Melon pachnie bosko i daje świetne efekty i jak się nadarzy okazja to kupię ponownie (choćby dla samego świetnego zapachu arbuza), zaś maska witaminowa - wow, idealna dla cer suchych choć na mojej mieszanej cerze także spisała się kapitalnie! Maski Balea kosztują 'grosze' bo ceny zaczynają się od około 4 zł ( te podwójne) a kończą jakoś w granicy 15 zł (płachty, choć widziałam że ta arbuzowa gdzieś kosztuje 7 zł). Polecam polować na nie w DM lub w drgeriach online z niemiecką chemią :)

Mieliście styczność z maskami Balea? A może macie ochotę na ich wypróbowanie? 


  • Share:

You Might Also Like

0 komentarze