Tak jak mówiłam na Instagramie - wraz z końcem miesiąca pora na pełną recenzję nowości marki Rimmel. Intensywnie i uporczywie (naprawdę już czasami miałam ich po dziurki w nosie :D) przez ostatnie tygodnie testowałam zarówno tusz jak i pisak do brwi. Nie powiem - nie zawsze było nam po drodze, czasami bardziej psioczyłam na nie, czasami zwyczajnie mówiłam 'ooo jest ok' i skrzętnie notowałam wszystko co mnie w obu tych produktach irytowało. Ostatni raz chyba tusz Rimmel miałam przy okazji testów podkładu Wake Me Up i (wtedy też dostałam ich nowy tusz z czymś z ogórka chyba :D) czyli hmm... jakieś 4 lata temu (sprawdziłam, dokładnie w 2015 r w lipcu i we wrześniu pojawiły się wpisy) :D. Muszę przyznać, że po czterech latach i ponownym spotkaniu z marką mam mieszane uczucia :)
Generalnie nie miałam pojęcia, w którą stronę pójdzie nasza relacja - czy się pokochamy czy będę tą całą dwójką rozczarowana. Mieliśmy swoje wzloty i upadki. Chociaż jedną pozytywną rzecz wyniosłam z całych tych testów - pisak do brwi (w takiej formie nie jest moim ulubionym produktem - zdecydowanie wolę np kredkę Maybelline czy pomadę od Avon) a tusze Rimmel? Cóż, z nimi zawsze mam relację lekko przyjacielską, ale o miłości nie ma mowy :)
Wonder'Luxe Volume Black
W tym sezonie postaw na maskarę, która zapewni ci objętość all-inclusive! Precyzyjna szczoteczka pogrubia, a cztery pielęgnujące olejki zapewniają zdumiewającą miękkość i elastyczność rzęs. Odcień klasycznej czerni idealnie podkreśli Twoje spojrzenie na co dzień.
Jeśli dobrze pamiętam to ten tusz dostaniecie także w wersji 'extra black' czyli norma, dostaniemy jeszcze bardziej 'czarną czerń' :D. Ja postawiłam na klasykę z jednego powodu: nie lubię mocnej czerni, poza tym nie potrzebuję tuszu z napisem 'extra' skoro wersja podstawowa robi to samo (dla mnie czarny to czarny).
Tusze Rimmel mają charakterystyczne opakowania i różnią się tylko kolorami, bardzo często łapię się na tym, że sama nie wiem o którą wersję bym chciała zapytać w drogerii (a kto by pamiętał te nazwy) więc zazwyczaj mówię, 'no wie Pani, ten tusz Rimmel w różowym opakowaniu' (łatwiej mi idzie np zapamiętać nazwy wszystkich tuszy Loreal :D).
Generalnie z początku polubiłam się z nim - a to wszystko dzięki tej szczoteczce, bo takie lubię. Ona sama w sobie jest lekko wygięta, z ładnie ułożonymi wypustkami, którymi dobrze się maluje i z nabieraniem masy nie mam zupełnie żadnego problemu. Natomiast największą wadą tej mascary jest jej konsystencja - on jest bardzo mokry i może jak lekko podeschnie będzie mi się z nim lepiej pracować ale na ten moment ta konsystencja przyprawia mnie o niemały ból głowy. Bo a) są fajne efekty b) ona wszystko psuje. Widzicie - z jednej strony mamy ładnie wydłużone i rozdzielone rzęsy, kolor lekko podbity, nie ma efektu pandy, nie kruszy się ale powodu jego konsystencji może lekko odbijać się na powiece (nie zdarza się u mnie to zawsze, no ale cóż i tak bywa). Z drugiej strony - on bardzo szybko schnie na rzęsach więc jeśli są osoby, którym ładny efekt się nie podoba przy jednej warstwie i będą próbowały go dołożyć to może spotkać ich rozczarowanie. Niestety tu działa zasada: lepiej malować od razu, bo dodanie drugiej warstwy graniczy z cudem - rzęsy stają się wtedy sztywne, zaczynają przypominać pajęcze nóżki, widać grudki. Generalnie wygląda to okropnie i ciężko.
Wonder'Luxe to nie jest zły tusz - tylko trzeba po prostu lubić prosty i łatwy efekt, który dostaniemy po jego użyciu. Jest rozdzielnie i jest wydłużenie, nie zauważyłam by ten tusz pogrubiał - w tym aspekcie nie działa tak jak mówi producent, jednak mu to wybaczam. To wydłużenie i rozdzielenie mi wystarczy (przy jednej warstwie), mogłabym się pokusić o stwierdzenie, że mascara delikatnie unosi rzęsy ale o żadnym obiecanym pogrubieniu mowy nie ma . Obiecana miękkość? A no jest, ale pod warunkiem, że nie próbujecie dać drugiej warstwy tuszu bo wtedy zamiast pięknych rzęs mamy okropne grudki i suche, ciężkie patyki.
Śmiało mogę powiedzieć, że Wonder'Luxe dobrze wygląda na rzęsach przez długie godziny bez żadnego uszczerbku dla rzęs (nie ma kruszenia się).
Brow Pro Micro 24h
Pierwszy pisak do brwi z tak cienkim i precyzyjnym aplikatorem, że efekt jest maksymalnie naturalny. Pozwala na dorysowanie pojedynczych włosków, dzięki czemu idealnie wypełnia i podkreśla kształt brwi. Odporny na wodę i ścieranie!
Z Brow Pro Micro od początku miałam dziwną relację - nie lubię pisaków do malowania brwi i zwyczajnie nie umiałam się dogadać z jego formą, a raczej jego końcówką. Nie mam pojęcia też w ilu odcieniach będzie występować - podejrzewam, że będzie jeszcze jeden odcień skoro ja mam nr 002 :)
Problem z tym pisakiem nie polega u mnie na tym, że kolor nie ten czy źle mi się nim maluje - głównym powodem jest jest jego końcówka, a raczej to jak ona jest miękka. Z jednej strony wiem, że gdyby była ociupinę twardsza to nie szło by tak dobrze malować albo sprawiałoby to jakiś mały ból czy też całe robienie konturu brwi byłoby utrapieniem ale z drugiej... kiedy ja próbuje ładnie zrobić brwi i lekko przydusić końcówkę pisaka do skóry to ona tak jakby się 'płaszczy', rozchodzi na boki. I to jest naprawdę irytujące, tak samo jak fakt, że aby nadać głębszy kolor i aby w ogóle ten pisak coś zaczął robić to trzeba przydusić, inaczej nic nam nie wyjdzie z koloru. I zazwyczaj w miejscu przyduszenia zostaje jedna plamka, którą łatwo skorygować ale to wprowadza niepotrzebny chaos i dodaje nam kolejnej pracy. I tu, no niestety ale wolę pomadę i pędzelek i mieć kontrolę nad tym jak maluję i wiem, że żadna plamka się nie wytworzy (i nic poprawiać, ścierać nie muszę).
Z początku wydawało mi się, że odcień 002 będzie dla mnie za jasny, to naprawdę ładny brąz prawdopodobnie pasujący do blondynek ale dla rudych? I szczerze przyznaję, że w momencie kiedy pierwszy raz nałożyłam go na brwi poczułam się dziwnie - no, nie pasował mi ten odcień. Ale po kilku minutach, gdy spojrzałam w lustro jakoś to wyglądało, przez następne kilka dni sprawdzałam czy ten odcień faktycznie do mnie (nie)pasuje i odkryłam jedno - on delikatnie ciemnieje (a może to wina kolorów włosków?). Tak czy siak inaczej wygląda na swatchu a inaczej na brwiach - tam wydaje się kolor bardziej głęboki, bardziej ciemny co mi odpowiada (jeśli będziecie brały jego zakup pod uwagę to miejcie wgląd na fakt, że on może ciemnieć).
Z tych przyjemniejszych rzeczy - nim się naprawdę dobrze operuje, sam pomysł umieszczenia produktu do brwi w pisaku jest fajny ale zmieniłabym tutaj końcówkę tego pisadełka na coś ciut twardszego (a nie takiego miękkiego jak mamy teraz) i łapiącego kolor od razu - nie każda z nas ma czas na 'rozpisywanie' pisaka gdy na skórze w ogóle nie widać żadnego koloru (bo i tak się zdarza). Kolejnym plusem jest fakt, że łatwo można to poprawić - czy nam się rozleje więcej tego koloru na brwiach, czy też wyjedziemy poza linię, wystarczy przetrzeć i kolor schodzi natychmiast...No i z tym się wiąże ta cała jego trwałość bo odporny na wodę i ścieranie nie jest, skoro łatwo go poprawić. Faktycznie, efekt jest naturalny i nieprzerysowany ale utrzymuje się parę godzin, około 5/6 . Zdecydowanie to nie jest produkt, który bym poleciła na większe wyjście - jasne, wygląda fajnie, schodzi bardzo naturalnie (praktycznie tego nie odczujemy / nie zauważymy) i z całą pewnością Brow Pro Micro raczej nadaje do użytku dziennego niż wieczorowego :)
Na zdjęciu powyżej - jedna warstwa tuszu Wonder'Luxe i brwi malowane za pomocą pisaka Brow Pro Micro. I wybaczcie ale ja gdzieś na lapku zapodziałam te zdjęcie i musiałam się posiłkować tymi z Instagrama a widzę, że coś im się z 'jakością' :D ;D stało.
A na koniec powiem Wam, że jeszcze nie widziałam nigdzie w drogerii online tych produktów - sprawdzałam wczoraj i nie ma ich jeszcze dostępnych więc nie powiem Wam ani o ich cenie ani gdzie możecie je dostać - może są już stacjonarnie? Pojęcia nie mam :D
Dajcie znacie jakie Wy macie relacje z marką Rimmel? :-)
0 komentarze