5 moich kosmetycznych nawyków, które mówią o tym, że ujowa ze mnie beauty blogerka #makijaż
By Rupieciarnia drobiazgów - 22:16
Każady z nas ma jakieś dziwactwa, odchyłki od normy, które powodują ogólną frustrację nie tylko nas ale i osób, które są przy tym obecne. Wiecie ile razy ja się przy swoich dziwactwach nasłuchałam? Końca tego nie było, mało tego - nadal gdy mi ta moja przysłowiowa 'palma' odbija to słucham o tym jakie to dziwne i niepotrzebne jest. Ale zwyczajnie ja nie umiem inaczej, no muszę tak zrobić, musi być po mojemu bo spać po nocach bym nie mogła! I nic ale to zupełnie nic nie jest w stanie mi pomóc z tym się uporać - ja już tak mam i niestety cała reszta tej pokręconej rodzinki musi z tym żyć i się z tym mierzyć. A to tylko moje 'małe' dziwactwa ....
Czy ja naprawdę muszę malować TE brwi?
To jest moja zmora. Całe życie z tym się borykałam i niestety czasy idą w tą stronę, że bez ładnie podkreślonych brwi wstyd wyjść na miasto... Prawda jest taka, że ja swoje brwi malują rzadko (góra raz w tygodniu), chyba że aktualnie testują jakiś kosmetyk do tego typu zadań. Tak czy siak malowanie tych dwóch na mojej buzi to jakaś katorga - zawsze jedną zrobię tak, że napatrzeć się nie mogę, idą ochy i achy a drugą spierdolę po całości bo a) albo za mocno wyrwałam włoski i muszę to jakoś zatuszować b) albo okazuje się, że w jakiś dziwny sposób ta stała się krótsza, bardziej prosta i zwyczajnie wygląda głupio <wtf>. Nie przepadam za mocno podkreślonymi brwiami (tak, te z Instagrama wcale do mnie nie mówią), nie przepadam w ogóle za ich malowaniem ale jak już to robię to przykładam się do tego konkretnie! Sęk w tym, że ja po tym całym malunku mam wrażenie, że te dwie ładne brwi to nie ja i że w tym wyglądam śmiesznie a twarz zrobiła się kanciata. Rozumiem - brwi odgrywają ogromną rolę w makijażu ale ja jak ta wsiowa dziewucha czuję się z pomalowanymi aż nadto 'zmalowana', jak nie ja (dlatego najczęściej widać mnie z delikatnym podkreśleniem lub tego nie robię). Ale zaraz, bycie bjuti bjogerem bez brwi? No łaj!
Pomadka w sztyfcie? Dziękuję, użyję pędzla!
Pomadek w sztyfcie mam ...pięć? Może sześć? Swego czasu bardzo je lubiłam, zawsze używałam ale im więcej bloguję i piszę o kosmetykach tym mniej ich używam. I tak mam z tymi pomadkami - bo są, bo użyje ja trza ale już formuła sztyftu mi się nie podoba. Bo wiecie ja wtedy sięgam po pędzelek, którym robię piękne rysy - dziury w sztyfcie i tym sposobem maluję swoje usta. Po pierwsze mi jest wygodniej nałożyć szminkę pędzelkiem bo wiem, że nigdzie nie wyjdę i mam nad tym kontrolę (tak, należę do tych co sztyftem zawsze wyjadą, potem to próbują usunąć palcami czego efektem jest smuga na pół ryjka :D), bo drugie ładniej wtedy obrysuje kontur ust. I wiem, że przy takim sposobie aplikacji szminka a raczej jej kolor traci na intensywności i pigmentacji niż nałożenie go samym sztyftem ale co tam, niech stracę ;D. Choć powiem Wam, że kiedy już nałożę szminkę pędzelkiem, obrysuję kształt ust to jeszcze staram się tam 'wcisnąć' trochę koloru za pomocą samego sztyftu.
Ja i kontur? Sorry, wolę być owalną piłką!
Raz w życiu miałam zrobiony profesjonalny makijaż (i nawet pokazywałam go na blogu) i wiecie co? wyglądałam jak nie ja, jak taka ruda pyra, która idzie na otwarcie kanału. No sorry ale moja buzia niech chociaż trochę mnie przypomina! Pamiętam, że miałam konturowanie na mokro i zwyczajnie mi się to nie podobało bo zamiast mi coś na buzi wyszczuplić to sprawiło, ze wyglądałam jak dorodny kartofel. Dziękuję. Generalnie ja i bronzer to dość niespotykany widok - używam czasami (teraz i tak mam tylko jeden :D) i to nie do konturowania całej buzi tylko do podkreślenia policzków (bo jak mi się nie chce iść po jakiś róż). I najbardziej lubię tą formę. A idźcie z tym! Żebym jeszcze się zastanawiała jaki to ja mam ryj by dobrze go wykonturować? A gdzie tam, dam w jedno miejsce i jestem zadowolona, nikt inny nie musi :D
Kocham blask! Ale tylko w małej ilości na sobie!
Taka dziwna sytuacja - uwielbiam rozświetloną cerę i z przyjemnością patrzę na świetliste makijaże. To sprawia mega wrażenie, sprawia że cera wygląda świeżo ... no cóż i o ile lubię na taki patrzeć to sama sobie już tak nie wymaluję. No bo po co? U mnie rozświetlacz ląduje tylko na kości policzkowe i łuk kupidyna, no i oczywiście na wewnętrzny kącika oczka . Więcej nie trzeba - chociaż kiedyś sobie błysku nie żałowałam (i zapewne wyglądałam jak ta tandetna kula dyskotekowa z lat 80 ) i nakładałam go w dużej ilości i wszędzie to w momencie gdy nałożyłam trochę, ale naprawdę ociupinę takiego cudaka na nosek i zobaczyłam na zdjęciach że wygląda on jak jakaś 100 watowa żarówka to stwierdziłam, że aż tak mnie nie pogięło. No sorry ale światło biło po oczach :D No nie, nie będę nikomu nosem drogi wskazywać :D
Pędzle? Po co mi pędzle skoro mam palce?
I tak, z tego się nie wyleczę mimo, że mam już gromadkę pędzli do wszystkiego, Mimo, że kolejne pędzle mam na swojej liście do kupienia (a ta z kolei ciągle się wydłuża) i kolejne sztuki mi się podobają to i tak najlepiej bym cienie nakładała paluchami! Ba, co ja mówię, nawet rozświetlacz zdarza mi się opuszkami palców wklepywać :D Z jednej strony wiem, że palce to zło (na szczęście oduczyłam się nakładać podkład tylko za ich pomocą bo teraz służą mi do tego pędzle lub gąbeczka) ale co ja na to poradzę, że niektóre cienie tak nałożone zwyczajnie lepiej wyglądają niż bym je nałożyła za pomocą pędzelka. Tak, wiem, ujowa ze mnie blogerka bo powinnam mieć 30 sztuk pędzli do blendowania, kilka do rozcierania i tym podobnym a ja , jak to ja - mam kilka sztuk pędzli, które czasem użyję a czasem nie (ale spokojnie, za to piorę je regularnie raz na tydzień - no może raz na dwa tygodnie jak ich nie używam).
I to tyle, pewnie znajdę jeszcze jakieś inne ujowe powody dlaczego nie nadaję się do tego świata ale to może zrobię w kolejnej części? Może, może, ale poczekajcie bo będzie część z pielęgnacją i testowaniem wsze lich kosmetyków :D A co !
A jak to z Wami jest? Macie podobnie?
0 komentarze