Kosmetyczne fenomeny, które mnie nie kupują #15
By Rupieciarnia drobiazgów - 23:35
W końcu nadeszła ta chwila - choć szczerze mówię, bardzo topornie to szło. Raz chciałam Wam tu wrzucić recenzję balsamu od Czarszki czy masek Skin 79, raz napisać o tych cudach, które mnie nie kupują (wszak początek miesiąca zawsze należy do nich) a innym razem mówiłam sobie 'czy ktoś umrze od tego, ze wrzucę tylko 1 wpis w tym tygodniu?", raczej nie (dobra, pewna jestem, że nie :D), ale ja i tak sporo zaniedbałam ostatnio blogowe sprawy (nie pamiętam nawet kiedy dokładnie przejrzałam Wasze wpisy i skomentowałam to i owo) więc jednak siadam na tym moim tyłku (spokojnie, mieszczę się nadal na jednym krzesełku!), biorę kubeł herbaty w dłoni i jeszcze dziś mam zamiar Wam wrzucić kilka cudów, które mnie nie kupują.
1. Anwen szampon peelingujący Mint It Up
Ostatnio pisałam, że powoli dojrzewam do tego aby więcej kasiory przeznaczać na pielęgnacje moich rudych kłaczków. I naprawdę maleńkimi kroczkami to się dzieje! Dlatego rozglądam się za czymś ciekawym do włosów i trafiłam na ten już 'znany' specyfik Anwen. I dawno nie czytałam tylu skrajnych opinii co w jego przypadku! Jedni go chwalą inni nie mogą zdzierżyć i plują w sobie w brodę. Raz czytam, że ładnie odbija włosy u nasady i świetnie oczyszcza a innym razem, że koszmarnie się wypłukuje z kudełków a finalnie włosy wyglądają jakby nie były myte! I bądź tu człowieku mądry! I tak szczerze gdyby nie tyle skrajnych opinii na ten temat to ja bym w życiu nie rozważałam jego zakupu! I już nie rozważam - po pierwsze: przy spotkaniu nr 1 i wypłukiwaniu tego z moich loków dostałabym zapewne pierdolca i skrętu kiszek więc już na wstępie podziękowałam. Chociaż nie powiem, gdzieś tam we mnie czai się jakaś psychopatka, która z chęcią weźmie to w swojej łapki i sprawdzi czy da się w ogóle to używać.
2. Revlon Colorstay
Czy jest tu na sali ktoś kto jeszcze tego kultowego podkładu nie zna? Tak - JA! I nie pytajcie jak to się stało, ale nigdy nie spojrzałam w jego stronę! Może dlatego, że odcień Buff (dobrze mówię?) zawsze wydawał się nie dla mojej cery. Pamiętam zachwyty bo marka pomyślała o pompce, pamiętam że i tak był szum bo ktoś narzekał, że wraz z tym zmieniał się jego formuła. I tak szczerze, jakoś o tym zapomniałam, wyleciało mi to z głowy i nie poświęcałam temu uwagi. Teraz kiedy moja cera ukierunkowała się na 'normalną' to tym bardziej nie zamierzam sięgać po ten podkład - kiedyś czytałam, że najlepszy on jest dla cery mieszanej i jak ktoś szuka dobrego / mocnego krycia. Ja tam mało co mam zakrywać, szpachli nie lubię, a podskórnie czuję, że by spowodował u mnie wysyp totalny. Może kiedyś chociaż w drogerii go potestuję ale nie wiem... chociaż teraz widzę, że chyba jakoś o nim zapomniano i rzadko go widzę w blogosferze (czy tam Instagramie).
3. Maxineczka Beauty Legacy
Tak wiem, chyba jej nie lubię skoro najpierw wybrzydzałam przy pędzlach a teraz przy palecie. Tak wiem, powinnam cieszyć się z sukcesów kosmetycznych blogerek (jestem!) ale inaczej się ma sprawa kiedy mam coś kupić co jest 'ich' (to tak jakbym ja stworzyła własne perfumy i ktoś miał je kupić). Ja po prostu patrzę na to inaczej (dziwniej) i zawsze jestem przygotowana w tej kwestii na 'rozczarowanie' (niestety nie można być dobrym we wszystkim). W sieci po jej premierze były ochy i achy, jaka ta paletka jest cudowna, zero słowa bla bla bla aż się rzygać chciało! Dopiero później przeczytałam szczerą recenzję (od osoby, która SAMA ją kupiła a nie dostała w ramach marketingu) w której było wyróżnione dlaczego bronzer (chyba) jest za ciemny , rozświetlacz nie zdaje egzaminu i czy naprawdę te cienie to taka świetna jakość. Pamiętam, że na końcu było 'w sumie wypada to średnio na tle innych palet' . Ja jednak widzę w niej cienie znowu z palety TF (zwłaszcza ten fiolet) i trochę z Nabli więc - nic odkrywczego jak dla mnie.
4. Yankee Candle Soft Blanket
Teraz pewnie zastanawiacie się dlaczego tutaj o nim piszę? Jak wejdzie w wyszukiwarkę to zobaczycie wpis z tym zapachem - tak, to był pierwszy wpis na temat wosku do kominka zaraz na początku mojego blogowania (i tak, po co odgrzewam kotleta?). A bo miałam okazję znowu go powąchać i znowu to samo - tak duszącego, agresywnego zapachu nie spotkałam dawno. Nie wiem czy mój nos jest jakoś wyczulony na zapachy czy w pamięci odgrzebałam nasze 'pierwsze chwile' razem ale nie pojmuję dlaczego Soft Blanket jest tak zachwalany. Mnie męczy i dusi. Boli mnie od niego głowa i mimo ładnej etykiety - sorry ale nie , nie zniosę go. Chciałabym ale nie a wiem, że sporo osób go poleca jako delikatniaczka , cóż szkoda że w moim przypadku to się kończy katastroficznym bólem głowy.
I to by było na tyle dziś, wyrobiłam się jeszcze w piątek! :D Co znacie? :>
0 komentarze