Jimmy Choo Illicit

By Rupieciarnia drobiazgów - 10:02

Są chwile gdy coś zapada ci tak mocno w pamięć, że nie spoczniesz aż tego dokonasz czy będziesz to mieć. Są chwile gdy owa rzecz Cię prześladuje a ty coraz bardziej utwierdzasz się w przekonaniu 'umrę bez tego'. Starasz się, ryzykujesz, stawiasz wszystko na jedną kartę - małymi kroczkami zdobywasz szczyty aż w końcu nadchodzi ta upragniona chwila. Sukces. Spełniłaś jedno ze swych skrytych pragnień! Teraz możesz odpocząć, etap intensywnej walki masz za sobą, dosyć gonitwy i morderczego wyścigu szczuru. You do it! You rock ! Masz to we krwi i zasłużyłaś na odpoczynek i błogie lenistwo! Kieliszek w dłoń bo mamy co świętować! Ja mam - bo w końcu po kilkunastu miesiącach 'chodzenia' za mną - on tu jest. Jest, siedzi na półeczce i czule się do mnie uśmiecha i za każdym razem gdy po niego sięgam czuję ekscytację jak małe dziecko - Illicit mój kochany, fajnie, że się pojawiłeś!



To właśnie mój mały skarb - to właśnie on, od momentu zobaczenia jego reklamy tak wrył mi się w głowie, że nie mogłam o nim zapomnieć. On - po przetestowaniu próbki wiedziałam, że to będzie to coś! To coś co pięknie będzie uzupełniać letnie stylizacje, pięknie będzie się do mnie uśmiechać i sprawi tyle radości. Może dla jednych będzie zbyt prostą formą jak na tak wielką markę? Może po prostu uznacie go za przereklamowany ale dla mnie to 'coś wielkiego, coś do czego dążyłam ,taaaak! Hurrrraaaa!

Nuta głowy: imbir
Nuta serca: róża
Nuta bazy: miodowo -ambrowy akord

Spróbujcie wyobrazić sobie ten zapach. Pomyślcie o nim jako o słoiku z miodem / słodkościami do których ktoś wrzucił cierpkie przyprawy, które zabijają Cię swoim aromatem. Czekaj, nie śpiesz się, pozwól by najpierw przyprawy zrobiły swoje, podejdź , weź łyżeczkę zanurz ją w tym słoiku i spójrz - czy widzisz jak to słodko wygląda? Widzisz masę słodkości , lejący się miód który można teraz uznać 'za tonę cukru'. Boisz się, że to będzie mdłe a to jest po prostu 'inne'.



W amerykańskich filmach zawsze pojawia się sklep ze słodyczami gdzie na ladzie stoją słoje pełne cukierków, landrynek czy żelków a Ty możesz dostać oczopląsu od tego widoku i próchnicy już na samą myśl o tym ile tam jest cukru! Tak właśnie czuję się gdy mam na sobie Illicit - jakby wpuszczona mnie to sklepu i postawiono kilkadziesiąt słoików z cukierkami - dziecięca radość nie miałaby końca! Tam bym niuchała, to cyckała, tymi słodkościami wypchałabym kieszenie i dosłownie pozwoliłabym na to aby słodki czas mnie oblepił! Tak jest z Illicit - bo wiem, że jest słodki i pozwalam mu na to aby słodycz roztaczał. Chociaż najpierw czuć imbir: taki ostry, cierpki jakby oderwany i gotowy do potarcia i wrzucenia w herbatę. Obok niego nieśmiałym i chwiejnym krokiem kroczy gorzka pomarańcza, która podbija jeszcze bardziej cierpkość imbiru co daje niezłe przyprawowe combo! Niby słodko, niby tona cukru a jest tu coś zgrzytającego i innego - można powiedzieć, że pachnie się na samym początku jak domowa nalewka na miodzie! 

Wiem, czytałam, ze ten miód jest sztuczny, pachnie jak syntetyk, jak wiadro cukru dla konia ale co zrobić? Mi pachnie miodem, tak, sztucznym takim za 5 zł (dokładnie: miód sztuczny płynny) ale czuć go tam. Ten imbir , ta pomarańcza jest właśnie ułożona na miodowej, słodkiej nalewce! Połączenie słodkie i przyprawione na 'ostro'. Nie będę ukrywać jest słodko a ja naprawdę czuję się jak w sklepie ze słodkościami tylko cóż moje zęby tego mogą nie przeżyć! To tak jak napchać buzię cukierkami i po chwili dojść do wniosku 'hola, czegoś tu za dużo' a nie wypada wypluć wszystkiego... Jest takiego coś w Illicit co mi nadaje takie skojarzenie - jest dużo , za dużo a może tak wyszło? I to nie jest złe, nie dla mnie, to naprawdę jest 'słodkie' na swój sposób - to jest jak bycie tym małym dzieckiem, które ma poważny problem w sklepie - które cukierki mam kupić?!

I to nie jest tak, bo chcesz każde i wydaje mi się, że Illicit serwuje nam takie 'każde' - nie jest dla mnie ulepkiem czy szczytem taniości. To ten imbir sprawia, że patrzę na niego inaczej. Ten jeden składnik sprawia, że on mnie pociąga, jest zakazany. To jak ten słoik co stoi na najwyższej półce i ma najlepsze / najdroższe cukierki i wiesz, że nie możesz, że Ci nie wolno (bo dupa rośnie, bo nie masz kasy) ale nadal zerkasz na niego ze wzrokiem tak pożądliwym iż liczysz, że słoik sam wpadnie Ci w łapki.



Nadchodzi ta chwila, że zdajesz sobie sprawę jak bardzo dobrze czujesz się w tym miejscu. Mimo słodkości, mimo tego, że pachniesz dość specyficznie a jednocześnie 'koszmarnie uroczo' to czujesz się tu komfortowo. Nie mam tu innego słowa na wytłumaczenie tego zjawiska - ja naprawdę czuję się jak w sklepie z cukierkami gdzie pozwala mi się na wszystko (no prawie wszystko bo największy i najlepszy słój z cukierkami nadal jest poza moim zasięgiem). Spróbujcie wyobrazić sobie takie miejsce gdzie miodowo - przyprawowy aromat delikatnie szturcha Cię w nos niczym trzymam w dłoniach garść kolorowych landrynek dających Ci odrobinę radości i przez chwilę sprawia, że nic dookoła nie ma znaczenia. Jest przyjemnie. Jest fajnie a odrobiny słodyczy jeszcze nikt nie umarł.

Najlepszy atutem tego zapachu jest flakon - uwielbiam tą butelkę! Niby ma przypominać masywną szklankę choć mi bardziej pasuję na szklaną metropolię miasta! I choć ja nie czuję nic więcej poza przyprawami i miodem, który można kupić w słoiku to jest mi z tym fajnie. Tak zwyczajnie, bez żadnych udziwnień.

I jedyne co mnie trapi to ta jego trwałość, bo 4 godziny jak na Choo to trochę mało, jednak na dłuższą metę to chyba by ta słodkość mnie zabiła.

A tak zawsze mogę wyobrazić sobie, że gapię się na słoiki pełne cukierków i do każdego wyciągam rączki ;)

Sephora, 40 ml/ 235 zł; 60 ml/ 339 zł; 100 ml/ 459 zł

  • Share:

You Might Also Like

0 komentarze