Lirene Fruit Power & Vege.Skin | peeling kiwi, maska arbuzowa, szpinak + pietruszka & dynia + imbir

By Rupieciarnia drobiazgów - 21:52

Kiedy pokazałam dwa 'cuda' z serii Fruit Power na Instagramie padły pytania 'skąd, gdzie i za ile?' kupiłam. Odpowiedź była jasna - Rossmann, mniej niż 3 zł ale spokojnie napisze o nich coś więcej. Tak się stało, że szukałam natchnienia na nowy maseczkowy wpis a widząc te nowości postanowiłam zrobić to z nimi. Poza tym dawno nie miałam tej marki i to był dobry moment na przypomnienie sobie o niej. A może akurat te produkty okażą się tak dobre, że regularnie będę do nich wracać? Bo to, że były tanie wcale nie znaczy, że są gorsze, prawda? Chyba ostatni ich produkt miałam jakoś latem ubiegłego roku - był znośny ale nie rewelacyjny i nie będę czarować ale rzadko spoglądam na ich nowości. No cóż, ale jak miałam nie kupić skoro kosztowało mniej niż 3 zł?


Tak mi się jakoś kojarzy, że za dwie maski płaciłam ok 2.50 zł (za sztukę) a za pozostałe dwie jakoś po 2 zł. Same widzicie, że za cztery ich nowości zapłaciłam około 10 zł, no góra 12 zł. Ta cena jest śmiesznie mała. Na szczęście kupiłam je tydzień przed akcją #zostańwdomu co spowodowało, że na spokojnie mogłam je testować. No i co mi z tego wyszło? Na pierwszy rzut poszła seria Fruit Power i urocze wielkie oczy arbuza i kiwi! ;) 

Peeling kiwi

ZŁUSZCZAJĄCY PEELING DO TWARZY KIWI doskonale oczyszcza, odświeża i wygładza, przygotowując skórę na kolejne kroki pielęgnacyjne.

No i co ja mogę o nim powiedzieć skoro po takim opisie powinno być wow?



Zacznę od zapachu - nie należy on do brzydkich ani też ładnych. Pachnie lekko owocem kiwi, lekko chemią, generalnie da się go przeżyć, zwłaszcza, że na buzi praktycznie go nie czuć. W konsystencji bardziej przypomina mus z drobnym cukrem oraz czymś 'czarnym' co przypomina pestki kiwi. Trochę mnie to zdziwiło bo w pierwszym odruchu myślałam, że tego musu nie wystarczy mi na wykonanie całego rytuału na buzi (i tak, jeśli byście chciały zrobić taki porządny masaż łącznie z szyją to może być go za mało). Podczas masażu trochę mnie te drobinki wkurzały (tak jakbym nałożyła na mokra buzię drobny cukier), pełno ich i mało tego - nie wszystko się rozpuszcza. Nie należy on także do mocnych zdzieraków - tutaj jest ok, krzywdy (mi) nie zrobił.
Jaki efekt? I tu przyszło lekkie zaskoczenie - mimo, że ten peeling to nie jest jakiś killer ładnie oczyścił buzię. Po jego zastosowaniu była ona znacznie 'czystsza', lekko rozjaśniona i delikatnie zmatowiona. Jak na produkty poniżej ceny 3 zł to wow! Naprawdę w swoim działaniu się sprawdził. Nie podrażnił, nie było tłustego filmu a efekt finalny całkiem zadowalający. Dodajmy do tego urocze opakowanie i mamy perełkę za grosze.

Arbuzowe nawilżenie

ARBUZOWE NAWILŻENIE to maseczka o lekkiej, żelowej konsystencji, która dostarcza skórze niezbędnych składników oraz głęboko i intensywnie ją nawilża.

Peeling mnie pozytywnie zaskoczył ale dla równowagi - w masce mi zdecydowanie coś nie gra!
Zacznę od tego, że konsystencja galaretki jest trochę wkurzająca. Bo nałożyłam na buzię - niby ok, chcę dołożyć w niektórych miejscach i nie da się bo całość zaczyna spływać i wcale nie 'łapie' się ani skóry ani tej całej mazi. 
Tak jak w przypadku peelingu zapach po części przypomina arbuza z nutą chemii.
Kiedy ją nałożyłam poczułam przyjemny efekt chłodzenia po czym nie minęła dobra chwila zaczęła mnie piec skóra. Dosłownie i wtedy też nie czekając ani minuty dłużej zwyczajnie ją zmyłam.
Mimo tego zaskoczyło mnie to jak bardzo buzia po niej jest rozjaśniona i 'czysta'. Z jednej strony miałam także bardziej zmatowione partie twarzy (u mnie to były policzki) a cała reszta była nawilżona. Czuć także po niej delikatny efekt ściągnięcia (wystarczyło przetrzeć twarz tonikiem i po sprawie). Generalnie skóra była miękka, policzki zmatowione (po czasie aż za mocno), reszta buzi nawilżona. Trochę się zawiodłam na tych uroczych oczkach - aplikacja nie należy do łatwych (tężejąca galaretka lubić spadać), trochę piecze no i efekt 'taki se'. No ale w sumie majątku nie kosztowała :D

10 ml/ 3.99 zł 

Vege. Skin Szpinak + pietruszka |rewitalizacja + odżywienie / dynia + imbir | odmłodzenie + wygładzenie

Maseczka SZPINAK & PIETRUSZKA o kremowej konsystencji, dostarcza Twojej skórze niezbędne składniki odżywcze, witaminy i minerały. Skutecznie ją detoksykuje i rewitalizuje.

Maseczka DYNIA & IMBIR o kremowej konsystencji, dostarcza Twojej skórze niezbędne składniki odżywcze, witaminy i minerały. Natychmiastowo odmładza oraz wygładza skórę

Jeśli na arbuzową nowość narzekałam to nie zdziwcie się, że seria Vege. Skin nie powaliła mnie na kolana.



Tutaj będzie zbiorczo - obie maseczki mają przyjemną, kremową konsystencję, której jest dużo (mi starczyła na dwa użycia) i łatwo się je rozprowadza. Wersja zielona jest biała (tak mi się wydawało, bo żadnej zieleniny w niej nie dostrzegłam), zaś ta pomarańczowa ma taką fajną żółtą barwę.

Szpinak + pietruszka okazała się dla mnie złem wcielonym - po aplikacji czułam się wspaniale, ot jakbym nałożyła zwykły krem.  Zapachu nie czułam. Zero pieczenia ani nic. Po 15 minutach zauważyłam, że część maski się wchłonęła, resztę usunęłam za pomocą wacika. I tutaj zaczęły się pojawiać pierwsze problemy: od poczucia ściągnięcia, poprzez lepki film kończąc na zapchaniu. Twarz mi się strasznie świeciła a policzki i okolica nosa po kilku minutach zaczęła się pokrywać czerwonymi krostami. Totalna maskara! Z obu stron twarzy wszystko jak za sprawą czarodziejskiej różdżki zaczęło mi wyłazić na wierzch. Niestety ale te krosty leczyłam przez kolejne dwa dni co mnie jeszcze bardziej wkur.wiło. A po wyjściu krost twarz była tak sucha jak papier, że płakać mi się chciało - bo gdzie tu odżywienie? Wersji zielonej mówię duże NIE! 

Dynia + imbir brzmi znajomo? O tak, identyczną (no dobra, podobną) maskę ma w ofercie Marion i mniej więcej wiedziałam czego się spodziewać. Tak samo kremowa formuła, z lekko ostrym aromatem z początku na buzi nie robiła mi krzywdy, towarzyszyło jej delikatne uczucie 'ciepła'. Po kilku minutach jednak przy żuchwie, koło nosa pojawiło się nieprzyjemne mrowienie. Wtedy też ją zmyłam wacikiem - część maski i tak już znikła. Po niej pół twarzy miałam mocno zaczerwienione (jak po jakimś ogromnym wysiłku) i ten stan utrzymywał się do jakiejś godziny, może chwilę dłużej. Tutaj już nie było żadnego uczucia ściągnięcia czy lepkiego filmu. Wizualnie tylko mi się zaczerwienie rzucało w oczy nic innego już nie zauważyłam. O dziwo maska mocno matowi skórę i sprawia, że jest taka bardziej 'napięta' (może to to 'wygładzenie' ma być?') i tak było przez dłuższy czas, krem tylko lekko pomógł na ten mat. Na szczęście odbyło się bez niespodzianek.

9 ml / 3.99 zł

No muszę pomarudzić trochę bo chyba z wszystkich tych nowości mogłabym wrócić do peelingu kiwi. Seria Fruit Power może nie ma super zapachów (bo czuć i owoc i chemię) ale bardziej mi przypadła do gustu niż Vege.Skin przy którym albo mnie obsypało i przypiekło albo była czerwona jak opalony indyk. No way!W sumie cena jest całkiem spoko, wypróbować można - na własne ryzyko :D

Znacie te nowości Lirene? Skusiłyście się na nie w Rossmannie? 

  • Share:

You Might Also Like

0 komentarze