Z początku wydawało mi się, że z tą serią pójdzie łatwo. Naprawdę! Myślałam, że moje fenomeny będą sypać się jak z rękawa a ich lista nigdy się nie skończy... A tu proszę! Nawet nie wiecie jak ciężko jest ubrać w słowa myśli dotyczące tych produktów czy nawet zdecydować się na jeden konkretny kosmetyk i powiedzieć dlaczego 'on mnie nie kusi', no po prostu czasem mi brak słów :D. Jednak obiecałam sobie regularne wpisy z tej serii, którą tak lubicie także ten, nowa porcja pięknych rzeczy do których mnie nie ciągnie widnieje poniżej :D
O tym jaki stosunek mam do zapachów tej marki wie już chyba każdy i jedyną rzeczą, która byłabym skłonna kupić spod tego szyldu jest kolorówka. Moje perfumeryjne serce bije szybciej dla Dior'a czy Armani'ego niż dla Chanel ale podczas ostatniej wizyty w perfumerii postanowiłam dać szansę dwóm zapachom marki. Nowej Gabrysi jak i kultowej piątce i właśnie na tej drugiej dziś się skupię. I naprawdę choćby mieli mnie kroić, ćwiartować czy spalić żywcem uważam, że ten zapach jest okropny! Nie rozumiem zachwytów nad nim czy też tego jak można go nosić bo dla mnie on śmierdzi ... jak kostka do kibla! Dosłownie, wystarczyła mi chwila z nim i wiedziałam 'ooooo nie, miłości nie będzie'! Ten kultowy zapach pachnie jak odświeżacz do kibla - ale ten z lepszej półki, ostry świdrujący, taki zapach sterylnie utrzymanej toalety! Dla mnie to jedna okropność i tego samego zdania jest też moja mama! Z jednej strony zapach utrzymuje się długo na skórze co jest plusem ale ciągle się czułam jakbym co dopiero wytaplała się w Domestosie. No way! Nie umiem, ja po prostu nie umiem się przekonać do zapachów Chanel i jeśli będę kiedyś kupować coś spod szyldu marki to z całą pewnością będzie klasyczna czerwona pomadka niż jakiś zapach ;).
Z tą marką to jest pewien paradoks - sobie bym nie kupiła ale z przyjemnością bym coś podarowała z tej marki bliskiej osobie ;). I choć to dziwnie zabrzmi to jedyną rzeczą, która odpycha mnie od niej (i wiem, że jestem tutaj w mniejszości populacji tak uważającej) to ... kiczowate opakowania! O rany - to najbardziej brzydkie opakowania, które można było zrobić! Te twarze, kartoniki ... wiecie z czym mi się to kojarzy? Z tanimi kosmetykami, które dodawano xx lat temu do gazet typu Bravo czy Popcorn! Jeden wielki kicz i tandeta i o ile ma zawartość godną podziwu to mój gust 'estetyki' nie pozwala mi by cokolwiek z tej marki trafiło do mojej szafeczki. Chociaż wiem jak to irracjonalnie brzmi - kupić innemu a sobie nie to póki co za każdym razem jak widzę logo tej marki to się krzywię na sam widok! No może na siostry Lou bym spojrzała łaskawie ale to jeszcze daleka droga bym spokojnie mogła powiedzieć 'ok, biorę to do siebie' i nie jestem pewna czy ten fakt kiedyś nastąpi ..(choć ostatnio dojrzewam do zakupu gąbki BB ;O).
Były czasy gdzie notorycznie dostawałam próbki tego kremu ... Owszem o cudownych właściwościach śluzu ślimaka słyszałam już wcześniej jednak jakoś nie uśmiechało mi się używać 'śluzu'. Kiedy jednak naliczyłam kilkanaście próbek tego 'cuda' postanowiłam w końcu sprawdzić o co tyle szumu i tak naprawdę nie mam pojęcia o co! Ślimak zdecydowanie nie należy do składników, które lubi moja skóra (napiszę szerzej o tym w wpisie o pielęgnacji) ale używanie tego kremu było dla mnie katorgą! Konsystencja nie powiem przypominająca co, a działanie? Najpierw lekko swędząca skóra, lekko zaczerwienie i łzawienie paczadełka ... ślimak ogólnie wyrządza mi krzywdę i naprawdę starałam się być obiektywna w przypadku tego kremidła ale kolejne spotkanie z kremem utwierdziło mnie w przekonaniu - toć to bubel I przy tym pozostaje - jestem na nie!
Kiedy już myślałam, że ten produkt dawno został wycofany ze sprzedaży to znowu go ujrzałam na sklepowej półce! Ja naprawdę żyłam w przekonaniu, że już dawno ten BB zwiedza kosmetyczną krainę z drugiej strony a tu proszę! Pamiętam, że kilka lat temu jego próbki były dodawane do każdej gazety, ba nawet kiedyś wygrałam (?) / dostałam całą tubkę tego 'hitu' i wiecie co? Ten jasny odcień nie jest jasny a BB przeraźliwie się odcina, oksyduje, sprawia, że skóra wygląda na tłustą i świeci się jak kostka smalcu - fuuuuuuuuj! Zdziwiłam się czytając obecnie same dobre opinie bo z zakamarków swojej pamięci jedynie co mogą o nim rzec do jedno słowo: bubel! Wiem, że BB są na topie ale litości ten by już dawno mógł wypaść z obiegu ...
I mam cichą nadzieję, że jest tu chociaż jedna duszyczka, która myśli tak jak ja ... ;)
0 komentarze