Marzy mi się 'firanka' z rzęs <3 sztucznych sobie nie kupię, bo znając siebie ich nie przykleję ;D Dlatego ciągle testuję nowe tusze, które dadzą mi jakiś efekt, a najlepiej efekt 'wow' ;) Tusz My Secret miał mi to zapewnić, ale czy podołał moim oczekiwaniom?;)
Z tym tuszem wiązałam wielkie nadzieje, jednak nie do końca go polubiłam :-( Za pierwszym razem w ogóle nie chciał współpracować a za drugim no właśnie za drugim razem było lepiej ;) Muszę powiedzieć, że jest kapryśny :P
Od producenta: / ze strony mysecret.com/
Mascara zwiększająca objętość rzęs o 300%. Innowacyjna silikonowa szczoteczka idealnie rozdziela rzęsy, podkreślając każdą z osobna, wyjątkową czernią. Zmysłowa objętość rzęs to teraz Twój główny atut.
Wyjątkowej czerni nie zauważyłam, objętości też nie :-( Rozdzielenie widoczne no ale po 3 godzinach wyglądałam jakbym rzęs nie malowała ;/
Szczoteczka jest fajna, silikonowa z licznymi wypustkami. Śmiało można ją wyginać. Z początku po jej wyciągnięciu szczotka była sucha, myślałam że nie ma tuszu, mieszam mieszam a tam nadal sucho ;/ W końcu przy którymś razie na szczoteczce pojawił się ogromny suchy płat :-O ooo takie zdziwienie miałam. Co do samego nakładania, tusz czasem tworzy grudki, skleja rzęsy, odbija się na powiece - tak miałam za pierwszym razem. Za drugim było ciut lepiej, ciut nic więcej. Z czasem tusz się obsypuje i tworzy 'pandę'
No a teraz efekty - na zdjęciu są dwie warstwy ( wiem, kiepska jakość ;)
Tusz oddałam siostrze, nie spisał się u mnie a przynajmniej nie tego się dpodziewałam po tym gagatku .
Nie zakupiłabym go sobie ;)
Dostępny w gablotach My Secret.
Za 10 ml zapłacimy 12 zł.
Moja ocena: 3/5
22 komentarze