Lubię Essence ;). Nic nie poradzę, że mam słabość do tej marki ;). Tu się od razu przyznaje, nie miałam w planach kupna tego pudru - szłam po Catrice, naprawdę! I to Catrice miałam w koszyczku ale pewien diabełek na moim ramieniu kazał mi odłożyć wybrany i sięgnąć po naszego bohatera ;D. Widocznie mój diabełek wie lepiej co dla mnie dobre :-D
Od producenta: / z essence.eu/
Puder lubię za: całkiem dobre matowienie, nie oszukujmy się, nie ma tu kilkunastu godzin ale przynajmniej na połowę dnia roboczego wystarczy póżniej wymaga poprawek. Nie daje efektu maski, dobrze trzyma się pędzla, w przeciwieństwie do Constance Caroll pyli delikatnie. Nie zakryjemy nim mocnych zaczerwień, wielkich krost, z tym sobie nie poradzi. Świetnie sobie radzi z małymi zmianami skórnymi.
Skład:
Nie podrażnia, nie uczula. Skóra muśnięta nim wygląda na wypoczetą ;) Z początkiem wiosny zawsze rezygnuje z podkładu na rzecz pudrów i ten idealnie pasuje na cieplejsze dni :-)
Plastikowe, przejrzyste opakowanie jest trwałe i mocne - a spodziewałam się, że raz dwa straci swoją świetność ;D. Subtelnie wytłoczone fale nadają pudrowi charakter - ja miałam wrażenie, że sięgam po coś z wyższej półki, zresztą kobiety to wzrokowcy i lubię takie bajery ;D. Niestety z biegiem czasu ścierają się napisy ;/
Odcieni mam 5 :
01 natural beige i 02 soft beige wydają się dość ciemne i będę pasować osobom z lekko opaloną cerą ;)
03 perfect beige, 10 light beige oraz 11 pastel beige są stworzone dla bladziochów ;). Moja 11 jest najjaśniejsza ;D. Puder nie pachnie jak puder - czuję w nim coś jeszcze ;D Albo po prostu upadłam już na głowę ;] Jeśli chodzi o wydajność - mi wystarczył na 3,5 miesiąca ;)
Zdecydowanie wysuwa się na prowdzenie w tytule 'ulubionego' ;)
Dostaniecie go w Naturze ;)
Za 12 g zapłacimy 11,99 zł.
Moja ocena: 4/5
53 komentarze