Benefit GALifornia

By Rupieciarnia drobiazgów - 13:04

GALifornia to jeden z tych produktów, które jak się widzi to pragnie mieć od razu na swojej półce a potem na swym licu. I ja tak z nim miałam jednak cena? Cóż skutecznie hamowała moje zapędy co do kupna tego cudaka. I tu chylę czoła bo owego gagatka dostałam w paczce 'urodzinowej' (pominę fakt, że urodziny mam za dwa miechy :D) od Eweliny! Dosłownie 'kopara' mi opadła, prawdopodobnie miałam jakiś mini zawał czy mini udar na ten widok! Dawno, ale dawno moja buzia nie cieszyła się z prezentu danego wcześniej! Także wtedy po cichu liczyłam, że GALifornia będzie moim cudem, że się w niej zakocham a nasze wspólne życie będzie pełne koloru i głębokiej miłości. I z początku tak było. Potem już została nam tylko normalność...


To nie jest moje pierwsze spotkanie z ta marką. Miałam liner, tusz, pomadkę teraz czas na róż. Jakbym miała powiedzieć co jeszcze kusi mnie z ich oferty to z całą pewnością do tych produktów należy Dandelion oraz podkład Hello Happy - i kiedyś sobie je sprawię. Dziś jednak sprawdzam jak moje oczekiwania i mrzonki mają się do GALiforni, którą swego czasu mocno pożądałam i byłam o włos od powiedzenia 'ale on świetny'!

Wszyscy kochamy GALifornijski styl…
Nowy słoneczno-koralowy róż GALifornia nada policzkom blask Kalifornii. 
Połyskujące złoto miesza się z ciepłym różem tworząc wspaniały słoneczny look. 

Co więcej? 
Niesamowity zapach, który zawiera w sobie nutkę słonecznego, różowego grejpfruta i wanilii! 

Za co go kochamy?
- Słoneczno-koralowy odcień
- Opakowanie inspirowane kalifornijską surferką lat 70'
- Dołączony zaokrąglony pędzelek i lusterko.


Teraz Wam powiem - dopiero go wącham by poczuć zapach bo wcześniej nie zwracałam na to uwagi - brawo ja! :D



Jeśli miałabym w jednym zdaniu powiedzieć co myślę o tym 'słodziaku' to miałabym dylemat - z jednej strony wizualnie mnie zachwyca, zaś z drugiej jestem rozczarowana jego działaniem (spodziewałam się po nim znacznie więcej). Pierwsza rzecz - złota warstwa, widzicie ją na zdjęciu poniżej. Ale co z nią nie tak? A no to, że znika ona zaraz po nabraniu różu pędzlem. Puf i nie ma, choć ta złota poświata nic nie dawała to jednak wizualnie wyglądało to świetnie. Fajnie, że była choć szczerze przyznaję myślałam, że ta warstewka  jest bardziej 'wytrzymała'/ zostanie na dłużej.

Generalnie pomijając znikającą warstwę złota róż jest dobry, nie genialny, nie fenomenalny ale dobry. I z całą pewnością chwyci za serce ale nie wywoła efektu 'wow' a tym bardziej nie będą staniki latać na jego widok. 
GALifornia ma przyjemną, aksamitną formułę, dobrze trzyma się pędzla (i tego dołączonego do opakowania i każdego innego), pachnie? Cóż minimalnie wyczuwam jakiś zapach pomieszany z typową wonią takich produktów - nie będę czarować, owoców to ja w nim nie czuję i nad tym nie będę się zachwycać. 
Za takie pieniądze można oczekiwać, że efekt będzie powalający ... No i tu przychodzi moje rozczarowanie bo zbytnio nie ma nad czym śpiewać mu pieśni pochwalnych. Owszem buzia wygląda ładniej, jest bardziej ożywiona i świetlista - znaczy policzki są :D. Bardzo dziewczęcy, ale także taki z którym przesadzając można zrobić sobie plamy jak u klauna. To nie jest typowy kolor 'różu' choć taki się wydaje - po starciu złotej warstwy wydaje mi się, że mam styczność z pięknym brzoskwioniowym czy tam morelowym odcieniem zaś na policzku to taki niby koral.  I o ile na twarzy on się prezentuje dobrze, wygląda znośnie to jego trwałość ma spore braki. Praktycznie po dwóch godzinach róż okropnie się wyciera i staje się lekką, słabo widoczną plamą na skórze (to jest ten moment, w którym warto go dołożyć). Jednak jeśli tak jak ja, nie dokładacie później takich produktów to maksymalnie po 4 godzinach nie ma po nim żadnego śladu na buzi. 



Co do koloru - pamiętajcie, że tylko ta złota warstwa zawierała w sobie jakieś 'migoczące drobinki'. Potem tego już nie ma więc zdanie ' połyskujące złoto miesza się z ciepłym różem' jest lekko przesadzone (bo skąd to złoto skoro zostało wcześniej wytarte?!)  Co do tego 'słonecznego look'u' który obiecuje nam producent - czegoś mi brakuje. Fajnie się z nim pracuje, nakłada także dobrze, pigmentacja jest ok choć można zrobić sobie nim krzywdę (lepiej dać mniej), no i ta trwałość (trochę słabo jak za takie pieniądze i u takiej marki) ale naprawdę 'słoneczny look'? Kto to wymyślił? W praktyce ten róż nie wyróżnia się na tle innych - wygląda dobrze na buzi, a ta z kolei wygląda na ożywioną i bardzo dziewczęco ale nie nazwałabym tego jakimś wielkim blaskiem czy 'słonecznym look'iem'. Efekt - standardowy, bez fajerwerków. 

Jednak od strony wizualnej nie mam się do czego przyczepić - podoba mi się to opakowanie (bardzo solidne i starannie wykonane), podoba mi się ten pędzelek, z którym po myciu absolutnie nic się nie dzieje.Tłoczenie w postaci złotego słońca wygląda bardzo efektywnie.  Podoba mi się, to że opakowanie jest małe i mieści się w dłoni a także to, że w środku mamy zabezpieczenie w formie plastiku (choć wiem, że to zło), które oddziela nasz produkt od pędzla. Jest także lusterko dosyć małe, ja nie umiem z niego korzystać ale wystarczy na to by dokonać poprawek w ciągu dnia.
Jeśli chodzi o pędzelek - zawsze wychodzę z założenia, że taki pędzelek dołączony do opakowania w różu ma jakąś wadę - ten nie ma, co sprawiło mi ogromną radość. Poręczny, z miękkim włosiem, z którego nic nie leci, nic nie wypada, a przede wszystkim nie drapie i nie jest ono sztywne. 

Generalnie GALifornia spełnia się jak typowy róż, bez wielkiego wow. Z początku bałam się go nakładać bo naprawdę myślałam, że kolejny produkt od Benefit, o którym się dobrze mówi jest wart więcej niż mogę marzyć. Moje rozczarowanie przyszło niespodziewanie ale nie złamało mi mojego kosmetycznego serducha. W sumie - swoje zadania wykonuje, a ta cała gadka producenta to jak dla mnie to taki mały pic na wodę (wiecie, dobra reklama dźwignią handlu) choć powiem - kupiły mnie ich słowa jednak finalnie nijak maja się do tego co ja zaobserwowałam podczas używania jego używania.



I teraz proszę mi wybaczyć bo moja cera ostatnio przechodzi jakiś bunt i okropnie mnie wkur*ia, poza tym już nie umiem się bawić w 'selfie' i żadne zdjęcie mi nie wychodzi (a prawda jest taka, ze ciężko uchwycić efekt GALiforni moim aparatem). Aaa a za blask to odpowiada mi rozświetlacz Colourpop - a nie nasz bohater :)

I z ręką na sercu - sama bym nie kupiła. On nie kosztuje 50 zł tylko znacznie więcej. A efekt jak dla mnie tyle tylko jest wart. Ożywia buzię, daje ładny kolor, przyjemnie się go nosi i dobrze nakłada, świetny pędzelek, wizualnie dla mnie sztos ale to nie jest jak dla mnie warte tylu złotych monet.
Ale, ale mamy tutaj też wersję mini (format podróżny 89 zł) i tam np nie ma tego tłoczenia w postaci złotego słońca.
Jednak - nie kupujcie wersji full size - jak już Was kusi ten odcień to lepiej zainwestować w te większe palety z innymi ich produktami. Róż GAlifornia znajdzie w paletach Party Like A Flockstar (179 zł) gdzie oprócz tego różu jest mały Dandelion, cienie, pomadki czy obie wersje Hoola lub w palecie Cheekleaders Pink Squad (289 zł) gdzie mamy inne róże / bronzery marki.

Sephora, 172 zł 

  • Share:

You Might Also Like

0 komentarze