Holika Holika Soothing Gel Aloe 99 %

By Rupieciarnia drobiazgów - 23:07

Nie ma chyba bardziej znanego żelu aloesowego niż nasz dzisiejszy bohater. Jakby nie patrzeć to właśnie ten żel Holika Holika przetarł szlaki dla innych cudaków z tej kategorii. Nie ma chyba też osoby, która by go nie znała, czy też nie słyszała o nim. I szczerze powiedziawszy mam okropny mętlik w głowie po jego poznaniu - nie zrozumcie mnie źle, ja naprawdę starałam się dostrzec te wszystkie jego zalety o których się tak mówi. Używałam go na wiele sposobów, w różnych konfiguracjach, miał być ratunkiem na poparzoną słońcem skórę - cóż do teraz się zastanawiam jak to możliwe, że ten produkt został okrzyknięty takim hitem bo naprawdę przez ostatnie tygodnie jego używania nie widziałam / nie zauważyłam nic szczególnego. A skoro tak się nam potoczyło to finalnie co mogę o nim powiedzieć?



Nie był pierwszy - pierwszym aloesowym żelem jaki poznałam był ten ze Skin79 - no może miał tam drobne wady, coś mi w nim nie pasowało ale w efekcie finalnym jego działanie na włosy rekompensowało mi wszystko. Niestety żel Holika Holika nic szczególnego nie robi, ba z podkulonym ogonem mówię: jak żel aloesowy to tylko ten od Skin79! Chyba pora odkryć co takiego złego albo czego nie robi nasz bohater.



Przetestowałam go na każdy możliwy sposób, w każdej możliwej sytuacji i za każdym razem miałam zawiedzioną/ rozczarowaną minę.
Zacznę tak - poprzedni żel najlepiej spisał mi się na włosach i właśnie to było pierwszą rzeczą, którą sprawdziłam. Żel wylądował na loczkach 
- podejść było kilka i zawsze wychodziło tak samo. To co miałam wtedy z włosami to jeden wielki koszmar - i nie ważne czy użyłam go przed odżywką / na końcówki / po myciu / przed myciem  zawsze ale to zawsze moje kudły prosiły o pomstę o nieba. Zamiast pięknych loków, blasku tak jak było podczas używania żelu od Skin79 miałam wielkie siano, tępe kudły, które było ciężko rozczesać. Włosy wyglądały źle jak zużyty stary mop pozostawiony na słońcu. Zamiast blasku - suchy mat. Mówiąc krótko - bujna burza loków zmieniła się w zwykłe (za przeproszeniem) gówno. Nie było tu mowy o żadnej regeneracji włosa, jego nawilżeniu czy co tam jeszcze miał dać mi ten aloes- sorry ale wtedy Soothing Gel zaliczył pierwszą porażkę.
Skoro nie włosy to może skóra / buzia? A owszem i tutaj był dopiero popis! Nic nie robienia rzecz jasna! Fajnie, że szybko się wchłania i nie zostawia żadnej lepkiej warstwy ale nie mam bladego pojęcia ile tego żelu miałabym nałożyć na skórę by czuć jakiekolwiek ukojenie czy nawilżenie. Na suchą skórę? Dajcie spokój - niby przez kilka pierwszy minut coś czuć ale tak naprawdę  z zegarkiem w ręku po 10 góra 15 minutach ten 'cudowny' regenerujący efekt mija a Ty musisz smarować się kolejny raz. 
Na włosy nie, na suchą skórę nie, w końcu na co? Wielki test żel miał kiedy mój brat wrócił z pracy z poparzeniem słonecznym - żel wylądował w lodówce dla lepszego efektu , a potem sru na plecy. Cóż jak to łagodnie ująć - na jakieś 5 minut była ulga i tyle. Brat stwierdził 'gówno to daje' - no może tyle dało, że po jakiś 3 dniach smarowania pleców zaczęła  mu skóra schodzić (choć nadal jego plecy były zaczerwienione). Myślałam, że skoro schłodzony to będzie lepiej sobie radził - niestety, chwilowa ulga i poczucie chłodu to za mało bym mogła powiedzieć 'jest dobrze'.



I w sumie nie wiem jak mam się do niego odnieść bo nie widzę nic dobrego na sobie z jego działania. Na włosach siano, na skórze byle co, byle jak, jako ekstra nawilżacz nie zdaje egzaminu, jednie co to smarować nim stopy i leżeć. Aaa a po depilacji? Cóż ja z tym problemów nie ma ale użyłam i co? Żadnej różnicy nie poczułam więc nadal nie wiem w czym mam tkwić ten jego 'fenomen'.

Działanie nie powala, mówiąc bez ogródek mogę powiedzieć, że dla mnie okazał się przereklamowany a ostatecznie mówię - bubel. 

Jakby tego było mało to zapakowano go w bardzo twardy plastik od którego bolą paluchy a na samym końcu są problemy z wydobyciem żelu. I tak nie jestem jedyną osobą, która na to narzeka bo część z Was uprzedziła mnie o tym i potwierdzam! Może to opakowanie ładne i takie 'finezyjne' bo w takim kształcie ale no, w praktyce nie zdaje egzaminu. Nie dość, że takie opakowanie to ten dozownik a raczej jego otwarcie jest tak mocne, że za każdym razem miałam problem by to otworzyć. 

A co na obronę? Bo musi być coś pozytywnego, prawda? Jest gęsty - chociaż w kontakcie ze skórą żel zaczyna się 'lać', pachnie delikatnie zielono i świeżo, a przede wszystkim jest mega wydajny (co mnie irytuje na potęgę!).



I naprawdę chciałabym, z ręką na sercu nie marudzić, nie narzekać, powiedzieć, że ten żel to cudo i w pełni popieram wszystkie ochy i achy na jego temat ale nie mogę. Nie mogę i nie będę pisać peonów na cześć czegoś co dla mnie okazało się bublem - koniec śpiewki.

W temacie aloesu - najlepszy żel póki co to Skin79 ma i niech tak zostanie ♥

MyAsia , 250 ml/ 38.99 zł

  • Share:

You Might Also Like

0 komentarze