bareMinerals BarePro Light Natural 09 & Invisible Bronze Tan

By Rupieciarnia drobiazgów - 23:37

Na ten wpis były trzy koncepcje: najpierw chciałam Wam pokazać sam podkład zaś później dopiero bronzer (który mnie w sobie rozkochał)!. Zrobiłam zdjęcia i jednego i drugiego, oba testowałam dość intensywnie aż w sieci wybuchła bomba 'bareMinerals zostaje wycofane ze sprzedaży w Sephorze!'. Ale jak? Ale co? Przecież chciałam Wam o nich powiedzieć! Testowałam, zmieniałam dwa razy koncepcję zdjęć, sprawdzałam dostępność w perfumerii - uff, nadal jest więc się nie śpieszyłam z publikacją ;D. Dopiero w niedzielę sprawdziłam, że asortyment marki topnieje - robić nowe zdjęcia? Na to czasu nie miałam, dlatego jest jeden wpis, dwa rodzaje zdjęć i jeden cel - jak będziecie miały okazję coś z tego upolować to śmiało bierzcie (wszak gdzieś jeszcze pewnie uda się dorwać kosmetyki bareMinerals).


 BarePro to podkład, który od momentu wpadnięcia w moje łapki zastąpił mi mój ukochany Studio Skin. Przyznaję - początki nie były łatwe i miałam z nim problem. Musiałam mocno rozważać co i jak pomoże mi w jego ogarnięciu - jak już tą kwestię miałam za sobą i to z pozytywnym skutkiem to wtedy mogłam ze spokojem skupić się na jego właściwościach :)

Nowy matowy płynny podkład jest tak lekki, że sprawia wrażenie drugiej skóry. Zapewnia pełne krycie przez 24 godziny. 

Lekka jedwabiście kremowa formuła przynosi skórze prawdziwy komfort.




BarePro od samego początku sprawiał mi kłopoty i już wtedy odnotowałam w nim dwie wady: pierwszą z nich była konsystencja, drugą zapach. Z biegiem czasu i dniami jakie nam razem upływały wad zaczęło przybywać (gdzie to krycie?) a ja coraz bardziej się nakręcałam by nazwać go bublem. Po którymś razie nakładania go palcami i kolejnym rozczarowaniu postanowiłam zmienić taktykę - zamiast do jego roztarcia użyć własnych palców to użyłam owalnego pędzla z zbitym i gęstym włosiem (widzicie go na pierwszym foto)i było lepiej, niby coś się poprawiło ale to nadal nie był efekt, którego można oczekiwać od produktu z perfumeryjnej półki. Moja cierpliwość została mocno wystawiona! W takim układzie zamiast podkład nakładać na twarz a potem go rozcierać postanowiłam wypróbować coś innego, no bo skoro z takim pędzlem efekt na buzi jest lepszy to może by tak nakładać go od razu na pędzel? I to było to - przebłysk geniuszu i w końcu efekt na który czekałam! Miałam to, a raczej wypracowałam sobie idealne krycie!

Powiem Wam - pierwsze użycie było okropne! On się tak mocno lał! Kładłam go na skórę a go nie było widać! Dokładałam go a tam bęc! Jedno wielkie ciastko! Odkryłam, że mam suche skórki na czole (mimo, że dzień wcześniej robiłam peeling!), pory miałam widoczne z kosmosu (Alf by znalazł drogę do mnie jak nic) a ja czułam się jakbym co dopiero wyszła z gimnazjum i nadal popełnia błędy w dobrze odcienia podkładu! No bez jaj - on przecież bez promki kosztuje jakieś 160 zł! Dopiero po odkryciu magicznej mocy mojego pędzla (to pewnie dlatego, że kosztował jakieś 20 zł! :D) zrozumiałam a raczej zobaczyłam jak bardzo ten podkład źle oceniłam po pierwszym nieudanym naszym spotkaniu!

To nie jest podkład do nakładania palcami bo go nie 'czuć', mimo że jest mocno lejący to tak nałożony prawie nie kryje a na buzi możecie odkryć, że są prześwity. Dopiero pędzel (podejrzewam, że gąbka także) sprawia, że na buzi wygląda on dobrze. Wtedy też najlepiej wychodzi stopniowanie jego krycia (u mnie i tak zawsze zostaje jedna warstwa) i zazwyczaj kończy się tak, że mam przykryte drobne niedoskonałości, ba nawet zatuszuje mi moje śliczne piegi!



Pod tym względem nie mam co mu zarzucić - nałożony tak ani nie podkreśla porów, ani nie wynajduje suchych skórek, wygląda dobrze. Nie do końca się zgodzę, że ma on wykończenie matowe - nie jest to typowy, płaski mat. Na mojej cerze (w końcu normalnej) matu nie dostrzegam,bardziej satynę ;). O 24 godzinnym kryciu nie ma mowy ale o tym,że jest płynny i to bardzo już tak, mało kremowy jak dla mnie. Z początku odrzucał mnie w nim jego zapach (coś dla wielbicieli starej farby :D) ale teraz już nawet go mój nos nie odnotowuje. Na plus szklane opakowanie z pompką, którą można zablokować (brawo, brawo!).  Problem może być z odcieniem, ja od Agaty dostałam 09 czyli Light Natural, które tutaj zestawiłam z najjaśniejszym odcieniem Studio Skin. Widzicie różnicę? Ogromna! Ja jako osoba, która podkłady mam w najjaśniejszych odcieniach (zazwyczaj porcelain ew. ivory) i taki ciemniak? Agata mówiła 'będzie Ci pasować, dla mnie za ciemny a Ty masz jaśniejszą karnację' i wiecie, że miała rację? On się pięknie stapia ze skórą, nie odcina się ani nie utlenia, mam wręcz wrażenie że on staje się jaśniejszy! Oczywiście po jakiś 5 godzinach delikatnie się wyświeca ale to naprawdę nic wielkiego (testowany w największe upały!).
Wiem, że na tych zdjęciach mam minę jakby nie żarła słodyczy od godziny i planuję morderstwo ale to pozory ;D


Wybaczcie mi jakoś tych zdjęć ale naprawdę do tego serca nie miałam ( nie ma tu ani grama fotoszopy):D. To jest jedna warstwa nałożona pędzlem i zdradzę Wam, że mając go a buzi ja już nie używam pudru bo takiej konieczności nie widzę. A jak to w pełnym makijażu jest widzicie także (pojedyncze zdjęcie) - ok, żaden pełen makijaż bo mam tu tylko pomadkę i bronzer, o którym teraz słów kilka! :D

Invisible bronze okazał się miłością od pierwszego machnięcia pędzlem. Eeee nie do końca, bo jak tylko wyjęłam go z paczki i otworzyłam już wiedziałam: bronzer doskonały! Nie pomyliłam się! Przebił nawet bronzer z palety Too Faced, który to mnie przekonał do tego typu produktów.

Daj się skusić na ten puder w luksusowym puzderku, który rozświetli Twoją cerę.

Trzeba przyznać, że się rozpisali z jego opisem! Po takich słowach aż mi mowę odbiera;D! To może ja powiem więcej?



Luksusowe puzderko? Jaki ten luksus jest każdy widzi - ot co, czarny plastik, dość mocny, który z biegiem czasu będzie okropnie porysowany i złote napisy (póki co nie schodzą :D), ale zaraz to nazywać luksusem? Cena regularna tego luksusu - 125 zł i szczerze powiem, nie płacimy tu za opakowanie z wypasionym dużym lusterkiem tylko za samą zawartość - a tą już można nazwać luksusem! 7 g tego bronzera jest warte każdej minuty! Odcień Tan jest trzecim z czterech dostępnych (Fair-Light / Medium - dostępny był u nas/ Tan /Deep-Dark)to wbrew pozorom będzie pasował on bladym twarzom ;D . Nie jestem niechlujna! Broń Boże - widzicie upaćkane lusterko - tak, wadą jego jest to, że nabierając go pędzlem potrafi pylić! I tyle! Sam odcień na buzi wygląda naturalnie niczym opalenizna z kilku dni spędzonych w Grecji (tak, wiem, jak stary brud na kolanach lub łokciach także :D). Nie mam z nim problemu bo mimo dość przerażającego odcienia w pudełku to okazuje się,że już jedno machnięcie pędzlem nadaje nam pożądany, naturalny koloryt.
Zdecydowanie należy on do typu rozświetlającego i to jest widoczne, bałam się, że będę się świeci jak te psie jajka (czy jak to się mówi) ale nic z tego. To ładna tafla rozświetlenia bez drobinek bijących po oczach niczym laser! I szczerze, on iskrzy w słońcu ale nie jakoś perfidnie i tandetnie. Pachnie lekko pudrowo i ma nieziemsko aksamitną fakturę! Minus? 4 godziny i go nie widać :(



Nie wiem czy to kolor moich włosów czy mój wrodzony wdzięk (hahhaha) ale dobrze się w nim czuje! Jak widzicie bareMinerals jest ciut ciemniejszy i ma odrobinę mniej blasku ale to mu w zupełności nie przeszkadza by robić dobrą robotę ;)

Na zdjęciu 'pełnego makijażu' już wam pokazałam i tam nie mam nic więcej  -ani odrobiny rozświetlacza! Cały ten błysk to jego sprawka ;)


Mam nadzieję, że go widać :). Podoba mi się efekt takiej skóry, to delikatne rozświetlenie i naturalny wygląd ;)

Bardzo żałuję, że odkryłam markę bareMinerals w momencie gdy została wycofana bo naprawdę warto się jej przyjrzeć! Jak będziecie miały / mieli okazję to śmiało bierzcie (zwłaszcza bronzer :D) bo ja jestem zachwycona ;D

Oba produkty na promce w Sephorze kosztują ok. 76 zł (online chyba wyprzedane, nie wiem jak stacjonarnie) 

  • Share:

You Might Also Like

0 komentarze