Opowiem Wam bajkę: był sobie kiedyś słodko różowy produkt, subtelnie się uśmiechał i zachęcał do bliższego zapoznania się z nim. Już jego nazwa wprawiała umysł w stan euforii, zapach działał relaksująco a pierwsze spotkanie produktu z twarzą niewiasty wywołało efekt 'wow'. I bajka rozpoczęła się na dobre, były ochy i achy, kieliszki w dłoni aż do momentu gdy z cerą zaczęło się źle dziać ale przecież to nie od tego? Nasza bohaterka uparcie, dzień w dzień smarowała buzię, dzień w dzień traktowała ją różowym produktem a ten gorszy stan wrzucała do worka z napisem 'przez kobiece sprawy'. W pewnym momencie zaszło to daleko, była rozpacz i łzy, rzucanie produktem i przejrzenie na paczadełka bo ten różowy, słodki kremik z początku bajki nie obszedł się z buzią niewiasty zbyt dobrze, oj nie - mało tego, przecież mówili jej, że może zapychać a ona co na to ? No nic i teraz ma! ...
A raczej miała, bo kilka dni trwało zanim swoją buzię przywróciła do stanu 'na pokaz'.
Znam doskonale swoją cerę i albo coś zachwyci mnie od samego początku (np. serum z Liqpharm) albo odrzuci od siebie (np. krem pod paczadełko z Sylveco), bardzo rzadko a prawie wcale bo to zaledwie drugi produkt z mojej półki, który na samym początku mnie zachwycił by potem niestety zgotować mi piekiełko ( o pierwszym było tutaj ---> klik). Więc ja się pytam 'co ze mną nie tak?'
Nasza sugestia: I Love Me – Skóra normalna, mieszana oraz mieszana ze skłonnością do przesuszania, sucha.
0 komentarze