Love Your Body aromatyczna kawa

By Rupieciarnia drobiazgów - 23:13

Szał na kawę trwa w najlepsze! Obecnie na naszym rynku jak grzyby po deszczu rosną producenci naturalnych kawowych peelingów. Różne pojemności, zapachy, opakowania i jeden wspólny cel: walka o piękne ciało. Wszyscy doskonale wiemy, że bez diety / ćwiczeń tego nie osiągniemy ale skoro kawa ma nam w tym dopomóc to dlaczego by nie spróbować? Miałam już najbardziej chyba znany kawowy peeling w naszym kraju - BodyBoom w każdej możliwej wersji, teraz przyszła pora by spróbować czegoś nowego, czegoś co powinna pokochać moja skóra. Bo czy sama nazwa marki Love Your Body nie brzmi już obiecująco?


Love Your Body to dość młoda marka, która popularność zyskuje dzięki Instagramowi. Nie spotkałam jej jeszcze na blogach (czyżby debiut był u mnie??:)) ale musicie wiedzieć, że na IG ma spore konto fanek i coraz więcej zbiera pozytywnych opinii - na własnej skórze przekonałam się czy moja aromatyczna kawa jest konkurencją dla dobrze znanego boom'u! ;)



I chyba nie uniknę porównywania go do mango o którym czytałyście tu ---> klik, jednak już na wstępie mówię nie będzie tak długiej opowieści! ;)

Mogłabym powtórzyć połowę wspomnianego wyżej posta, mianowicie połowę w której mówiłam o działaniu bo w tej kwestii dzisiejszy bohater nie odbiega. Nie łudźmy się, te peelingi nie pokonają za nas cellulitu ale pomogę delikatnie go zminimalizować. Ten peeling daje tak samo świetne rozjaśnienie jak i nawilżenie, oczyszcza na dobrym poziomie, pielęgnuje, wygładza i wydobywa ze skóry 'blask'. Przy regularnym stosowaniu sprawia, że skóra (na udach) staje się jędrniejsza a nasza pomarańczowa skórka (a jeszcze coś mi z niej zostało) ulega spłyceniu - jest dobrze ale nie oczekujcie efektu wow bo kosmetyk za nas tego nie zrobi ;).
Uwielbiam wszystko co rozświetla / rozjaśnia dlatego bardzo często stosuję ten peeling na twarz - to daje mi naprawdę energetycznego kopa. Buzia wygląda na zadbaną, zdrową, bez oznak jakiś podrażnień. Nie jest to peeling, który zrobi nam krzywdę, BodyBoom miał jedną wadę, przy rankach/ zadrapaniach potrafił szczypać , ten od Love Your Body nawet o tym nie myśli! Zdarza się, że czas ktoś/coś zadrapie Cię po udzie i w tym przypadku możecie być pewne że ta kawa nie wchodzi w żadne reakcje skórne, nie szczypie, nie piecze po prostu obchodzi się ze skórą łagodnie. W porównaniu ten peeling traktuje skórę łagodniej, nie traci przy tym swojej mocy zdzieralności ale ja odczuwam, to tak jakby pieścił się ze tą skórę, czarował i tak dalej. Mówiłam Wam, że BodyBoom lepiej stosować w ostępach czasowych ten natomiast mogłabym stosować codziennie bez żadnej krzywdy! Ok przyznaję się, sprawdzając swoją teorię używałam go 4 dni pod rząd i nie stała mi się krzywda, wręcz przeciwnie moja cera jakby się uspokoiła pod jego wpływem ;)
Nawilża całkiem całkiem, nie jest to tłusty film na skórze (jak np. miałam po kawowym peelingu Nacomi - tak wiem, on nie był sypki) tylko zostawia taką otoczkę jakby ktoś spryskał skórę nawilżającą mgiełką - choć ja i tak czekam chwilę i sięgam po dalsze specyfiki :).
W całej reszcie jest zupełnie różny od kultowego BodyBoom ;)



100 g bo tylko tyle dostajemy jest ciężkie i bardzo pojemne w tej torebce. I tu LYB wygrywa: pod względem pojemności mi się wydaje, że tego peelingu jest znacznie więcej a samo opakowanie jest wykonane z lepszego materiału (mam na myśli, że jest sztywniejsze) niż te tutki BB.
Oczywiście możecie go stosować na sucho i mokro, z tym nie ma żadnego problemu bo oba peelingi sypią się tak samo. Różnica jest w tym, że aromatyczna kawa wydaje mi się bardziej sucha, po prostu nie jest wilgotna i to zupełnie nie przeszkadza bo świetnie trzyma się ciała. Taką widoczną różnicą są chyba kolory tych peelingów: o ile BB wydawał się czarny to ten jest pięknie brązowy i delikatnie na ten kolor barwi wodę. Drobinki są dość ostre, robią to co muszą i praktycznie (tu znowu BB przegrywa) rozpuszczają się wszystkie. 
Zapach - kocham zapach mango i kokosa od BB ale tu jest zupełnie inaczej, już przez opakowanie czuć aromat czegoś słodkiego. Pachnie delikatnie kawą (co mój nos przyjął z ulgą) a zarazem czuć w nim jakieś słodkie nuty, dla mnie to taka mega słodka kawa ze śmietaną, piankami i posypką cukrową. Zapach przyjemny, 'smaczny' ale nie czuć go dłużej i też nie wypełnia sobą całego pomieszczenia.


O ile BodyBoom miał 200 g i miał nam służyć na 20 użyć to co z tutejszymi naszymi 100 g? Otóż sęk w tym, że LVB jest strasznie wydajny i posłuży też nam na jakiś czas, wszak nikt tak jak ja nie robi peelingów codziennie (chyba, że jest chory umysłowo jak ja :D).

On jest dobry, jest całkiem dobry, łagodniejszy więc i może byłby odpowiedniejszy dla wrażliwców, dla mnie ma lepszą konsystencję, przyjemny zapach. To co z tego, że ma mniejszą gramaturę? Kosztuje 1/3 kultowego BB i zdecydowanie jest wart wypróbowania. Owszem LVB jest dostępny tylko w 3 wariantach:aromatyczna kawa, słodki kokos i soczysta truskawka ale co z tego? Skoro działania ma podobne, z jednym faktem został dopracowany (wszak BodyBoom przetarł tym peelingom szlaki). 

Lubie go, po prostu lubię i zdecydowanie do niego wrócę ;)

Peelingi Love Your Body dostaniecie w Superpharm  lub na stronie ---> klik, 23.99 zł/ 100 g

  • Share:

You Might Also Like

0 komentarze