W tym roku na moim zegarze wybije (już) 29 rok życia (maaasaaakra!). To zmusiło mnie do refleksji czy przez ten czas kiedy już nie byłam podlotkiem i mogłam sama decydować o swojej pielęgnacji (bez podbierania mamie kremu) czy przez myśl mi przeszło użycie ampułek. Ale że czego? No właśnie - AMPUŁEK, kuracji powiedzmy zdecydowanej a raczej celowanej na pewien krótszy okres. Nie, nie zdarzyło mi się, nawet kiedy moja pielęgnacja skoczyła na tzw 'high level' i półka zaczęła się zapełniać kremami, serami czy innymi mazidłami do twarzy nigdy nie pomyślałam by kupić ampułki i je wypróbować. Nie jestem jakimś snobem kosmetycznym, wiem, że są i że ampułki są jednym z lepszych i ekspresowych sposobów na doprowadzenie cery do 'lepszego' stanu ale jakoś tak wcześniej nie złożyło mi się użyć. Kompletnie omijałam te 'cuda' i uznawałam, że to jeszcze nie mój czas na to. No jak widać do czasu. Bo w końcu ampułki wypróbowałam. I to jeszcze nowinki!
Jak Boga kocham nie mam pojęcia ile ja miałam kolagenu 7 lat temu! I szczerze nie wierzę w takie zapewnienia. Siedem lat temu moja skóra była w opłakanym stanie: masa blizn potrądzikowych, masa pryszczy i szczerze powiedziawszy wyglądałam jak taki mały potwór z bagien do którego przyschło błoto. Nic szczególnego , ale nie mam, naprawdę nie mam pojęcia jaki wtedy był u mnie poziom kolagenu (widocznie za mało reklam z tym składnikiem oglądam bo tam zawsze wszystko mówią :D :D).
Kurację stosowałam tak jak zalecano - wieczorem, na osuszoną i czystą skórę. W jej połowie miałam już pewne przemyślenia na temat jej działania jednak kiedy już po siódmym dniu wszystko spisałam, dwa dni po jej zakończeniu przyszedł koszmar z którym obecnie walczę.
Skromnie mówiąc - ta kuracja nie jest dla każdego. Może nie dla moich ram wiekowych i powinnam poczekać na jeszcze dodatkowe lata by się 'odmłodzić' (chociaż efekt po ich odstawieniu sprawił, że czuję się jak w wieku 22 lat...) a może zwyczajnie nie dla mojej mieszanej cery.
Po pierwsze: moja mieszana cera lubi nawilżenie w normie. Nie lubi gdy z nim przesadzam bo wtedy potrafi mnie wysypać i tu się obawiałam, że combo ampułka + krem może to sprawić. Ku mojej uciesze, przez te siedem dni nic takiego nie miało miejsca więc mogłam odetchnąć z ulgą. Producent mówi, że już po pierwszym użyciu odczujesz różnicę i... nie czułam tego. Pierwsze użycie było koszmarne. I efekt? W sumie jaki efekt? Nic nie zauważyłam na buzi więc jak czytam, że ktoś po pierwszej aplikacji miał wygładzone drobne linie to mam ochotę wyć do księżyca i zacząć wykopywać sobie dołek. Widocznie się nie znam.
Wracając do rzeczy: ampułki mamy w zwykłym kartoniku. Nic nadzwyczajnego jak za tą kasę (a tak a będę się czepiać pierdół). Mój pierwszy problem się pojawił gdy otwierałam ampułkę - Matko Boska! Przecież tego cholerstwa ciężko było ruszyć! Zdecydowanie mocno trzyma i potrzeba sporo siły aby urwać / odkręcić czy tam przekręcić tą piekielną górę. Zawartość ampułki to lekko niebieskawa ciecz, która nie jest tłusta i trochę mi przypomina zwykłą, barwioną wodę. Na szczęście nie ma zapachu co uważam za ogromny plus.
Pierwsze użycie jak i drugie było dziwne - sam płyn momentalnie wsiąka w skórę. Jedna ampułka całkowicie wystarczy na wmasowanie jej w twarz, szyję i dekolt. Pół ampułki wystarczy na wymizianie buzi. Jak wspomniałam te dwa pierwsze użycia były dziwne bo po tym jak cała zawartość wylądowała na buzi i została wmasowana pojawiło się mocne uczucie ściągnięcia. I tu mówiąc mocne mam na myśli mega nieprzyjemne, takie, że buzia się krzywi i masz wrażenie się ktoś okleił Cię taśmą. Nałożenie kremu nawilżającego (bo tak zalecają) sprawiło, że ten problem znika . I przez te dwa dni nie zauważyłam by cokolwiek to 'cudo' zrobiło. Nic a nic. Więc jakby nie patrząc obaliłam już pierwsze efekty, które miały nastąpić.
Trzeciego dnia było zupełnie inaczej - nie towarzyszyło mi już uczucie ściągnięcia. Zupełnie nic i wtedy postanowiłam też odpuścić na ten jeden wieczór kremu bo co złego może się stać? A jak każda szanująca się blogerka muszę przetestować produkt w każdy możliwy sposób. I wtedy stało się coś! Rano, po przebudzeniu odkryłam, że buzia jest strasznie mięciutka, delikatnie napięta i lekko wygładzona. Kusiło mnie by znowu wieczorem nie użyć kremu ale wróciłam do tradycyjnego zalecenia i o dziwo, ten sam efekt pojawił się czwartego dnia i taki już się utrzymywał do końca kuracji - od trzeciego dnia aż po siódmy moja buzia stała się bardziej napięta (w ten miły sposób), bardziej jędrna, nawilżenie było idealne i delikatnie wygładzona. Nic mi nie wyszło, żadnych efektów ubocznych nie było i w sumie mogłam powiedzieć, że przez pięć dni stosowania kuracji efekt był namacalny.
W sumie jeszcze dzień po jej zakończeniu efekt był ok, ale następnego dnia obudziłam się z przekonaniem 'coś jest nie tak'. Moje policzki były chropowate i usiane maleńkimi, czerwonymi kropeczkami, strasznie suche, a wokół skrzydełek nosa zebrała się sucha i twarda skóra,z którą do teraz nie mogę sobie poradzić. Moja mieszana cera nigdy nie była tłusta ale to co się stało po odstawieniu ampułek jest okropne. Pielęgnację od tygodni miałam tą samą i jedyną rzeczą którą dodałam i potem skończyłam była cała ta kuracja. Na moim nosku od czasu do czasu pojawiają się suche skórki ale nigdy skóra nie schodziła płatkami z jego skrzydełek. Teraz to robi, zbiera się w jednym miejscu i sprawia ogromny 'tępy' ból. Policzki to pole minowe stąd wnioskuję, że dopóki używa się kurację jest ok, dopiero gdy wraca się do normalnej dla siebie rutyny moja skóra zareagowała tak a nie inaczej (jak jakiś ćpun po leczeniu).
Siedem ampułek na siedem dni po 69.99 zł (w promocji) daje nam jedną ampułkę dziennie za jakieś 9.99 zł. To się da przeżyć. Płacąc 'normalnie' czyli te 130 zł wychodzi nam za ampułkę około 18.60 zł co dla mnie to jest za dużo.
Z jednej strony mam dwa dni gdzie towarzyszyło mi mocne uczucie ściągnięcia. Potem było już tylko lepiej - skóra była jędrna, wyraźnie napięta jak i nawilżona. Niestety po jej odstawieniu przyszedł mały koszmar i się rozgościł na dłużej, teraz z tym walczę i wnioskuję, że jednak cera mieszana powinna w tym momencie sobie ją odpuścić. Nie umniejszę jej działania ale widzę też słabe strony i ciężko wierzę w te super opinie. Bo to ja. Bo siedem dni nie sprawi,że drobne linie ot tak znikną. I jestem i nie jestem zadowolona, wiem tylko, że ta bajka nie dla mnie.
Avon, 130 zł/ 7 sztuk ( promka 69.99 zł)
Stosujecie ampułki? Wiem, że chyba Isana i Balea mają w swojej ofercie takie specyfiki. Lubicie taką formę?
0 komentarze