Bardzo rzadko zdarza się, że kupuje kosmetyki 'bo poleciła je panna x i u niej były świetne'. Rzadko. No dobra, prawie wcale. Nie ma co kryć, że to jakoś na mnie nie działa. Nie działa i już. Czasami, ale to naprawdę czasami zdarzają się takie wyjątki jak dziś - bo właśnie te maski kupiłam bo je polecano. No i bo była fajna promka, że za dwie z przesyłką zapłaciłam jak za jedną ;D. No deal życia, co nie?;D. Czy żałuję? Ależ skądże - powiem więcej, jakby znowu pokuszono mnie takową promocją to biorę je w ciemno i kupuję ponownie! Bo jakby to powiedzieć - tym razem moje koleżanki mówiące o tych maskach mówiły szczerą prawdę - to naprawdę sztos! I warte każdej złotówki :D
Nie bawiłam się w zamawianie jednej - od razu kupiłam obie wersję czyli myPUREexpress oraz myBEAUTYexpress i naprawdę ciężko mi wybrać z nich swojego ulubieńca! Obie doskonale się spisują w swoim działaniu, obie mnie zachwyciły już od pierwszego użycia i obie nadal, po tylu tygodniach razem robią na mnie świetne wrażenie!
myPUREexpress
Ekspresowe oczyszczenie porów i skuteczne działanie na widoczne problemy skórne, już w 5 minut.Delikatna, przyjemna i szybka w użyciu, łatwo się zmywa i nie pozostawia uczucia ściągnięcia skóry. Formuła z kompleksem [5% kwas azelainowy + glicyna], różową i białą glinką, olejkiem z nasion malin i jojoba, witaminą E i prowitaminą B5. Już po 5 minutach oczyszcza i odblokowuje pory skórne, zaskórniki i niedoskonałości. Matuje, nawilża i poprawia kondycję skóry, zmniejsza przetłuszczanie skóry tłustej.
Używanie tej maski mogę podzielić na dwa etapy: przed stosowaniem peelingu Garnier (peeling morelowy z kwasem salicylowym - nowość na rynku) i po jego stosowaniu. Mimo, że moja skóra nadal pięknie wygląda po zastosowaniu tej maski to jednak cera z początku zachowuje się inaczej.
Muszę Wam powiedzieć, że mimo iż obie maski mają takie same pojemności (50 g) to właśnie wersja różowa nieubłaganie zbliża się do końca. Użyje ją może jeszcze dwa / góra trzy razy i mam słoiczek na boku. Generalnie rzecz ujmując - ta maska naprawdę mnie zaskoczyła, zarówno formułą jak i tym jak zachowuje się na skórze. Nie ma żadnego uczucia ściągnięcia, żadnego przesuszenia czy też pieczenia skóry. A jaki efekt na skórze? Maska pięknie oczyszcza i 'odświeża' skórę. Działa jak naprawdę dobry środek 'czyszczący' bo przy dłuższym stosowaniu widać ogromną różnicę w stanie cery. Z racji takiej, że moja cera z mieszanej poszła ku normalnej to nie mam pojęcia czy naprawdę niweluje wydzielenia sebum ale wiem kilka innych rzeczy o niej: matuje, efekt jest jak dla mnie idealny (nie za mocny / optymalny), odblokowuje pory a przy częstszym stosowaniu widać, że tych małych upierdliwych kropek czy 'kraterów' na cerze (o ile ktoś takowe posiada) jest znacznie mniej.Generalnie cera typowo mieszana czy tłusta ją pokochają za to co robi.
Podoba mi się w tej masce właśnie to, że cera jest w każdym calu 'doczyszcona' a nie 'oczyszczona' - tak jakby cały ten brud został z niej 'wytrzepany' a później tylko ten efekt jest pogłębiany i utrzymywany. myPUREexpress ma także świetną, niezbyt gęstą, kremową formułę o jakże piękny różowym odcieniu. Ładnie też pachnie: nie jest to typowy zapach maski z glinką (bo takie mamy w składzie) ani zapach malin (sugerując się zawartością tego olejku w nim). Pachnie w miarę ładnie, nie intensywnie i myślę. że to woń w miarę akceptowalna dla każdego nosa. Zmywa się ją także łatwo i przyjemnie.
Ale, ale ta maska ma kwas i mój peeling także ma kwas salicylowy w składzie (doczytałam po fakcie kombinacji z oboma produktami :D) i takiego combo zwyczajnie moja cera nie lubi. Owszem nadal efekt jest, nadal moja skóra wygląda cudownie z tym, że nieważne czy ten peeling zrobię w ten sam dzień, dzień czy dwa dni wcześniej nałożenie tej maski po jego użyciu kończy się pieczeniem skóry. Mądra ja! Pisałam nawet do ekipy Miya i są zgodni w tym, że to reakcja na dwa kwasy (bądźcie mądrzejsi niż ja :D). Tak czy siak wtedy maskę trzymam krócej (te 3 minuty) i zmywam, na drugi dzień (ale tylko w połączeniu z tym peelingiem bo bez nic się nie dzieje) można zauważyć na mojej cerze kilka czerwonych plam (znikają następnego dnia).
Aaa i zdarzyło mi się trzymać maskę dłużej niż te 3 - 5 minut i z twarzą nic złego się nie działo.
myBEAUTYexpress
Bardzo ale to bardzo lubię maski z węglem ale nie znoszę ich zmywania. Niestety ta z Miya ma to do siebie, że z wszystkich węglowych cudeniek, które miałam ona brudzi najwięcej i na to musiałam zwyczajnie opracować patent :D
Ekspresowe wygładzenie, oczyszczenie i nawilżenie skóry już po 3 minutach! Delikatna, przyjemna i szybka w użyciu, łatwo się zmywa i nie pozostawia uczucia ściągnięcia skóry. Formuła z aktywnym węglem kokosowym, białą glinką, olejkiem z pestek winogron, ekstraktem z kwiatów rumianku, witaminą E i prowitaminą B5. Już po jednym użyciu wygładza naskórek, wyrównuje nierówności skórne, oczyszcza z nadmiaru sebum i codziennych zanieczyszczeń. Rozjaśnia, rozświetla i upiększa skórę.
Zacznę od tego, że myBEAUTYexpress ma zupełnie inną konsystencję niż te maski węglowe, które znam i miałam wcześniej. Tak jak wersja różowa spisuje się również doskonale w oczyszczaniu cery: mam wrażenie, że robi to nawet minimalnie lepiej! Lepiej radzi sobie z zaskórnikami, nawilża na dobrym poziomie, pięknie oczyszcza aż skóra skrzypi i jest wręcz 'biała', ale (co najważniejsze) rozświetla. Nawilżenie nie jest jakieś pozorne - utrzymuje się kilka godzin,a jak w ogóle będziecie robić tą maskę często to zauważycie jak bardzo poprawi się Wasza cera. I nie mam tu na myśli tylko zniwelowania problemów zaskórników ( o ile wersja różowa radzi z nimi sobie dobrze, to ta je praktycznie wymiata!) ale także idzie zauważyć, że skóra staje się gładsza, bardziej ujednolicona (bardzo dobrze radzi sobie z każdą czerwoną plamą). To taki turbo odkurzacz do brudu co wykurzy wszystko, kapitalnie posprząta a przy tym sprawi, że buzia wygląda nieskazitelnie czysto i gładko.
Na pierwszy rzut oka ma bardziej zbitą konsystencję niż ta różowa ale przyjemnie się ją nabiera (jak kremik) i jest bardziej wydajna. Ją z kolei jeśli zostawicie dłużej na buzi niż te zalecane minuty to można się przekonać o mocy jej zasychania - a to już może boleć ;D. Zmywanie jej to czysta katorga - ja zazwyczaj daję grubszą warstwę i po tych zalecanych minutach najpierw część zbieram gąbką a potem resztę zmywam, może więcej czasu na to poświęcam ale nie brudzę tak bardzo :D. I tu moja mała uwaga, jak już ją całkowicie zmyjecie i wpadniecie w zachwyt nad tym jak Wasza cera kapitalnie wygląda to umyjcie buzię raz jeszcze czy zwyczajnie nasączonym wacikiem wodą przemyjcie buzię bo mimo, że tego nie widać to możecie mieć jeszcze jakiś szarawy osad po tej maźi ;) Nie zdarzyło mi się trzymać tej maski dłużej niż góra 5 minut (sprawdzałam w celach testu ile dam radę :D) i nie polecam, oczywiście efekt powala na kolana ale nie warto aż tak się poświęcać.
Zapach w niej to kwesta sporna - mi pachnie trochę znajomo, trochę węglowo, trochę smoliście - nie jest to zapach okropny ani piękny, ale da się go przeżyć a tym bardziej nie mam z nim problemu. A rumianku nie czuję wcale ;D
Lubię je, obie i z ręką na sercu śmiało polecam. Zdecydowanie wrócę do którejś z nich albo nawet obu na fajnej promocji. Idealnie sprawdzają się w swoich rolach, oczyszczają aż miło, cera po nich wygląda cudownie i naprawdę trzeba pochwalić ekipę Miya, za stworzenie tak dobrych produktów.
Miya Cosmetics 50 g/ 34.99 zł
0 komentarze