Kto nie słyszał o Ministerstwie Dobrego Mydła? No kto - chyba nie ma takiej osoby! Po pierwsze mamy tu w miarę przyjazne ceny, przepiękne zapachy i kosmetyki, które chce się wręcz zjeść! Obok tego nie da się przejść obojętnie, no nie da! Bardzo długo sama podchodziłam do nich - a może jakiś balsam w sztyfcie lub mydełko? Albo lepiej coś do kąpieli lub gotowy zestaw? Cóż wybór jest ogromny, produktów mnóstwo a ja nadal nie miałam pojęcia co chcę! Szczęśliwym trafem na sam początek przygody z tą marką trafił do mnie scrub śliwkowy, który ma grono oddanych sobie fanek. Nie ma nikogo kto go nie lubi a to spotęgowało chęć bliższego poznania się z tym gagatkiem, bo jak nie spróbować czegoś co wzbudza u każdej kobiety zachwyt?
Odżywczy peeling cukrowy to jest z najbardziej rozchwytywanych i zachwalanych produktów spod szyldu Ministerstwa. Nie ma (nie odnotowałam) żadnej osoby, która by rzekła o nim złe słowo... bo praktycznie nie ma się czego czepiać. Począwszy od złożenia zamówienia, poprzez przesyłkę aż do działania człowiek się utwierdza w przekonaniu 'kurczę, naprawdę kawał dobrej roboty'!. Tak jest w tym przypadku - mimo, że mam pewne zastrzeżenie do niego (a to tylko dlatego, że ja tak po prostu nie lubię i się w tym nie czuję) to z ręką na serduchu śmiało potwierdzam wszelkie opinie na jego temat ;D
Pysznie pachnący odżywczy olejowy scrub na bazie cukru trzcinowego. Uniwersalny poprawiacz nastroju i repelent na smutki. Grubas ale łagodny, wymasuje porządnie, ale skóry nie zedrze ;).
Zdecydowanie z kobiałki "all in one", ciało po kąpieli nie wymaga już kremowania ani żadnych innych zabiegów (no, chyba, że głaskania i przytulania bo przytulania nigdy dość).
Drobinki cukru pobudzają krążenie podczas masażu i złuszczają martwy naskórek pozostawiając skórę odświeżoną i sprężystą, gotową na przyjęcie olejów.
Aromatyczny olej z pestek śliwki głęboko nawilża i regeneruje, olej ze słodkich migdałów wygładza, olej wyciśnięty z pestek winogron zmiękcza a olej z awokado zabezpiecza skórę przed utratą wody. Masło shea i kakaowe dodatkowo natłuszczają naskórek, wosk pszczeli ochrania go przed czynnikami zewnętrznymi. Skwalan z oliwek odbudowuje płaszcz lipidowy dbając o skórę suchą i wrażliwą. Słodki, atestowany aromat śliwkowy zamienia kąpiel w relaksujący rytuał
Skład : Cukier trzcinowy, olej z pestek śliwki francuskiej, witamina E, olej ze słodkich migdałów, olej z pestek winogron, olej z awokado, masło kakaowe, masło shea, olej makadamia, wosk pszczeli, ferment z rzodkwi, ekstrakt z kokosa, skwalan z oliwek, olej z rącznika, aromat kosmetyczny, gliceryna roślinna
Dwie, no może trzy - do tych rzeczy mam zastrzeżenia, oczywiście jedną z nich jest zapach ale o tym będzie później, najpierw to co najlepsze - działanie.
Wiecie, pierwsze użycie nie było rewelacją, ot co zwykły scrub - nic szczególnego, przy drugim i trzecim tak samo, kompletnie nie umiałam dostrzec w nim potencjału, poza tym okropnie mnie wkurzała jego konsystencja i zaczynałam być na wielkie 'nie'. A to moje 'nie' było ogromne i się obraziłam na naszą śliwkę! Wrzuciłam zdjęcie na IG i ze zdziwieniem odkryłam, że oprócz mnie są tylko dwie osoby, które mają podobną relację z naszym cudem :D. Nie powiem - pokrzepiło mnie to trochę :D I wtedy też postanowiłam spróbować go na 'sucho', i wiem, zaleca się go na wilgotną skórę i wiem, że nie powinnam ale dałam mu tą szansę by sprawdzić czy 'na sucho' radzi sobie lepiej i czy na mojej mokrej skórze tylko kaprysi! I był przełom! Odjęło mi mowę - scrub w tej wersji (na sucho) okazał się fenomenalny! Ostry zdzierak, którym masaż skóry aż sprawiał mi ciarki na ciele, tam gdzie było trzeba widać było czerwone miejsca i pięknie gładką powierzchnię! Spodobało mi się to! Naprawdę ale ze względu na to jak bardzo ostry okazał się peeling postanowiłam na sucho robić go raz w tygodniu, a resztę już na mokro ... bo wiecie on na wilgotnej skórze mnie nie zachwyca. Po prostu nadal masaż nim jest przyjemny, skóra jest piękna i gładziutka ale nie ma tutaj już tego konkretnego zdzierania (tutaj mówię, że dobrze wykonany masaż z odpowiednią siłą zostawia czerwone 'odczyny' na skórze w danym miejscu) i tego mi brakuje, brakuje mi tej jego mocy 'zdzierania' i tej intensywności bo dam sobie głowę uciąć (albo i nie :D) ale jeden konkretny masaż tym scrubem na sucho wystarczy by Cię oczarować (choć lojalnie uprzedzam, że może boleć :D). Nieważne czy na sucho/ mokro na skórze zostaje tłusty film, przez co nie trzeba się balsamować. Plus za to dla marki ale dla mnie jest to trochę niewygodne bo czuję się taka 'niedomyta' z tą tłustością ale też nie mogę powiedzieć, bo skóra jest dobrze nawilżona dzięki temu :D
To jest pierwsza rzecz, która mnie w nim wkurza! Ja wiem, że ta tłustość wynika z dobrych składników, ja wiem dlaczego tam jest no ale ja nie lubię takiej mocnej warstwy na ciele i już, koniec kropka. Drugą rzeczą, która mnie w nim wkurza to ... sama konsystencja! Twarda, zbita a jednocześnie krucha! Od kiedy mam długie pazury większość 'cukru' mam pod pazurem i brakuje mi tu by dziewczyny dodawały do niego jakąś szpatułkę (może być łopatka :D). Nie wiem jak innym ale mi się go ciężko wydobywa i przyznaje, że miałam z tym problem ale jak już udało mi się go nałożyć to mimo tego, że jest on mokry / wilgotny i czuć na nim 'tłustość' to scrub się cholernie sypał i spadał! Zdarzyło się, że więcej go zmarnowałam niż go zużyłam co doprowadzało mnie do szewskiej pasji - poza tym w wodzie scrub się nie rozpuszcza (albo robił to w ślimaczym tempie) tylko osiadał (u mnie) na ściankach wanny (tak wiem, sprzątanie najgorsze) więc radzę z nim nie szarżować no chyba, że lubicie tańce połamańce na dnie śliskiej wanny :D. Choć przyznaję, lubiłam ten dźwięk kruszonego cukru podczas jego wydobywania i tu zaznaczam, że te drobinki wcale nie są takie małe, a większe i ostre :D.
Na bank kupuje mnie opakowanie a raczej jego minimalistyczna forma i podanie go w szkle. Nie ma cudów, prostota w modzie i to jest fajne! Słoik cholernie ciężki i tak zakręcony, że za żadne skarby nie mogłam go otworzyć (coś w stylu 'kiedy dziadek zakręci słoik z ogórkami')!Zaznaczę,że jednak plastik jest lepszy zwłaszcza jak ten słoik w rękach trzyma 4 letnie dziecko ;D. Tutaj muszę rzec, że dziewczyny robią świetną robotę bo kiedy robiłam u nich zamówienie to z prędkością światła na email dostawałam powiadomienia na jakim etapie jest tworzenie paczki, gdzie jest, kiedy będzie i takie tam, inne miłe gesty! :D
Kwestią sporną jest (znowu) zapach... bo mało, naprawdę mało jest kosmetyków ze śliwką/ śliwkowych, w których udało się uchwycić ich aromat. W tym przypadku wiele osób mówi 'pachnie marcepanem', serio? A gdzie? Bo jak dobrze się orientuje to prawdziwy marcepan (a moja mama uczyła się kiedyś za cukiernika i tak robiono marcepanki) to nic innego niż ugotowane ziemniaki, z których robi się papkę, łączy się to z cukrem pudrem i olejkiem migdałowym (i tak się u nas robi to do dziś) i zapach tego a zapach srcubu to dwie różne sprawy i na mój nos (bo nawet zrobiłam własny marcepan dla porównania aromatów) z tym to nie ma nic wspólnego.
Owszem, zapach jest słodki , czasem nawet za słodki ale nie śliwkowy i nie marcepanowy. Jest jakby znajomy - z cyklu 'czułam go gdzieś ale nie mogę go skojarzy'; jest ciepły po prostu. Bo wiecie mi pachnie znajomo, domem i Bożym Narodzeniem, pachnie przekładanym piernikiem i nie wiem czy na mózg mi totalnie padło ale to jedyna rzecz, z którą mi się ten zapach kojarzy.
Co rzecz więcej? Aaaa wydajność - u mnie to miesiąc, równy bo w niedzielę wywaliłam już słoik i nie ma, skończyło się i wiecie co? Chyba już do niego nie wrócę, bo mimo wszystko mango z Oragnic Shop bardziej do mnie mówi chociaż mógłby zdzierać jak ten ;D. Może jak będzie jakaś bardziej egzotyczna wersja owocowa będę skłonna ponownie go mieć u siebie w łazience ale póki co odhaczam kolejny blogerski hit z listy do poznania, bo następne to chyba kupię sobie mydełka ;D
Ministerstwo Dobrego Mydła, 38 zł/ 250 g
Aaa a na dole garść innych opinii ;)
♥ Ania ---> klik
♥ Aga ---> klik
♥ Aneczka ---> klik
♥ Ewelina ---> klik
♥ Agnieszka ---> klik
0 komentarze