Czarna strona blogowania: czyli o tym jak jedna zagraniczna agencja wkurzyła blogerki

By Rupieciarnia drobiazgów - 09:24

To był piękny dzień. Naprawdę musiał być piękny dzień bo taka wiadomość jaką wtedy dostałam nie zdarza się zbyt często najbardziej marudzącemu rudzielcowi na świecie. Otóż pewna zagraniczna agencja chciała nawiązać współpracę - szał! Mogłam wtedy tańczyć piruety, zacząć ćwiczyć podpis na autografy , ba nawet mogłam się chwalić, że w końcu to coś 'big' , naprawdę spadł na mnie wielki splendor, Boża łaska i Chwała Pana ... Czujesz to? Ja i inne blogerki wyróżnione z tłumu, docenione, zauważone i zaproszone do współpracy z jednym z gigantów na rynku ... Czyż to nie brzmi jak malutkie spełnienie marzeń zwykłych szaraczków? Nie brzmi jak bajka, która kończy się dobrze i wszyscy są zadowoleni? Macie rację - brzmi tylko że mały druczkiem/ maczkiem, niewidzialnym długopisem było napisane 'będzie fun! będzie zabawy a Ty stracisz wszystkie nerwy!'.


Otóż nie będę tu nic ukrywać, mydlić paczadełek, że ten 'splendor' był łaskawy i tak świetny jak każdy myśli. Nie, niech ten post jest przestrogą dla tych wszystkich, którzy w przyszłości będą mieć propozycje z zagranicznych agencji, niech będzie iskrą, którą pozwoli walczyć o swoje i nie pozwoli by Was moje drogie 'szaraczki' frustrowała taka sytuacja jak nas w momencie podjęcia się tej współpracy.

Nie zdziwi nikogo fakt, że najpierw było słodzenie jakie to my fajne blogi mamy (no ba, oczywiście ;D), ale pierwsze 'halo' zapaliło się każdej z nas gdy miałyśmy różne informacje odnośnie rozliczeń. Jedne z nas dostawały info, że to barter inne 'podaj stawkę', jeśli naprawdę byłaś kumata i podałaś stawkę z marszy miałaś '. Przemilczę regulamin, zasady i inne wytyczne bo tego trzymała się każda z nas, był termin podany? Był, więc posty z testem naszych urządzeń wrzucałyśmy w określonym czasie i naprawdę ja nie mam nic sobie do zarzucenie w tej kwestii i z tego co wiem żadna z dziewczyn też nie. No ale co mi tak naprawdę nie pasuje?

Problemy zaczęły się kiedy sprawdzałyśmy postęp w kampanii, czasem było 60 % jej wykonania, czasem 70 % ale nie uwierzycie zamiast kampania zbliżać się ku końcowi w jakiś magiczny sposób procenty malały a my stałyśmy w miejscu. Dosłownie bo bez 'końca kampanii' nie można nas było rozliczyć ;O . Razem z tym zmieniały się osoby, które z nami się kontaktowały , im 'nowsza' persona do nas pisała tym bardziej panował bałagan. Dziewczyny ze swoją działalnością wysyłały faktury po kilka razy bo gdzieś się 'znikały', te bez działalności (czyli ja) były w gorszej sytuacji ciągle odsyłane z kwitkiem ...


Aż w pewnym momencie miarka się przebrała - zadanie wykonane zgodnie z regulaminem, dokumenty wypełnione i odesłane do osoby odpowiadającej za kampanie i ... no  właśnie i gówno. Cisza, bywało tak, że pani G. potrafiła nie odpisywać 2 tygodnie na wiadomości  zbywać mnie kiedy ta płatność, że mają problemy, bla bla bla aż rzygać się chciało. I nie tylko ja miałam taki problem! Wtedy już byłam wkurwiona, dosłownie para z uszu leciała więc napisałam email do samej marki dla której testowałyśmy i .. cisza. Tak, cisza, totalna olewka , jakbyśmy w ogóle nie istniały. Gdzieś po głowach chodziło nam by to nagłośnić, dać znać dziewczynom by się w to nie pakowały jednak cierpliwie czekałyśmy.

I kiedy pierwsze dziewczyny dostawały swoje płatności, nasze bony przychodziły wstąpiła nowa nadzieja, nadzieja, że jednak jest ktoś kto w końcu interweniował i chce by kampania, z którą mieliśmy styczność  5 - 6 miesięcy powinna być już zakończona... A nie mówił ktoś, że nadzieja jest matką głupich? 

Tu powiem o sobie: nie wiem czemu ale zawsze miałam pod górkę. Pani F, bez mrugnięcia oka zaakceptowała moją stawkę, warunki, że na polskie konto itp. przyszła pani G i po jakimś półtora miesiąca zmienia stawkę . Ni stąd ni zowąd proponuje mi więcej - ok, spoko, 2 razy tyle ile miałam ustalone, data przelewu ustalona i czekam.... Nie spytała mnie czy stawka była ustalona, a wydaje mi się , że jeśli przejmuje 'klienta' od kogoś to ma wgląd do naszych wiadomości (chyba, że ja źle myślę) . Po kilku dniach dostaję wiadomość, że jednak nie zrobią mi przelewu (a nie będę mówić ile nerwów kosztowało użeranie się z nimi skoro nie ma się działalności) bo uwaga, uwaga znalazła ustaloną stawkę. Nosz kurwa! Serio? Kurwica totalna, załamka i jak człowiek pytam się jej czemu zmienia, czemu wprowadza w błąd skoro ma wiadomości ... Owszem wtedy napisała mi 'mój błąd , przepraszam'. 

Dosłownie nie miałam pojęcia co robić - nie liczyłam, że dostanę kasę, pal licho to  ale po kilku dniach przyszła wiadomość, że przelewy pójdą 10.11 - no wow, po prawie 4 - 5 miesiącach od publikacji wpisu ;O. No to poszaleli ... Kobietki dostawały wpłaty na PayPal a ja nadal czekałam, kiedy już wiedziałam że nie dostanę tego przelewu przyszła informacja ' problemy z bankiem, możesz podać jeszcze raz swoje dane lub email PayPal?'. Żadna z Pań nie miała zastrzeżeń co do jakiego konta a teraz problem? I tu Was zdziwię to był masowy problem bo z tego co wiem, te z nas , które podały nr konta dostały identyczną wiadomość. Tutaj z pomocą przyszła Ala (Ala ma kota) dzięki , której założyłam PayPal (dziękuję! :*), dane poprawiłam, wysłałam, podałam też PayPal i znowu to cholerne gówno! Nastała cisza!
Kontaktowałam się z nimi, z każdym kontaktem podanym w wiadomościach , serwisem odpowiedzialnym za przebieg kampanii - zero reakcji. A nie, przepraszam była  automatyczna wiadomość od pani G, że jest na urlopie - no jasne, kurwa  ! 
Coś mnie tknęło i napisałam do Agnieszki (Agwer blog), która wspominała, że sama pisała do marki i spytałam się jej co wskórała - powiedzieć, że znowu 'gówno'? Ekhem, otóż nic, dostała odpowiedź po 3 tygodniach w stylu 'nie możemy pomóc' . No jasne, po się nami przejmować? Ale skoro byłam już tak blisko, nie dałam sobą pomiatać i napisałam kolejne wiadomości:

'Good morning, yes it's me again and again on ****'s payments. At this point it's already made somehow joke, being in contact with other girls from the campaign I know that their transfers have already been received, though I have given the account number (which was supposed to be the problem) and I also gave data to PayPal I do not have my payment . For a week and a half he writes to Mrs. Giuliana and with no effect, no response from Buzzoole, nothing complete emptiness. So I inform that if by the end of this week I do not receive the money transfer is legal way (thankfully I have all the emails from you) and I will describe in the social media that other girls will never be as disappointed as our group.'

* wybaczcie błędy językowe ;D.


W sumie miałam dość, napisałam też do marki ale przekonana, że zleją mnie jak Agę nie liczyłam na cud i ku mojemu zdziwieniu, dzień po napisaniu im wiadomości dostałam odpowiedź co nadal jest dla mnie zaskoczeniem. Nakreśliłam im sytuację dość jasno (byłam miła!) ale zastrzegłam, że tak czy siak o sprawie powiem (może dlatego tak szybko odpowiedzieli hmm?). Ktoś ze strony marki napisał mi 'że zajmą się to sprawą i wyjaśnią sytuację'. 

Gapiłam się jak sroka w gnat , mowę mi odjęło i to przywróciło mi nadzieję! Dosłownie 10 minut później było już tak:

'Hi Justyna,

I am very sorry for Giuliana's non-responsiveness. If you ever need anything else please do not hesitate to contact me or keep me in CC. She is away this week but I'm not sure how many time's you've emailed her.

It's a bank transfer should take 3-5 working days to clear I believe. 

Kindest,
Sylvia'

To chyba ja się jasno wyżej nie wyraziłam... zresztą nie ważne, na moje pytanie kiedy zrobili przelew odpowiedzi nie dostałam ... ale przelew dostałam.. w ten sam dzień! Czyli 23 listopada. Można ? (to nic, że ja dopiero o jego przyjściu dowiedziałam się we wtorek ;D)

Ja wiem, że trochę wyszło tutaj zagmatwane ale co chcę powiedzieć - nie dajcie zrobić się w gówniane jajo! Nie dajcie sobą pomiatać, nie słuchajcie wymówek tylko działajcie, kontaktujcie się! Napisałam marce, że o tym i tak napiszę, napisałam i czy mogę coś sobie zarzucić? Pewnie, mogłam nie odpuszczać od początku, być bardziej stanowcza, każda z nas zjadła przy tym masę nerwów, nabawiła się kurwicy (inaczej tego powiedzieć nie można) ... Czy było warto? Z całą pewnością nie, to wydawało mi się 'świetną nowiną i perspektywą rozwoju' , szansą dla bloga jednak prawie pół roku użerania się utwierdziło mnie w jednym 'cenię swoją pracą, poświęcam się jej i wymagam szacunku w tej kwestii i wiarygodności' a ta kampania, ta agencja zostawiła po sobie tylko smród !

Prawdopodobnie ten post zamknie mi wiele furtek do sławy, do współpracy czy bycia celebrytką ale who cares? ;D

I nie, nie mówię że wszystkie agencje takie są , bo nie są i życzę Wam tylko takich, które nie robią problemów!
A czy Ty masz jakąś koszmarną historię z jakąś własną współpracą?

P/s kiedy w końcu ten post nabrał kształtu równocześnie wydarzyły się dwie rzeczy: pierwsza, marka wysłała mi dane do osoby (z Polski), która miała mi pomóc z całą sytuacją (podziękowałam, wszak kasa już była na koncie) oraz jeden z fanpejdzów tejże marki 'ochoczo chciał udostępnić' moje zdjęcie z produktem i o ile pierwsza rzecz to rzetelne podejście to sprawy to już druga sprawa nie może być przypadkiem ;)

  • Share:

You Might Also Like

0 komentarze