Czarna strona blogowania: czyli o tym jak jedna zagraniczna agencja wkurzyła blogerki
To był piękny dzień. Naprawdę musiał być piękny dzień bo taka wiadomość jaką wtedy dostałam nie zdarza się zbyt często najbardziej marudzącemu rudzielcowi na świecie. Otóż pewna zagraniczna agencja chciała nawiązać współpracę - szał! Mogłam wtedy tańczyć piruety, zacząć ćwiczyć podpis na autografy , ba nawet mogłam się chwalić, że w końcu to coś 'big' , naprawdę spadł na mnie wielki splendor, Boża łaska i Chwała Pana ... Czujesz to? Ja i inne blogerki wyróżnione z tłumu, docenione, zauważone i zaproszone do współpracy z jednym z gigantów na rynku ... Czyż to nie brzmi jak malutkie spełnienie marzeń zwykłych szaraczków? Nie brzmi jak bajka, która kończy się dobrze i wszyscy są zadowoleni? Macie rację - brzmi tylko że mały druczkiem/ maczkiem, niewidzialnym długopisem było napisane 'będzie fun! będzie zabawy a Ty stracisz wszystkie nerwy!'.
W sumie miałam dość, napisałam też do marki ale przekonana, że zleją mnie jak Agę nie liczyłam na cud i ku mojemu zdziwieniu, dzień po napisaniu im wiadomości dostałam odpowiedź co nadal jest dla mnie zaskoczeniem. Nakreśliłam im sytuację dość jasno (byłam miła!) ale zastrzegłam, że tak czy siak o sprawie powiem (może dlatego tak szybko odpowiedzieli hmm?). Ktoś ze strony marki napisał mi 'że zajmą się to sprawą i wyjaśnią sytuację'.
I am very sorry for Giuliana's non-responsiveness. If you ever need anything else please do not hesitate to contact me or keep me in CC. She is away this week but I'm not sure how many time's you've emailed her.
Sylvia'
Prawdopodobnie ten post zamknie mi wiele furtek do sławy, do współpracy czy bycia celebrytką ale who cares? ;D
0 komentarze