Body Boom peeling z pestek winogron / z pestek jagód & nasion lnu

By Rupieciarnia drobiazgów - 14:08

 Co one się nastały w mojej szafce! Co się naczekały na swoją kolej w używaniu! Wszak ich jest trzech a ja tylko sama i choćbym się rozdwoiła i sklonowała to w życiu nie dałabym rady całej trójki szybko przetestować, bo tak szczerze - miałam z nimi bardzo dziwne relacje, najpierw się nimi zachwycałam, byłam pod wielkim wrażeniem jak wyglądają i jak pachną ale w końcu doszłam do takiego momentu, gdzie najzwyczajniej w świecie stwierdziłam 'chyba wolę ich peelingi w saszetkach'. I chyba tak pozostanie - co jak co, ale mango czy kokos darzę ogromną miłością ale sprawa z tymi trzema gagatkami wygląda zgoła inaczej...


Obecnie mamy trzy wersje 'kubeczków': dwa z pestkami (jagód i winogron) oraz jeden z nasionami lnu. Jakby nie patrzeć to mamy same dobrodziejstwa i takie składniki, które będą miały dobry wpływ na nasze ciało (jak i na relaks). Bardzo ciężko mi jest wyłonić tu jakiegoś faworyta ... mimo, że działanie ich jest niemal identyczne to różni je jedynie barwa i zapach, co przy tym drugi już nie do końca mi odpowiada (jednak te owocowe, kawowe bardziej mnie zapachowo kupują). Produkty mają podobne opisy więc wrzucę Wam tu jeden:

Jestem polskim odżywczo-wygładzającym peelingiem do ciała z pestek winogron, stworzonym na bazie naturalnej (97% składników pochodzenia naturalnego) wegańskiej formuły.

P.S. Tak samo jak Ty, nie lubię SLS, PEG-ów, parabenów i olei mineralnych.  Kocham za to zwierzęta, naturalne składy, dbam o środowisko, a do tego pochodzę z Polski!

Co je łączy:

  • cała trójka wyglądem przypomina ciemniejszy cukier większymi/ mniejszymi drobinkami 'czegoś' czarnego - podejrzewam, że to te nasze kluczowe składniki :D,
  • z pozoru peeling wydaje się dość suchy ale gdy wysypiemy sobie go większą ilość na dłoń czuć taką tłustość,
  • w przeciwieństwie do jego kawowych braci nie jest on aż tak wilgotny,
  • są bardzo sypkie, dużo się go marnuje podczas nakładania,
  • stosowany na 'sucho' jest dość ostry i może delikatnie szczypać i powodować lekkie zaczerwienienie na skórze,
  • stosowany na mokro sprawia, że skóra staje się taka 'tłuściejsza',
  • zostawiają na ustach taki lekko słodkawo - sztuczny smak,
  • zostawiają wszędzie drobinki! Dosłownie - WSZĘDZIE! i trzeba je wybierać z każdego miejsca co nie jest zbyt przyjemne :D
Można powiedzieć, że gdyby nie inne składniki to wyszłoby, że to jeden peeling, w trzech kubeczkach ;D



Konkretnie - jak działa?
  • niezależnie czy użyjecie go na sucho czy na morko peeling dobrze zdziera i tylko od nas zależy czy będzie to mocniej czy słabiej (tu należy pamiętać, że przy mocniejszym 'tarciu' w jego przypadku może pojawić się zaczerwienienie),
  • każdy z całej trójki dobrze wygładza i ujędrnia skórę ale w przeciwieństwie do kawowych jego braci, efekt trwa znacznie krócej,
  • peelingi natłuszczają skórę co powoduje, że nie potrzeba nakładać po nich balsamu do ciała ale , dla bardziej wymagających skór, takie nawilżenie może być za małe,
  • w miarę regularnego stosowania można zobaczyć, że kondycja skóry się poprawia - staje się ona jędrniejsza, bardziej 'napięta' i gładsza (tu minus, bo wystarczy dłuższa przerwa w stosowaniu a cały wypracowany efekt znika),
  • jeśli zdarzy się nalać Wam trochę wody do środka, to zmieniają się one w ciut twardszą konsystencję (mocno zbitą) i ten efekt 'kryształów' znika - wtedy też się pojawia problem bo peeling robi się lekko twardawy ;/,
  • o ile w przypadku kawowych wersji można było zaobserwować efekt rozjaśnienia, tak tutaj tego nie ma,
  • mimo 100 g są wydajne (o ile zbyt dużo się nie będzie marnować podczas nakładania ;D)
Jeśli miałabym mówić o nich pojedynczo ... to tak się nie da! Każdy z nich praktycznie działa/ robi to samo i ja, wykorzystując trzecie opakowanie nie widziałam w nich żadnej różnicy. 
Najmniej spodobał mi się ten z pestkami winogron - miał dość dziwny zapach, lekko chemiczny, mało owocowy, sypał się z całej trójki najmocniej i też najmocniej potrafił szczypać przy jakiś rankach.
Ten z nasionami lnu pachnie słodko - chemicznie i ten zapach był dla mnie mocno męczący. Wydaje mi się, że w porównaniu do pozostałej dwójki był też bardziej tłustawy (może to z powodu tego lnu?). Peeling z pestkami jagód ma ciut lepszy zapach: trochę owocowy ale nadal chemiczny i z całej trójki jest 'najładniejszy', albo inaczej - jest najmniej męczący.


Tak, widzę, że mam brudnego pazura ale sądząc po dacie zdjęć, robiłam je po przyjściu z pracy na szybkiego -.-
len/ jagoda/ winogrno

Do czego mogę się przyczepić? Np do tego, że i te peelingi jak i ich już słynna maska algowa są w tym samym opakowaniu! Nie ma między nimi żadnej (widocznej gołym okiem) wizualnej różnicy więc mając na półce i maskę i peeling można się pomylić ;D. Do tego dochodzi fakt, że otwierając produkt nie ma żadnego sreberka/ folii w formie zabezpieczenia i ja np. za pierwszym razem trochę rozsypałam ;D. Przyznam się szczerze, że ja jedno z pudełek zachowałam i trzymam w nim pionki do chińczyka :D.

Niestety albo stety - dla mnie lepsze są wersje kawowe i to nie tylko jeśli chodzi o zapach ale i działanie. Cieszy mnie, że ta marka tak się rozwija ale nowości Face Boom bardziej przypadły mi do gustu niż prezentowane produkty. Dla mnie maja zbyt sztuczne zapachy, za dużo ich się marnuje, mają identyczne działanie... Nie będę im odmawiać tego, ze ujędrniają, wygładzają ciało, ale są też dla mnie 'tłustawe' a takich produktów nie lubię. I tak jak nie lubię kawy tak tamte produkty wygrywają wszystko :)

Miałyście okazję już och próbować?

Body Boom, 100 g/ 25,00

  • Share:

You Might Also Like

0 komentarze