Od dziś - już nic nie muszę!

By Rupieciarnia drobiazgów - 08:23

Masz w swoim życiu chwile zwątpienia? Zwątpienia w siebie, w to co robisz? Czarne myśli, że może nie należysz do właściwego miejsca? Myślisz sobie ' ech to nie mój czas, dam sobie spokój'. Czasem ten czas przeradza się w miesiące ba nawet lata. Zamykasz się w sobie, przyjmujesz to co daje życie - rzadko kiedy szukasz alternatywy, rzadko kiedy próbujesz iść na przekór wszystkiemu i wszystkim i zdarza się tak, że sama / sam przestajesz słuchać tego swojego szeptu, maleńkiego głosiku który mówi Ci ' spróbuj, może warto'.

Ze mną też tak było. W poście ' życie to jeden moment' mówiłam Wam dlaczego wybrałam taką drogę w swoim życiu. Mówiłam o sobie o tym co przeszłam i co mnie ukształtowało, dziś już nic nie muszę! Nie muszę - ja chcę. Chcę iść dalej bo to miejsce, w którym aktualnie się znajduje jest spełnieniem maleńkich marzeń. Jest tym co kiedyś będąc na praktykach sobie założyłam. Może trudno w to uwierzyć ale ta z pozoru twarda Ruda zołza ma też delikatniejszą stronę.


To czym obecnie się zajmuje to dla niektórych nie jest szczytem marzeń.  Wiecie już, że jestem rehabilitantką, ale nie wiem czy wiecie, że zajmuje się też starszymi ludźmi. Dla niektórych osób to co robię, to że poświęcam czas starszej osobie jest nie do pojęcia. Zdarza się, że słyszę komentarze typu ' rzuć to , zarabiasz grosze / ja nie wiem jak możesz paprać się w gównie i zmieniać staruchom pampersy'. Z jednej strony te słowa dla mnie są krzywdzące z drugiej całkowicie to rozumiem. 
Moi dziadkowie zmarli gdy miałam naście lat. Nie dane mi było długo nimi się cieszyć. Praca ze starszymi ludźmi daje mi namiastkę babcinej opiekuńczości jak i dziadkowego uśmiechu. 

Owszem ta praca jest ciężka. Potrzebuję sporo cierpliwości i dystansu, czasem muszę wyłączyć uczucia. Przestać myśleć i się po prostu skupić. Obecnie mam dwójkę podopiecznych : 'babcię' Kasię, do której zaglądam od roku  i 'dziadka' Michała, którym zajmuje się już trzeci rok. I wiecie co? Teoretycznie i praktycznie są członkami mojej rodziny. Mam chwile, że mam dość, że nie chcę iść czy po prostu coś mi nie pasuje - jestem tylko człowiekiem, mam prawo czuć zbyt dużo, odbierać emocję zbyt mocno ale za każdym razem gdy pomyślę o tym miejscu gdzie jestem wiem, że to co robię ma sens.

Zazwyczaj jest tak, że jak ktoś zgłasza się do mnie, że potrzebuje pomocy w opiece nad starszą osobą to ludzie patrzą na mnie z nieufnością. Pewnie, mimo moich 25 lat wyglądam młodo ( ;D), mają prawo wątpić w moje zdolności i w to czy dam radę. A dam. Przeżyłam wiele , przeżyje więcej i za każdym razem daję z siebie 100 %.

Nie zawsze spotykają mnie sytuacje miłe, są i te smutne momenty, przy których tracę wiarę. Momenty, które duszą mnie w sobie, sprawiając, że czuję się bezsilna,  beznadziejna. Potem , po jakimś czasie przychodzi myśl -  co zrobiłam. ile dałam od siebie, głęboki wydech i wracam na tory.

I wiecie co? Bycie opiekunką starszej osoby wiąże się z tym że chcesz nie chcesz zżywasz się z daną osobą, chcesz czy nie chcesz patrzysz jak odchodzi. To boli. Chciałabym opowiedzieć Wam dwie historie, które zobrazują Wam to dlaczego jestem w tym miejscu teraz, to dlaczego uważam że ja nic nie muszę bo wybrałam najlepszą drogę w swoim życiu.


Styczeń, 2016 rok. Do babci Kasi i jej męża dziadka Kazia chodzę od września. dziadek choruje. Zdarza się, że o 7 rano dostaje  telefon ' przyjdź'. Biegnę na drugi koniec miasta. Oni oboje mają ponad 80 lat.  Dziadek ma raka, zmieniam pampersa rano, ubieram go. I tak mijają dni, następuję poprawa. Rezygnujemy z pampersów już nie muszę biec co rano. Babcia daje mi 10 zł  na 'cukierki' bo chociaż nie ma pieniążków to chce mi coś dać za poświęcony czas. Nie biorę a ona cichaczem wkłada mi je do torebki. Dziadek Kaziu mówi do mnie 'córuchna' rozklejam się ♥. Jest niedziela, akurat nie widzę się z Karolem znowu dostaję telefon ' chodź Kaziu leży, jest jakiś inny'. Idę wiem co się dzieje, od kilku dni przychodzi pielęgniarka paliatywna ( mimo, że dziadek chodzi i wszystko robi sam, niestety tak jest mocno zaawansowany). To co zastałam mam w głowie do dziś. Babcia zadzwoniła do najbliższej rodzinny dziadka Kazia i akurat nikt nie ma czasu w niedzielę o 10 rano ;O. Zmieniam piżamę, widzę pusty wzrok, nerwowość i to że już nie jestem dla niego córuchną tylko kimś obcym. Po 2 godzinach wracam do domu mówię mamie ' pan Kaziu umiera, nie poznał dziś mnie a zaledwie w piątek żartowaliśmy. To kwesta dni'. Kapią mi łzy, przed 19 stą dostaję telefon od babci Kasi, że dziadek trafił do szpitala. Milczymy - ona po czasie mówi, ze liczyła iż to przeciągnie się w miesiące. Tak minęła nam niedziela. Poniedziałek, 9 rano szykuję dziadkowi Michałowi śniadanie, dzwoni telefon , babcia Kasia. Już wiem, czuję w słuchawce słyszę ' Kaziu zmarł nad ranem we śnie'. Serducho pęka. Po pogrzebie babcia Kasia przy wnukach swoich i dziadka powiedziała do mnie 'dziękuję, że byłaś, jesteś jak nasza prawdziwa wnuczka'. Mimo, że czuję smutek to wiem, że zrobiłam słusznie. Nie cieszy mnie, że dziadek nie widział swojej rodziny , swoich wnuków w ostatnich chwilach tylko mnie ale zrobiłam wszystko. Pokazałam mu, że jestem , że nie jest sam. Dokonałam wyboru bo chciałam .

Od tego się zaczęło ... 
Kiedy zaczynałam praktyki w szpitalu na każdym z oddziałów najbardziej lubiłam przebywać na paliatywie. Cisza, spokój  jedyni mówią na to miejsce 'umieralnia'. Owszem neurochirurgia, neuorlogia, ortopedia i inne takie też lubiłam ale właśnie przy starszych ludziach czułam sens mojej pracy i to wtedy postanowiłam że jeśli będę robić rehabilitacje to zajmę się starszymi osobami. 
Na oddziale była starsza Pani, niestety rzucała się okropnie, wyrywała kroplówki , musiała być 'przywiązywana ' do łóżka. Mi i mojemu koledze Karolowi z klasy przypadł 'zaszczyt' rehabilitacji . Z początku żadne z nas nie było zadowolone z tego. Myślę, że po jakimś czasie ona nas polubiła. Za każdym razem jak przywoziliśmy ją do nas na oddział nasza 'szefowa' śmiała się z nas ' no to nic nie da'. Dało i to dużo. Pamiętam jej krótkie już białe włosy, szare oczy i rurkę od sondy, pamiętam że nikt jej nie odwiedzał a szpitalna piżama była jej za duża. Nie kryję, że czułam się niepewnie z nią, lekko się bałam. Aż do pewnego momentu kiedy przybyliśmy z nią na oddział, posadziliśmy ją na łóżku. Siedziała kilka chwil - widzieliśmy , że 'leci' na bok, Ktoś musiał ją trzymać padło na mnie. Usiadłam obok niej i starałam się by mi nie leciała. Po kilku chwilach złapała mnie za rękę, ścisnęła  i po prostu tak trzymała. Miałam wrażenie, że chciała się uśmiechnąć. Szefowej kopara opadała a ja wtedy poczułam ' to chcę robić, chcę być w życiu dla kogoś takiego normalnością, rodzinę, osobą na którą mogą liczyć'.


Kiedy skończyłam praktyki ona nadal była w szpitalu. Prosty gest rozwiał wszystkie moje wątpliwości. Praca z ludźmi to jest coś w czym się spełniam. Mimo, że patrzę jak umierają, mimo, że nie potrafię im pomóc w skuteczny sposób to oni wiedzą, że jestem. Nie uciekam, nie mówię 'nie' daje z siebie nawet więcej niż te 100 %.

Ta starsza Pani zmieniła moje myślenie na lepsze - to dzięki niej i tym starszym ludziom, którymi się zajmowałam / zajmuje / których spotkam wiem, że to co robię jest moją najlepszą 'opcją w życiu' Uwielbiam patrzeć jak dzięki mojej rehabilitacji stawiam kogoś na nogi i tak samo uwielbiam widzieć, że dla kogoś po prostu 'jestem'.

Bo wiecie to miłe ( dla mnie) gdy zjawia się u mnie córka pewnego starszego pana, który poszedł na rehabilitację do ośrodka a tam zrobili więcej szkód niż pożytku i mi mówi ' tylko Pani tata ufa, Pani raz mu pomogła, Pani jest najlepsza'. To miłe gdy ktoś mnie docenia i widzi, że moje ogromne serce mam nie tylko na dłoni ale wkładam je też do pracy.

I to miłe gdy idąc do dziadka Michała słyszę rano 'Jola ( bo jestem Jola nie Justyna dla niego :P) jaka Ty dziś piękna jesteś! / a jakbyśmy tak zostali małżeństwem? / Twój mąż będzie miał z Tobą dobrze!'.

Nic nie muszę bo znalazłam swoją drogę w życiu. Moją drogą w życiu, zmianą na lepsze jest pomoc ludziom. Nie ważne czy będę wykonywać drenaż limfatyczny czy pójdę i zwyczajnie przyniosę im zakupy. Ich uśmiechy, traktowanie mnie jak członka rodziny dają mi kopa i sens, że warto szukać swojej drogi i że warto zatrzymać się przy drobnych gestach, które potrafią zmieniać przyszłość.

I nie kryję, że post powstał z inicjatywy Rabble ( bo temat mi odpowiadał). A skoro i inicjatywa Rabble to Was odsyłam tu ---> Kody Rabatowe Sephora .

A Ty coś musisz? Jesteś tu gdzie chcesz? 

  • Share:

You Might Also Like

0 komentarze