Przyznaję się bez bicia - ostatnimi czasy zamiast rozpieszczać moje śliczne, rude loczki funduje im jakiś totalny kataklizm! Najpierw nieszczęsny duet Balea po których wręcz włosy krzyczały 'nienormalna jesteś?' ;D, później zaś postanowiłam je trochę dopieścić maskę Kallos. Powiedzmy sobie szczerze - moje ostatnie włosowe działania niby takie rozsądne doprowadziły do punktu pierwotnego czyli używania szamponów dla dzieci, które nie są tak szkodliwe. W kąt poszły wszelkie specyfiki, które grzecznie stały w łazience byle bym mogła jakoś to przesuszone, obciążone siano na głowie doprowadzić do stanu, łagodnie mówiąc do stanu w jakim mogłam wyjść do ludzi. Na nic mi tysiące masek, szamponów dedykowanych moim loczkom skoro tak im zaszkodziłam? ;(
Jednak naprawdę wielkie nadzieję pokładałam w masce, którą dostałam. Wszak sporo czytałam o marce i słyszałam same zachwyty o produktach. Mi nie pozostało nic innego jak tylko się modlić - Boże, spraw by ona działała!
Moje włosy tego potrzebowały. Potrzebowały czegoś konkretnego, skutecznego. Potrzebowały produktu, który ma dość krótki skład, nie jest naszpikowany wszystkim co popadnie ( a w dzisiejszych czasach coraz trudniej z tym). Ale jak to bywa z takim produktami w składzie jest jeden składnik, którego moja czupryna nie trafi, jest też jeden który kocha. Przetestowałam ją na różne sposoby, samej maski zostało mi na góra dwa użycia więc sumiennie mogę teraz powiedzieć : hurrrrraaaa! Odzyskałam włosy ;D
Maska do włosów na bazie organicznego oleju Avokado, białego Miodu i Keratyny.
I zanim przejdę do działania to kilka słów o składzie. Moje włosy kochają proteiny, wręcz je uwielbiają więc zawarty w składzie hydrolizat protein pszenicy jak najbardziej mi odpowiada no ale zaraz, zaraz mamy tutaj olej kokosowy, który niestety nijak u mnie się sprawdza i go nie lubię także winę za początkowe nieporozumienia z maską zwalam na niego ;D
Maskę wypróbowałam na trzy sposoby:
a) przed myciem na 2 minuty,
b) po myciu na 2 minuty,
c) po myciu na czas 10 minut ( lub dłużej).
Co zauważyłam? Może odniosę się do ostatniego podpunktu bo go jako pierwszy użyłam. Nie nakładajcie tej maski na długi czas, czytałam opinie że maska skleja, obciąża włosy i tak to prawda, tak jest jeśli zamiast 2 minut zafundujecie włosom znacznie więcej czasu z nią. Dwa razy, tylko dwa razy maskę trzymałam jakieś 10 minut i o ile po jej zmyciu włosy były miękkie, puszyste to na drugi dzień wyglądały jak jedna kupka siana, którą ktoś właśnie postanowił potraktować widłami! Jedna wielka szopa, oklapnięta jak sierść pod deszczu coś okropnego! Jako fanka długiego trzymania masek na włosach na klęczkach wróciłam do opakowania i postanowiłam posłuchać instrukcji.
I wtedy nastąpiło cudowne oświecenie, jakby poraził mnie grom z jasnego nieba ( w sumie ciemnego bo już był wieczór ;D). To był coś. To był to na co moje włosy czekały!
Zarówno te 2 minuty przed myciem czy dwie minuty po myciu są niesamowicie cudotwórcze to mojej burzy rudych loków! Ja po prostu czuję, że dla nich zrobiłam wszystko co mogłam: włosy są puszyste, odbite, zyskają objętościową, bardzo długo utrzymuje się ich świeżość, skręt loków jest mega podkręcony. Nie mogę się im nadziwić, napatrzeć i na dotykać: są mięciutkie jak ciepły wełniany sweterek, odżywione i lśniące. Moje włosy nie mają tendencji do przetłuszczania się więc spokojnie mogę je myć 2 raz w tygodniu ( chyba że mam kaprys i robię to 3 razy) i wiecie co? Załóżmy, że włosy myję we wtorek na wieczór , teoretycznie w czwartek powinny wyglądać koszmarnie a co ja mam po tej masce? One nadal są miękkie, puszyste i wyglądają jakby co dopiero wyschły ( a nie używam suszarki!) jest po prostu dobrze.
Budyniowa konsystencja pachnie jak waniliowy budyń! Wiem, że niektórzy nie lubię takich zapachów więc od razu uspokajam - zapach nie utrzymuje się zbyt długo.
Jedyną rzeczą do której się przyczepię to opakowanie zwłaszcza jego jakość. Nasza maska zamknięta w najprostszym plastiku, z zamykanym wieczkiem bez jakiejś folii ( co jest typowe dla takich opakowań). Zarzut mam wobec jakości plastiku, który krzyczy o pomstę do nieba! Tragedia! Wystarczy delikatnie puknąć by plastik pękł ;). Maska dotarła do mnie w tak popękanym pojemniczku, że masakra - mimo odpowiedniego zabezpieczenia. Po prostu lało się z niej - innego wyjścia nie miałam niż przełożyć do innego pudełka. Buu ;(
I tu muszę wspomnieć o zachowaniu sklepu - zgłosiłam swoje żale i to w jakim stanie maska do mnie dotarła i wiecie co? Sklep zachował się na plus, zaproponował, że wyślą mi kolejny egzemplarz ! Jednak wiecie zdążyłam tyle uratować by spokojnie testować więc odmówiłam ale dlaczego o tym wspominam? Spotkałam się z tym , że większość sklepów nie bierze odpowiedzialności za to w jakim stanie otrzymany przesyłkę - po prostu dostałaś i się ciesz więc nie marudź a tu taka miła niespodzianka!
Jeśli chodzi o działanie i właściwości to jestem na TAK! Chociaż z początku nie było łatwo to później pokochałam ją za to jakie cuda czyni z moim włosami. Stanowcze NIE dla opakowania i chyba tylko takie 'nie' jestem w stanie jej powiedzieć ;)
Wiem, że wiele z Was czekało na recenzję tej maski a więc jak? Pokusiłam Was skutecznie? ;D
Maskę dostaniecie na Berrys.pl ---> klik , w cenie 7.99 zł / 250 ml
0 komentarze