Mokosh peeling do ust Malina

By Rupieciarnia drobiazgów - 10:03

 Nie da się ukryć, że peeling od Mokosh to absolutnie mój pierwszy produkt tej marki z jakim miałam przyjemność (albo i nie) obcować. Wcześniej nigdy nie zwróciłam uwagi na markę - jasne, nie jestem kosmetyczną snobką i wiedziałam jakie mają produkty i co oferują, słyszałam ochy i achy co do niektórych ich 'dzieci' ale specjalnie jakoś nic do mnie nie przemawiało. Zwyczajnie nie było nam po drodze i gdyby nie to, że produkt był na liście którą dostałam od sklepu Bee to pewnie nadal bym omijała markę szerokim łukiem ... Okazuje się jednak, że peeling Mokosh zaskoczył mnie i mile i trochę mniej ale z całą pewnością po tej przygodzie mogę dać marce zielone światło i częściej (chętniej) jej się przyglądać i sprawować sobie do przyjemniejszych testów ;) 


Peeling do ust Malina został stworzony, aby w naturalny sposób pielęgnować delikatną skórę warg. Drobiny ksylitolu, czyli cukru brzozowego, skutecznie złuszczają i wygładzają usta, a także działają antybakteryjnie. Hipoalergiczna lanolina, masło Shea oraz wosk pszczeli natłuszczają wargi oraz chronią przed działaniem niekorzystnych czynników

Powiem, Wam że mile mnie zaskoczyło to jak 'opakowane' jest to maleństwo. Prosty kartonik, bez zbędnego upiększenia, szklany słoiczek, który od razu przywodzi na myśl 'styl eko'. Bardzo ogromny plus jak dla mnie, ale co z zawartością?

Sam peeling mnie zaskoczył swoją konsystencją, bo kiedy pierwszy raz włożyłam tam palucha miałam wrażenie, że trzymam jakiś słodki mus. Dosłownie. Chociaż ja wolę peeling do ust w tubce (częściej takie miałam)  bo tu trzeba wtykać palucha do słoiczka, a żeby on chociaż jakaś szpatułkę miał! Dlatego od samego początku ciężko mi było się przestawić na używanie go w inny sposób niż 'normalnie' (i tak, dal mnie takie babranie z jednej strony jest minusem).
Musowa konsystencja to nie wszystko - pełno w niej dużych i ostrych drobinek, które przyjemnie masują wargi i dają mocne uczucie wygładzenia! Pod wpływem ciepła ta cała musowa konsystencja topnieje i zostaje nam już taka 'tłustawa' warstwa co czasami mi przeszkadza. Doskonale rozumiem, że to dzięki zawartości składników tak się dzieje ale wiecie, żaden z moich poprzednich scrubów nie zostawił tak 'dużej' warstwy olejowej na wargach i zdarzała mi się, że czasami wycierałam ją wacikiem - i tu moja mała uwaga, zauważyłam, że używając peelingu gdy czasami jakaś drobinka wyjdzie mi poza kontur ust do delikatnie barwi mi ten obszar na różowo więc nie radzę go robić na ślepo czy w każdej 'wolnej chwili' (oczywiście, wystarczyć przemyć to wodą i schodzi) ;D.



Czy warto kupić ten scrub? Jest kilka powodów by w tym jesienno - zimowym okresie się na niego skusić: a) ślicznie i słodko pachnie taką malinka w cukrze, b) nie zostawia chemicznego posmaku na ustach, c) jest słodki do bólu! a uwierzcie zdarzyło mi się go zjeść :D. I to tylko takie walory 'smakowe' a jeśli chodzi stricte o działanie to peeling idealnie wygładza i nawilża usta bo ta olejowa warstwa, którą mamy po jego zastosowaniu świetnie to robi (niestety zauważyłam, że jeśli ten peeling zrobię rano przed wyjściem do pracy a potem siedzę w chłodni to moje wargi szybciej się robią suche :()
Trochę mnie to denerwuje bo widzę po tym, że przy jeszcze niższej temperaturze na zewnątrz ten peeling może nie zdać egzaminu bo, kiedy robię go w domu i siedzę w ciepełku cały dzień nic takiego się nie dzieje. Jednak nie mogę mu odmówić, że dobrze wygładza i rozprawia się z suchymi skórkami ani tego nawilżenia które zapewnia, nie do końca wszystkie drobny ksylitolu się rozpuszczają (część zjadam :D), sa one też dość duże i twarde, ale podczas masażu warg większość (no powiedzmy, że ich większość) z nich znika i tu trzeba jednak poświęcić dłuższą chwilę by ten temat ogarnąć :D. Ale warto - po takim dłuższym masowaniu nie tylko poprawiam sobie krążenie ale wizualnie wydaje mi się, że wargi są pełniejsze i większe :D

Generalnie mam wrażenie, że ten produkt ma być bardziej doceniony za walory wizualne czy smakowe a nie za samo działanie, które możemy uzyskać prostym domowym sposobem (np miód + cukier). Z jednej strony podoba mi się styl w jakim dostajemy produkt, jego zapach, jego smak a z drugiej wolałabym mieć coś w tubce bo wtedy nie boję się o jego rozlanie się, tłustą warstwę czy to, że nie wszystkie drobinki mi się rozpuszczą. 



To nie jest zły produkt bo to podstawowe działanie czyli wygładzenie i ochrona jest zapewniona no ale, to nie dla mnie. Począwszy od babrania się paluchem w nim a kończąc na tym, że przy niższej temperaturze, po jego zastosowaniu moje usta robią się znacznie suchsze (a tego problemu nigdy nie miałam). Fajnie, że pod wpływem ciepła rozpuszcza się szybciej, fajnie że jest słodki i mocno cukrowy a przy tym wydajny - lubię go robić na noc i zapewnić ustom komfort ale to nie jest ten produkt po który sięgam z chęcią w ciągu dnia. Brawo za wygląd ale nie za to, ze dla mnie jest zbyt tłusty, i przy zimnie (a pracuję w niskich temperaturach) daje odwrotne skutki niż obietnice producenta. 

Ten peeling kosztuje w granicach 29.90 - 39.90 zł / 15 ml czy warto? Czytałam, że znacznie lepszy jest balsam z tej linii i może go kupię w kolejnej turze. Ten zużyję do końca i nie planuję powrotu - wolę pomadkę Sylveco w sztyfcie czy taki balsam w tubce z drobinkami od Balea. Ten od Mokosh i coś robi ale głównie wygląda i smakuje a tego typu produktów już nie szukam :)

Znacie? Jakie kosmetyki Mokosh są warte poznania? :)



  • Share:

You Might Also Like

0 komentarze