Ulubieńcy maja: Bath & Body Works, Nuxe, Bielenda,Fluff & Love beauty and planet
Tak dawno nie pisałam o ulubieńcach, że zapomniałam jak to się robi! A robi się to dobrze i pora wrócić do tematu, który był lekki, łatwy i przyjemny ( do czytania jak i oglądania - wszak fajnie się ogląda obrazki :D). Co łączy dzisiejszych bohaterów? Niewątpliwie fakt, że wszystko (no prawie) ma bardzo miłą woń dla nosa, którą w maju uwielbiałam się otulać! Potrafiłam w tym zapachu się zanurzyć, odprężyć i naprawdę pierwszy raz mało mnie interesowały walory pielęgnacyjne - postawiłam na relax i to mi się opłaciło.
Gingham czyli kolejna odsłona mojej ulubionej wersji zapachowej od Bath & Body Works - tym razem w formie balsamu. Balsam do ciała o przepięknym, świeżym (prawie praniowym) zapachu, który niesamowicie koi moje zmyły. Balsam jest lekki, szybko się wchłania, nie bieli, rozprowadza się bardzo łatwo i nie plami ubrań. Można powiedzieć, że robi to samo co balsam z drogeryjnej półki (średnia półka cenowa). Ale ten, to kwintesencja zapachu, który odpręża i przywołuje bardzo miłe wspomnienia. Bardzo lubiłam żel z tej serii, mgiełkę i mimo, że w balsamie ten aromat nie jest tak mocno intensywny jak w poprzednich produktach, to jest na tyle wyczuwalny, że zasypiam z nim jak dziecko.
Skoro o ładnych aromatach mowa to pora na gęsty, bezbarwny żel od Love, beauty and planet, który pachnie kokosem.
Nie takim jak w każdej bajce spada z drzewa ale takim, już bez 'skorupy', ze słomką i tą wodą w środku. Aromatycznie i soczyście choć nie jest kilerem zapachowym i nie sprawia, że ma się go dość. Oprócz tego sam żel dość dobrze się pieni, przez swoją gęstość jest dość wydajny , minus z mojej strony za dozownik po przy tej gęstości można dostać pierdolca jego 'wylewaniem' (choć może to plus bo nie zużyję wszystkiego na raz :D).
Zapachem zaskoczyła mnie też maseczka z Nuxe - co prawda w wersji mini ale zapach wersja luxe! Delikatne kwiatki, ultra kobiecy zapach i mocno żelowa formuła, który po nałożeniu na twarz i delikatnym masażu pokazuje, że skrywa w sobie maleńkie drobinki. Cera po niej jest miękka i jedwabista, dobrze wygładzona a skóra wygląda zdrowiej. Polubiłam ją na tyle, że rozważam zakup pełnowymiarowej wersji - nie dość, że dobrze się ją nakłada (ach, ten gęsty żel!), ma cudny zapach (powiedziałabym, że te kwitki to mogą być róże) to daje tak ekstra efekty, że wow! Przy tym nie zauważyłabym by sprawiła mi jakąś krzywdę - zdecydowanie to małe spa dla twarzy.
Eco Sorbet w wersji brzoskwiniowej od Bielendy kupiłam 'z braku laku'. Byłam u mojego a skończył mi się krem więc poszłam do Jawy i wyszłam z nim. Czasem mnie rozczarowuje, czasami mnie zachwyca. Ma świetną konsystencję, która naprawdę dobrze nawilża ale przy większej ilości na twarzy może powodować, że krem będzie bielił i ciężko się wchłaniał. Zapach jest delikatny, lekko owocowy ale na mój nos koło brzoskwini to nie stało więc tu niestety (albo stety) czuję się rozczarowana. Dobrze współgra z każdą inną pielęgnacją czy makijażem, nie roluje się. Gdyby nie ten oszukany zapach i gdyby nie to, że nie można go dawać zbyt dużo (a uwierzcie mi, nie raz rano na szybko się łapię na tym, że krem jest widoczny bo ma problem z bieleniem i tylko się zastanawiałam kiedy tak pójdę do pracy :D) to powiedziałabym, że to mazidło jest super - dobrze nawilża, szybko rozprawia się z suchymi partiami, koi przy przesuszonej cerze ale cóż... A i nie zapycha :D Chyba wolę ten krem (mus) z serii z borówką ;)
Fluff to kolejny produkt marki, który miałam i przy którym (w porównaniu do pozostałych dwóch) będę najmniej maruda. No może zapach nie jest zbyt arbuzowy ale jest owocowy, może mam wrażenie, że w tubce jest mało produktu, ale mazidło jest lekkie, szybko się wchłania i można w mig wrócić do pracy. Nie mam problemu z jego nakładaniem / częstotliwością. Minusy? Mało wydajny, ten zapach (choć ciężko zrobić kosmetyk o zapachu arbuza :D) ale, ale to całkiem przyjemne kremidło w rozsądnej cenie. Może nie jakiś super, hiper nawilżacz ale taka 'zapchaj dziurę' przyjazna formuła ;)
No to wszystko - wychodzi na to, ze mimo ulubieńców musiałam sobie trochę pomarudzić. Znacie coś?:)
0 komentarze