Swego czasu miałam jedno postanowienie - kupować jeden pędzel miesięcznie, ale wiecie jak to jest z postanowieniami ... chciałam ale zawsze coś. Moja ilość pędzli nie jest zbyt imponująca: mam ich zaledwie 8! I o ile pędzel Hakuro wystarczy mi do różu, a Golden Rose do pudru to nadal mam braki w pędzlach do makijażu paczadełek. Na rynku mamy ogromn wybór pędzli różnych marek - prawdę mówiąc gdy wybierałam pędzle do paczadełek byłam skołowana: ale co po co i jak? Jako iż, moje umiejętności makijażowe w tej kwestii ciągle kuleją postanowiłam na samym początku kupić pędzle z niższej półki by najpierw nimi nauczyć się operować. Wybór padł na pędzle Beauty Crew - w kosmetyczce był już ich jeden pędzel BCL-40 przeznaczony do ust i z niego jestem zadowolona, sprawdza się,wygląda ładnie i nic się z nim nie dzieje, tym bardziej, że kosztował grosze ( jakieś 8 zł) to postanowiłam dać szansę innym nabytkom z tej marki, jednak 'tańsze nie znaczy lepsze'.
Pędzle mam od stycznia i od tego czasu mi służą więc myślę, że po 6 miesiącach użytkowania mogę Wam powiedzieć już coś konkretnego na ich temat. I pierwsze co Wam powiem w ich kwestii to jedno: producent wciska niemały kit w swoim opisie! ;) Ale po kolei, zaczniemy od kwestii wspólnych czyli wyglądu pędzli: pędzle są dość lekkie i poręczne. Srebrna skuwka jest w porządku nic się z nią nie dzieje zaś czarna rączka cóż napisy z niej schodzą - tak po prostu logo marki się ściera ( co zobaczycie przy rączce drugiego pędzla). Kiedy pędzle do mnie przyszły no cóż włosie leciało na łeb szyję a ono samo dziwnie pachniało o.O
Wiele zarzutów mam zaś w kwestii jego samego wyglądu znaczy włosia. Przy pierwszym kontakcie włosie wydaje się milutkie , puszyste jednak gdy tylko pomiziacie sobie nim np. rękę czuć, że jest ono szorstkie i drapiące. I to mi się nie podoba! To tak jakbyś robiła makijaż powiedzmy szczotką!
0 komentarze