Vianek, ujędrniająco-wygładzający peeling do ciała z mielonymi pestkami malin

By Rupieciarnia drobiazgów - 20:14

Dbanie o nasze ciało nie jest już takie łatwe. Im więcej kosmetyków pojawia się na naszym rynku tym bardziej my stawiamy wyżej poprzeczkę i oczekujemy dosłownie wszystkiego: począwszy od ujędrnienia, po wygładzenie czasem napięcie, nawilżenie i tym podobne. Chcemy aby jeden produkt był na tyle wystarczający byśmy nie musiały sięgać po nic innego. Ale znalezienie takiego cudownego specyfiku czasami graniczy z cudem.  Gdzieś się utarło przekonanie, że kosmetyk do pielęgnacji ciała, który może nam zapewnić to wszystko będzie kosztował krocie - a wręcz musi kosztować więcej niż ta przysłowiowa stówka. Tylko, że ja nie należę do osób, które będą przepłacać - owszem jak już mnie będzie stać to czemu nie? Póki co sukcesywnie przemierzam aleje sklepowe szukajać produktu z niskiej czy średniej przedziałki cenowej bo mam tą ufność, że znajdę tu niejedną perełkę. Ale tym razem nie musiałam chodzić i wypatrywać na półkach. Tym razem taka perełka przywędrowała do mnie dzięki Agnieszce (bibaba.pl). Dziś kolejny raz obalimy mit - cudowne produkty nie muszą być drogie i konkretnie z wysokiej półki bo przecież mamy nasze 'polskie z natury' ;).


Sylveco, Biolaven i nasz Vianek - wszystko to pochodzi spod jednego skrzydła. O ile ja i Sylveco się nie rozumiemy, Biolaven zapachowo mi nie odpowiada to właśnie kolejne dziecko czyli Vianek ma szansę podbicia mojego serducha.

młodość, piękno, radość, miłość, urodzaj
tyle znaczeń, jeden symbol
VIANEK UPLECIONY Z POLSKICH KWIATÓW I ZIÓŁ
Czy to nie brzmi pięknie? Brzmi i wcale nie pochodzi od żadnej wysokopółkowej marki do której niejedna nas wzdychała. To nasza rodzima marka, która z całą pewnością wypuściła na rynek produkty, które mają szansę na zgarnięcie tytułu' perła roku' . A dziś i ja Wam powiem dlaczego warto przyjrzeć się marce i dlaczego ten peeling jest wart poświęcenia mu dłuższej uwagi.


 Skład ( jakby nie było dobrze widać): Glycine Soja Oil, Sucrose, Glyceryl Stearate, Rubus Idaeus Seed, Oenothera Biennis Oil, Cera Alba, Glyceryl Laurate, Tocopheryl Acetate, Cinnamomum Zeylanicum Bark Oil, Benzyl Alcohol, Parfum, Dehydroacetic Acid, Ci 77491.
Do mnie trafił peeling z serii czerwonej ( dostępne serie: zielona, niebieska, fioletowa, pomarańczowa, różowa). Moja seria skupia się głównie na ujędrnianiu ciała i mimo, że ja i mój cellulit żyjemy w zgodzie to peeling z chęcią używałam i z użycia na użycie byłam pod mega wrażeniem. 
Producent mówi o efektach po pierwszym razie - owszem jest taki efekt ale nikły. Ten efekt umacnia się podczas kolejnych użyć więc nie zrażajcie sie do niego tak jak ja ( już na samym początku). Bo wiecie kiedy ja czytałam to co pisze producent, naczytałam się pochwał na temat tych peelingów to liczyłam na cuda na kiju już po pierwszym użyciu i kiedy tego nie dostałam byłam zawiedziona a kolejne spotkania z nim po prostu były tylko do 'odhaczenia' a wiecie, warto uzbroić się w cierpliwość i nastawić pozytywnie co do niego.
Działanie ujędrniające-wygładzające? Owszem , mamy ale dodałabym tu jeszcze działanie nawilżające na dobrym poziomie. Co zauważyłam po regularnym stosowaniu peelingu?
Peeling stosowałam głównie na uda, brzuch i nogi czyli wszystko to gdzie kobiety mogą mieć jakieś problemy : czytaj cellulit i rozstępy ;D) i tam właśnie zauważyłam, że skóra jest bardziej napięta i elastyczna. Mój delikatny cellulit uległ lekkiem spłyceniu i stał się prawie niewidoczny, moje rozstępy ( jak się chudnie, tyje i znowu chudnie to tak się ma) stały się tak samo mniej widoczne i zostały lekko rozjaśnione. Wiadomo - problem nadal jest ( ale ja go lubię) jednak produkt jako kosmetyk doraźny w tej kwestii spisuje się na medal. Peeling należy tez do kategorii dobrze nawilżającej - nie widziałam sensu by dodatkowo po jego stosowaniu używać balsamu gdyż zawarte w nim olejki odpowiednio o to zadbały ;).



Doskonale wiecie, że ja i kosmetyki naturalne to dwie różne bajki: tutaj w tym przypadku nie mamy podrażnienia czy jakiś 'efektów ubocznych'.
Na samym początku kupiło mnie jego opakowanie: minimalne, z pięknym kwiatowym akcentem. Boli mnie fakt, iż pod wieczkiem nie ma żadnej folii czy sreberka ( ludzie są różni i otwierają w sklepie co popadnie). Jednak głdka tafla , którą ujrzymy zapewni nas o jego 'czystości'. 
Sam peeling wygląda jak dżem malinowy! Jest czerwono i radośnie. W tej gładkiej tafli mamy zatopione drobinki o różnej wielkości: od małej poprzez te średnie. Znajdziemy tu też tak jakby 'cząstki malin', które niestety zostają na dnie wanny co mnie strasznie irytuje ;x.
Dzięki takiemu rozkładowi drobinek możemy stopniować sobie naszą 'przyjemność' . Może nie należy do najmocniejszych przeciwników ale swoją robotę odwala na 5! ;). Niestety tak jak piszę wyżej nie wszystko z peelingu ulega naszym paluszkom ( zwłaszcza te a'la maliny). Ze swojej strony odradzam Wam mocne tarcie tym peelingiem ( zwłaszcza produktami z serii czerwonej). W tej serii mamy olejek cynamonowy, który pobudza krążenie i rozgrzewa przy intensywnym tarciu ( zrobiłam tak raz!) skóra wręcz mnie piekła i była mocno zaczerwieniona. Zazwyczaj moje tarcie w jego przypadku jest średnie - drobinki się rozpuszczą, ja się przy tym relaksuję i nie martwię się niczym. 


Produkt wydaje się bardzo zbity, jednak już podczas pierwszego jego wydobycia czujemy, że tak nie jest. Pierwsze co rzuci się w paczadełka to wysoko zawartość olejków co z początku może spowodować myśl 'on jest tłusty' ;D ( na szczęście ta tłustość olejków nawilża naszą skórę a nie zostaje na wannie )
Co mi nie odpowiada? Zapach. Jest dla mnie zbyt słodki wręcz w większej ilości mdlący ;(. Jednak jakoś to przeżyłam ( zwłaszcza przy tych efektach). Nie przypomina mi zapachu malin a szkoda ;(. Chociaż po pierwszych dwóch użycia było ok ale wiecie jak to jest, im dłużej w użyciu tym inaczej na to patrzymy ;).
Produkt należy zużyć w ciągu 3 miesięcy od otwarcia i tu Wam powiem: nie zrobicie tego ani prędzej ani później - zrobicie to w tym czasie. Dokładnie u mnie mija 2,5 miesiąca stosowania a peelingu zostało mi jeszcze na jedno użycie!.
Czy jestem zadowolona? Owszem - moje ciało jest. Dostałam to co obiecał producent tylko potrzeba na to ciut więcej czasu i cierpliwości. Są małe mankamenty ale i tu mogę przymknąć oko ( w końcu to młoda marka :P) i wszystko jest jeszcze do poprawy  ;).
Produkty Vianek dostaniecie online ---> klik lub w drogerii Natura. Cena za peelig wynosi ok 28 zł / 150 ml.
A Was zapraszam do dziewczyn do zapoznania się z opiniami o innych wariantach tego peelingu:
♥ Agnieszka ---> klik
♥ Kasia ---> klik
♥ Karolina ---> klik




  • Share:

You Might Also Like

0 komentarze