Z czym kojarzy się Wam marka Balea?
Większość powie: żele pod prysznic, balsamy do ciała i kremy do rąk. Mało kto powie ( albo wie) , że marka ma w ofercie też godne uwagi produkty do pielęgnacji twarzy - od jakiegoś czasu osobiście zapoznaję się z trójką takich niemieckich cudaków.
Tak się złożyło, że po szkodach jakie wyrządził mi krem Sylveco nie po drodze mi było z kremami.
Ominęłam pielęgnację twarzy - nawet niebieski krem Nivea mi wadził, wiecie moja skóra nie reagowała dobrze na cokolwiek 'bardziej 'tłustego'.
Po maści, która była połączona z antybiotykiem moja cera wróciła do normy ale czułam i słyszałam o jej pragnienie: ona wołała 'PIĆ!'. Jako, że kremy zużywam na bieżąco i prawie nigdy nie mam nic typowo nawilżającego w zapasie dałam szansę temu fluidowi.
Powiem Wam, że razem mieliśmy wzloty i upadki, raz chciałam mianować go 'hitem' innym razem zniesmaczona odkładałam na półkę utwierdzając samą siebie, że produkt jest 'bezwartościowy'. A co tak naprawdę mogę o nim teraz powiedzieć?
To co odradzam to stosowanie go dwa razy dziennie: z racji takiej, że spisuje się pod makijażem polecam używać go w dzień, natomiast w momencie gdy zaczęłam go stosować jako produkt również do wieczornej pielęgnacji, zauważyłam, że skóra nie 'pobiera' tej dawki nawilżenia z fluidu, tak jakby to nie wnikało do środka tylko zostało na zewnątrz. Wszystko to doprowadziło do miejscowego przesuszenia na policzkach i nosie ;(. Jako wieczorna pielęgnacji się nie spisuje i z tego trybu go wyłączyłam, zostawiłam jego używanie tylko w dzień - przesuszenia znikły jak ręką odjął ;)
0 komentarze