Sylveco rumiankowy żel do twarzy + wyniki rozdania paletki MUR!
Dawno, dawno temu gdy na świat przyszła mała śliczna dziewczynka ( czyli ja ;D) każda babcia czy też mama miała swój 'ziołowy sposób' na kłopoty czy też inne dolegliwości chorobowe. Babcie zawsze wierzyły w moc ziół - moja również i w takiej wierze ja zostałam wychowana przez mamę. Każdy ziołowy specyfik jest lepszy niż ten dostępny w sklepie, a stare ziołowe receptury od wieków są najlepsze, od wieków się nie zmieniają.
Gdy byłam mała często w moim domu był obecny rumianek - boli Cię gardło? Napij się rumianku! Wchodzisz w wiek dojrzewania i pojawiają się krostki? Zrób sobie 'parówkę' z rumiankiem! I tak w kółko: rumianek, szałwia, pokrzywa. Aż do znudzenia.
Lubiłam patrzeć jak babcia zbierała zioła i zaparzała herbatę. Lubiłam zapach suszu, który zawsze lądował w papierowej tutce. Jako dzieciak pozwalałam się okładać rumiankiem, piłam szałwiowe herbaty, zbierałam pokrzywy bo ktoś potrzebował tego chwasta. Aż do momentu kiedy rumianek został moją zmorą a każde zioło sprawiało, że miałam ochotę uciekać. Miałam już tego dość.
Babcine receptury zaczęły mnie drażnić a ja częściej wolałam iść do apteki czy do sklepu po jakiś 'normalny' specyfik. Od tego momentu zioła, które pomagały zostały przeze mnie szeroko omijane.
I tak jest do dziś. Nie lubię rumianku. Nie lubię takiej herbaty rumiankowej, którą u nas piją prawie wszyscy. Nie lubię wszystkiego co w sobie zawiera rumianek. Po prostu mówię mu NIE.
Ale mamy też Sylveco. Sylveco, z którym za pierwszym razem się nie dogadałam. Markę, która mnie cholernie kusi ale wiem, że po tak fatalnym początku nie może być dla mnie dobra. Rumianek + Sylveco = tak to może zwiastować kłopoty, ale jak się okazało naprawdę?
Czymś trzeba myć buzię przecież, sama woda nie wystarczy :P
Przeczytałam skład nie ma znienawidzonego arganu więc mogę używać. Co do składu nie jest on jakiś mega skomplikowany czy też groźny - podobno im krótszy tym lepiej ;)
Pierwszą rzeczą jaka mnie kupiła to kwas salicylowy , który po prostu lubię. Kilka lat temu miałam bardzo trądzikową cerę i owy kwasek bardzo mi pomógł ;).
Ze względu na ten kwas nie polecę tego żelu posiadaczką skór suchych, ba nawet cerze normalnej bym nie polecała - moja cera mieszana obecnie idzie w stronę normalnej i na szczęście dobrze reaguje na ten specyfik.
Ten żel nie jest jakiś nadzwyczajny: myje, oczyszcza, zostawia skórę miękką, ale też ja przy swojej cerze mam wrażenie, że lekko ją ściąga, daje taką 'suchą' warstwę ochronną. Chociaż nie najpierw na buzi jest taka lekka lepka otoczka, która po chwili zmienia się w taką 'suchość'. Nie wiem jak to mam opisać - dotykając buzi mam po prostu wrażenie, że cera jest sucha jakbym po prostu dała jej tylko 30 % nawilżenia - jednak mój krem na noc doskonale sobie z tą 'suchością' radzi. Mimo, że nie mam przetłuszczającej się strefy T to mogę powiedzieć, że w jakiś sposób może powodować ograniczenie się wydzielenie sebum.
Jakiegoś zbawiennego czy też spektakularnego efektu tutaj nie widzę. Z 'porami' problemu nie mam,a właściwości kojące? Jak dla mnie to za mało w nim tytułowego 'rumianku' by zauważyć coś w tej kwestii.
Jeśli Wasz płyn micelarny czy mleczko do demakijażu nie spełnia swojej roli w 100 % to ten żel idealnie sprawdzi się jako uzupełnienie oczyszczania - doskonale zmywa wszelkie resztki.
Raz czy dwa zdarzyło się że kropelka żelu dostała się do paczadełka - szczypało!
Na stronie marki w legendzie pisze 'natłuszczanie, nawilżenie' tylko ja nie widzę tego!
Butelka z twardego plastiku z pompką to bardzo dobre rozwiązanie. Pompka się nie zacina, a obracając jej główkę o 90 stopni swobodnie możemy zablokować dozownik. Co do samego opakowania nie mam się do czego przyczepić - Sylveco ma swoistą szatą, która zaraz jest rozpoznawalna.
W butelce wydaje się, że żel jest mega gęsty, jednak gdy wylatuje z pompki konsystencja jest lekko lejąca. Na dokładne umycie swoje buźki potrzebuję dwóch pompek żelu - źle nie jest bo sądząc po obecnym zużyciu jest on bardzo wydajny.
Wszelkie fanki mocno pieniących się kosmetyków będą zawiedzione - jego pienie jest mizerne, jest to raczej mleczna powłoczka, w bardzo małej ilości.
Kolor niby jest bardzo zielony jednak gdy już go wydobędziemy jest lekko przeźroczysty.
Niewątpliwie prawdą objawioną w przypadku tego produktu jest jeden fakt: śmierdzi! Cuchnie na kilometr. Śmierdzi jak stare skarpety! Okropnie! Zapach czuć podczas mycia więc wiecie nie ma co się rozkoszować oczyszczaniem twarzy - no chyba, że lubicie skarpetowe klimaty ;D Ale wg producenta to zapach rumianku wtf o.O
Czy wrócę do niego? Raczej nie. To jest dość przeciętny żel, nie robi 'wow'. Ma swoje mankamenty ( czytaj śmierdzi skarpetami).
Nic mi nie zrobił, buzię mam całą, podstawowe rzeczy mi zapewnił więc nie stawiam go na piedestale, ale też nie skreślam i nie nadaję mu jakiś zły tytuł ;)
Żel dostaniecie na stronie marki w cenie 17.85 zł / 150 ml.
***
Serdecznie dziękuję za wszystkie zgłoszenia w konkursie! Obiecuję, że niedługo znowu będzie okazja by coś wygrać ;)
Tymczasem nagroda jest jedna, a uwierzcie mi chętnie każdej z Was bym dała po palecie za takie świetne odpowiedzi ;D! Wybranę paletę MUR zgaryna ...
Little Black Dress
Gratuluję i już pisze do Ciebie maila ;)
0 komentarze