Revolution Skincare Brightening Boost / krem pod oczy

By Rupieciarnia drobiazgów - 10:03

Przyznaje się bez bicia, że tak jak pielęgnacyjne nowości MUR inspirowane marką The Ordinary (no sorry, ale były łudząco podobne) nijak do mnie nie mówiły tak nowa linia kremów pod oczy kompletnie mnie kupiła. Mało tego, coraz więcej ich nowości z kategorii 'pielęgnacja' woła mnie by je kupić i zapewnić im miejsce w mojej szufladce. Całe szczęście, że mam tonę zapasów i na spokojnie mogę do tego podejść - na sam początek po kilkunastu tygodniach przyszła pora na powiedzenie kilku słów na temat jednego z pięciu kremów pod oczy z ich linii -  przed Wami wersja Brightening boost.


Krem mam od czerwca i praktycznie zaraz był otwarty i używany. Nie czekałam z nim na lepsze czasy bo i po co? Mazidło pod oczy było mi zaraz konieczne a ja naprawdę pokładałam w nim spore nadzieje (zwłaszcza skoro planowałam kupić inne wersje).
Co Wam powiem - tu się długo czeka na efekty!

Sprawdzi się podczas porannej oraz wieczornej pielęgnacji. 
Doskonale odżywia, nawilża i napina delikatny obszar okolicy oczu.
Tak czysto praktycznie ten krem należy zużyć w ciągu 6 miesięcy od otwarcia. Już teraz Wam powiem, że no skubany jest mega wydajny i na tyle czasu prawdopodobnie będzie wystarczać. ja po tych czterech już miesiącach mam zużytą większą połowę a do dna jeszcze daleko więc podejrzewam, że być może uda mi się przez to pół roku go zużyć :D
Po drugie - on nie pachnie, co powitałam z ulgą. Nie ma tu żadnej woni - czy perfumowanej czy nawet tej zwyczajnej, kremowej. Kremik ma fajną, lekką konsystencję czym mnie zaskoczył. Z drugiej strony przez pewien czas i to nadal się zdarza miałam a raczej mam z nim spory problem - głównie podczas wieczornej pielęgnacji. Ponieważ mam wrażenie, że podczas wieczornej pielęgnacji mi się lekko roluje - konkretnie nie pod samym okiem ale na kawałku skóry, który także maznę. Nie zawsze tak jest - i tu niezależnie czy krem wklepię czy wmasuję, jaką pielęgnację zastosuje - zdarza mu się tak. Generalnie nie jest to uciążliwe bo roluje się tylko gdy przejedziesz po skórze palcem - jeśli tego nie zrobisz to nic się nie dzieje, jednak kiedy palcem przejadę rano to nic takiego się nie dzieje. Co następne? Ach tak - ten krem nie ma 'klejącej' się formuły ani żadnych drobinek więc nic się nam na skórze nie świeci. Mało tego - to krem, który potrzebuje czasu. U mnie gdy po miesiącu żadnego efektu nie było miałam ochotę wywalić go do kosza ale mimo wszystko stosowałam dalej - bo wiecie, efekt przyszedł, ale po dłuższym czasie niż miesiąc. Dopiero w granicy 6 - 8 tygodni mogłam zauważyć porządny efekt - taki efekt, który jest czy go stosuje regularnie czy nie i jest naprawdę trwalszy.



Tak naprawdę producent mało mówi stricte o jego działaniu. Dla mnie jest to za mało bo nawet najtańszy krem gdy nasza skóra dużo nie wymaga może nam to zapewnić. Mimo, że dziś dopadł mnie przykry wiek - 29 lat! to jeszcze nie potrzebuję kremu pod oczu z półki 'killer'. Na razie mogę jeszcze stosować lżejsze specyfiki ale tak, nie da się ukryć, że krem od MUR dla typowo wymagającej mocnego odżywienia skóry będzie za słaby. Dla mnie jest ok , i tak jak mówiłam ja efekty widziałam dopiero po kilku tygodniach. Co daje?

  • rozświetla i delikatnie rozjaśnia skórę, nie jest to efekt nachalny tylko wyglądający naturalnie,
  • wygładza i napina, posiadaczki drobnych linii w szczególności zauważą, że te linie będą płytsze i ledwo widoczne,
  • napięcie skóry jest wyczuwalne i przy regularnym stosowaniu utrzymuje się kilka tygodni,
  • niweluje oznaki zmęczenia (wiem, bo śpię bo 6 godzin :D),
  • dobrze nawilża i odżywia dany obszar,
  • nie klei się i nie ma perfidnych drobinek, które mają dawać efekt 'rozświetlenia',
  • nie szczypie i nie powoduje łzawienia oczu.
.



 Z żadnym kosmetykiem pielęgnacyjnym czy kolorowym nie ma problemu. Dobrze współpracuje gdy nałożę pod pokład czy krem BB i jedyny jego minus to to rolowanie się 'od czasu do czasu' po przetarciu palcem. Szybko się wchłania, rozświetla i napina, wygładza linie ale ten efekt widać po kilku tygodniach a nie po dniach więc swoje trzeba na to poczekać. Dla bardzo wymagającej skóry - nie. On sobie dobrze radzi jak jeszcze nie macie większych problemów. Dla mnie jest dobry - nie nazwę go ideałem, jest dobry tak zwyczajnie. Mega wydajny, działanie widzę bardziej długofalowe niż doraźne, stosuje go regularnie więc to mówi samo za siebie :D (choć czasem mi się zdarzyło o nim zapomnieć). Po dłuższym odstawieniu nie sprawia, że skóra staje się brzydsza czy sucha, ba on bardzo długo utrzymuje nawilżenie :). W porównaniu do kremów z Avon - cudo! I chyba zostanę przy opcji, że ten krem MUR zaskoczył mnie całkiem pozytywnie i, że mam ochotę na kolejne ich pielęgnacyjne nowości :)

Próbowaliście już ich pielęgnacyjnych nowości? :)
Cocolita , 15 ml/ 49.90 zł

  • Share:

You Might Also Like

0 komentarze