To chyba najdłużej pisany post w dziejach bloga. Zdjęcia zalegały mi już od zeszłego roku a ja sama jakoś nie kwapiłam się by zasiąść na swoim fotelu i napisać kilka słów na temat tego produktu. Prawda jest taka, że z początku nie wychodziły mi zdjęcia na buzi - a jak się już orientujecie ja do swojego blogowania podchodzę rzetelnie więc chcę Wam na mordce też pokazać efekt. Jednak w pewnym momencie takie zdjęcie jakoś wyszły ( chociaż mordka nie ten teges i tylko straszyłam po nocach) to nadal ciężko było mi napisac o różu kilka słów o.O. Wiecie jak to jest, macie produkt, wyrobiłyście już sobie o nim parę słów a gdy przychodzi co do czego to w głowie totalna pustka ( ale mózg jest! ;D) i tak właśnie było w tym przypadku aż do dziś. Stwierdziałam, że mało u mnie ostatnio kolorówki więc czas ogarnąć się i ubrać w słowa co myślę o tym gagatku - wszak każdy róż to sprzymierzeniec kobiety, prawda? ;)
Mary Kay głównie i zawsze będzie mi się kojarzyć z pielęgnacją i takie właśnie miałam pierwsze produkty tej marki. Gdzieś na blogach czytałam o 'świetnej kolorówce' jednak ja jak to ja nawet nie spoglądałam w tamtą stronę. Dopiero gdy Subi ♥ przysłała mi owy róż skonfrontowałam informację z neta z rzeczywistoscią. W końcu słynna kolorówka MK zagościła u mnie i mogłam się przekonać czy jest tak świetna jak powiadają.
Przyznaje się, na początku naszej znajomości paletka nie wywarła na mnie dobrego wrażnia. Ot co produkt zamknięty w małym, plastikowym pudełeczku bardziej na pierwszy rzut oka wygląda tandetnie i tanio niż jako produkt z wyższej, cenowej półki. Dopiero gdy go otworzyłam, moim paczadełkom ukazała się niewielka kasteka skrywająca dwa kolory: róż w odcieniu brzoskwini ( choć mógłby byż zdrową pomarańczką) i rozświetlacz w dość 'beżowym'odcieniu. O ile róż bardzo ale to bardzo wpisuje się w moje gusta, to od razu wiedziałam, że iskrzące 'beżowe' cudo spisane jest na straty.
Część brzoskwiniowa pozbawiona jest wszelkich drobinek, zaś nasz rozświetlacz ma skryte lekkie złote iskierki - bardzo ciężko było mi je uchwycić na zdjęciach.
Juicy Guava ma dość mocną pigmentację - nawet po otrzepaniu pędzla z jego nadmiaru można zrobić sobie nim krzywdę. Róż ma soczysty, idelanie podkreślający kości policzkowe kolor i to właśnie on w tej całej dwójce skradł całe show. Sam trzyma się calutki dzień na buzi - nie znika w mgnieniu oka - z upływem czasu traci się jedynie jego intensywność co i tak powoduje, że policzki wyglądają na zdrowo zarumienione.
Rozświetlacz jak dla mnie to jakieś nieporozumienie, ja nie umiem z nim się dogadać. W moim odczuciu jest za bardzo beżowy co często na mojej buzi skutkuje beżowymi plamami niż ładnym rozświetleniem ;(. Krócej też trzyma się skóry i po jakieś 4 - 5 godzinach trzeba go poprawiać. Gorzej też z jego pigmentacją - niby zawarte złote drobinki powinny być widoczne po muśnięciu pędzlem... Powinny a nie są! W tym przypadku trzeba sporo się namachać by dostać pożądany efekt. Odnoszę wrażenie, iż rozświetlacz na mojej buzi nie wygląda na beż tylko na bardziej żółty co jest widoczne w realu.
Praktyczne rozwiązenie w formie kasetki powinno spodobać się każdej kobiecie. Tym bardziej, że marka oferuje drugi kolor różu w odcieniu Ripe Watermelon. Praktyczne na tyle, że plastik ( bądź co bądź przy takiej cenie wygląda tandetnie) jest wykonany solidnie co skutkuje tym, iż nasz produkt podczas podróży jest bezpieczny. Wiadomo, uszkodzony plastik zawsze można wymienić, a całą kasetkę przełożyć w inne miejsce.
Całość nie ma zbyt wielkich rozmiarów - wszystko mieści się w dłoni, dopiero po rozłożeniu tego 'na części' widać, że Juicy Guava nie należe do olbrzymów. Na tyłach plastiku mamy wypisany skład jakby co ( ogromniasty jakby co ;D) ;)
Duo ma przyjemną, aksamitną konsystencję. Już podczas pierwszego zetknięcia się moich palców z jego fakturą czuć miękkość , lekkość. Ani róż ani rozświetlacz nie pyli ani nie osypuje się , no chyba że strzepujecie nadmiar z pędzla na którym i tak się dobrze trzyma ;)
Jak pisałam na samym początku ciężko mi uchwycić efekt jaki uzyskamy za pomocą tego duo. Zdjęcia tego nie oddają, w rzeczywistości ta brzoskwinia wygląda na mocniejszą ale już przywykłam, że apart zjada kolory ( pff staruszku służ mi jak najdłużej). Niestety nie widać za bardzo rozświetlacza ale uwierzcie on tam był! ;D
Za przyjemność obcowania z tym gagatkiem trzeba zapłacić 75 zł / 2.5 g. Dostępny oczywiście u Mary Kay ;). Rzecz jasna możecie kupić bardziej elegancką jego wersję ale po co przepłacać?;)
♥ Kilka tygodni temu Żaneta pokazała oba kolory tej serii ---> klik
0 komentarze