Delia Cosmetics masełko do ust kojący miód & lakier do paznokci Trend Collection 12

By Rupieciarnia drobiazgów - 09:32

Jakiś czas temu w mamijne łąpki wpadła dwójka produktów marki Delia. O marce słyszałam, usilnie próbowałam przypomnieć sobie czy z autopsji znam ich produkty - wyszło, że nie ale... no właśnie wiedziałam, że na sklepowych półkach w tej mojej wsi migają mi ich tusze do rzęs. Nie ukrywajmy, o tuszach słyszałam sporo, bo nie minęła mnie fala postów z tą marką i ich tuszami , później z kolejną kolekcją do makijażu ba! a nawet teraz z czeluści blogerowego świata zaczynają wychodzić matowe produkty do ust . Jedna firma a ja po prostu zgubiłam się wśród nowości , które wypuszczają na rynek. Ku mojej radości do mamy trafiły kosmetyki, o których w sieci jest mało. Razem z mamą miałyśmy okazję przekonać się czy produkty marki Delia  są godne uwagi i najbardziej cieszy mnie fakt, że to nie są produkty które firma sama rozsyła do testów - wszak czasem i ja mam po dziurki w nosie dziesiątki postów z tymi samymi pomadkami / tuszami jednej firmy ;).


Jakbym miała określić swoje stanowisko czy ta marka mnie kupuje to powiedziałabym, że ... nie. Tak po prostu ona do mnie nie mówi i wiecie dlaczego? Z pewnego śmiesznego powodu: jest jej za dużo. Tak jak wyżej napisałam widzę ją wszędzie na blogach i czuję nią lekki przesyt, ok robią sobie reklamę, angażują do testów moje koleżanki ale ja po prostu gdy widzę kolejny post z ich nowościami  to zamykam laptopa. Cóż nigdy nie ukrywałam faktu, że im więcej o czymś jest tu głośno tym bardziej mnie to odrzuca. Na szczęście my znalazłyśmy dwójkę produktów, które wywarły na nas obu dobre wrażenie ( więc dlaczego o nich się nie mówi??!).

Delia masełko do ust kojący miód

  • Innowacyjna formuła regenerująca
  • Zawiera olej arganowy i witaminę E
  • Intensywnie nawilża, regeneruje i odżywia usta,
  • Poprawia ich sprężystość, koi oraz natłuszcza
  • Likwiduje uczucie spierzchnięcia i suchości
  • Przywraca delikatną gładkość i naturalną miękkość
  • Skutecznie chroni przed szkodliwym działaniem mrozu, wiatru i słońca
  • Wygodne kobiece opakowanie
  • Idealna pielęgnacja ust na każdą pogodę



Jedyne typowe masełko do ust jakie miałam to marki Nivea i to w wersji malinowej ( było pyszne!) ale już na wstępie muszę Wam zdradzić iż opisywany gagatek ... jest znacznie lepszy! Ale po kolei, od obietnic . Producent obiecuje nam bardzo dużo a ile z tego spełnił?
Wszystko! Dosłownie chociaż to opakowanie jak dla mnie nie jest zbyt kobiece ;). Obiecana regeneracja, odżywienie i nawilżenie jest i to naprawdę na wysokim poziomie, sama jestem zdziwiona iż nawet jak już dawno produkt zniknął z moich ust to ja nadal czuję miękkość, sprężystość warg jak takie miłe uczucie czegoś delikatnego na nich. Jak dla mnie masełko działa jak opatrunek: nawet kiedy już dawno znika widzisz, że dalej dana partia jest chroniona. Nigdy nie miałam problemu z ustami, żadnych suchości czy 'skórek' ale dałabym sobie rękę uciąć za słowa ' i z tym by sobie poradził. A nałóżcie grubszą warstwę na noc to rano gdy wstaniecie macie tak gładkie usta jakbyście zrobiły im jakiś zabieg kosmetyczny!
Masełko jest fajne aleee... ma argan w składzie, którego ja nie lubię / nie toleruję. Tutaj musi być go nadzwyczajnie mało ponieważ nie odczuwam żadnego dyskomfortu podczas stosowania ( a zazwyczaj jak cokolwiek aplikuję i ma argan to moja skóra momentalnie podnosi wrzask :D).
Producent oznajmia nam , że mamy tutaj SPF 20, nooo dobra niech jest ale jeszcze nie spotkałam masełka, które by go miało ( moje Nivea nie miało).

Nasze cudo zamknięte jest w małym plastikowym pudełeczku( o 1 cm mniejsze niż pudełko zapałek) na zatrzask, które w torebce zajmuje mniej miejsca niż pomadka. I jak dla mnie ok,  jest biały plastik, jest nalepka informująca o tym co trzymamy w doni ale nazwanie tego 'kobiecym opakowaniem' to jest lekka przesada ... Bo opakowanie owszem jest maleńkie, schludne - po prostu praktyczne. I mam jedno zastrzeżenie, przy pierwszym kontakcie zatrzask trzymał cholernie mocno, teraz po ciągłym otwieraniu / zamykaniu wieczka się wyrobił, ot po prostu przestał trzymać .


I gdyby w tym pudełeczku było zamknięte masełko z Nivea to uwaga mogłoby się z niego wymykać. A to nie, dlaczego? Spójrzcie na jego konsystencję: stała i niby twarda. pod wpływem palców czy pędzelka staje się plastyczna. I jest tłuste ( w tłustości przypomina wazelinę), naprawdę czuć to na palcach, gdy się nabiera i po nałożeniu na wargi i mi to wcale nie przeszkadza... bo momentalnie masełko zlizuję z ust! Nie dość, że konkretnie natłuści nam usteczka to w smaku jest bardzo słodkie, nie jest to typowy miodek ale jest smacznie, choć pachnie mi lekko cukrem waniliowym :D. Co dziwnego mogę jeść i pić a on nadal jest na ustach! Jedyny minus? Po ośmiu dniach ciągłego używania masełko dobija dna ;( Z tym, że używam je non stop: zaraz po przebudzeniu, przed snem, zaraz po nałożeniu i zeżarciu go nakładam kolejną porcję i tak w kółko :D Chociaż w opakowaniu ma barwę żółtą niczym miód to na ustach jest całkowicie pozbawiony koloru.
Z tego co widzę marka ma jeszcze dwie wersje masełka: kusząca jagoda i soczyste mango ( a to drugie bym naprawdę zjadła :D).

Lakier do paznokci Trend Collection 12

  • Nowa, trwalsza formuła!
  • 16 najmodniejszych kolorów w sezonie jesień/zima 2016. 
  • Duży wachlarzowy pędzelek, który zapewnia dokładną aplikację.



Kiedy byłam dzieckiem moja mama (nim zaczęła chorować) paznokcie malowała tylko na fioletowy kolor. Później zaczęły się pobytu w szpitalu, choroba za chorobą i lakiery odeszły w niepamięć. Jak widziałam fiolet podchodziłam do niego z nadzieją ' może to taki jak mama miała gdy byliśmy mali' jednak nigdy nie udało mi się trafić. Chyba zauważyłyście, że na blogu jedyny fiolet jaki się pojawił to był Essie Lilacism? Bo więcej mi nie podchodziło :D TC 12 jest bardzo zbliżonym odcieniem do tego co ja pamiętam za czasów bycia młokosem - i wcale nie dziwi mnie fakt, że na paznokciach u mojej mamy ląduje stale! :)

Trend Collection 12 nie ma nazwy , jest tylko oznaczenie na nakrętce 'TC12'. Nasza szklana butelka ma aż 11 ml lakieru i tak jak pisze producent ten szeroki pędzelek pięknie ułatwia nam sprawę z malowaniem. Lekko jestem zawiedziona konsystencją lakieru: wydaje mi się zbyt rozcieńczona, więc w momencie gdy pędzelek nabiera jej zbyt dużo ( mimo, iż staram się ten nadmiar z niego usunąć) zdarzają się momenty iż zbiera się ona w jednym miejscu na paznokciu ;(. Lakier wysycha momentalnie więc nie ma nawet czasu na zlikwidowanie tej 'kropli'. Ku mojemu zdziwieniu dając drugą warstwę bardzo łatwo idzie przykryć tą kroplę ( nie ma żadnego ciągnięcia się, bąbelkowania) a sama płytka paznokcia jest gładka więc nie widać tego, że gdzieś lakier był 'zebrany'. Sam lakier po 4 dniach zaczął odpryskiwać, a podczas zmywania trzeba było zużyć więcej zmywacza bo płytka była lekko fioletowa :D.



Alee... jest coś w tym kolorze co mnie odstrasza, Nie mogę się do niego przyzwyczaić i moim zdaniem u mnie wygląda ...dziwnie. Może jest on po prostu zarezerwowany dla mojej mamy? :)

Jak widać marka Delia ma coś więcej do zaoferowania niż to co rozsyła do blogerek ;). Ja się cieszę, że z mamą miałyśmy możliwość poznać coś co jeszcze się nie przejadło :D Masełko jeszcze wróci do mnie ale w wersji mango, a lakier no cóż zawsze będzie mamy ;).

Kosmetyki Delia dostaniecie w ich sklepie ---> klik, masełko 6.50 zł / 2.5 g; lakiery 6.50 zł / 11 ml 

  • Share:

You Might Also Like

0 komentarze