Benefit: They're Real! mascara & They're Real! push - up liner

By Rupieciarnia drobiazgów - 11:21

Proszę Państwa  na salony wkracza Benefit. Tak to właśnie dziś dwa cudaki z ich oferty debiutują na moim blogu jak i w mojej kosmetyczce. I chyba nie ma kobiety, która nie spotkała . nie słyszała gdzieś/ od kogoś o tej marce. Sama nie raz w Sephorze stawałam przed ich 'szafą' ale jakoś nic mnie nie kusiło, żadne kosmetyki nie krzyczały 'nooo na co czekasz? Bierz mnie! :D'. Było ładnie, kolorowo i poprawnie. Nie na tyle bym uległa ciemny podszeptom, braku zdrowemu rozsądkowi i pozwoliła sobie na zakup. Jednak to właśnie los zdecydował, że czas aby moje 'kosmetyczne podniebienie' zaszczyciło się obecnością marki w moim małym makijażowym arsenale.
Do tej pory miałam styczność tylko z różem brązującym Hoola, który no cóż powiedzmy sobie szczerze nie był tym czego się spodziewałam po tylu pozytywnych recenzjach ( dobrze, że nie był mój bo bym się rozczarowała :D). A dziś?
Jestem Bene, jestem kobietą Bene (fit już nie, chyba że mam liczyć jako fit moje palce u stóp :D).
Dlatego gorącymi słowami zachęty przedstawiam Wam moje maluszki ♥


Jakoś tak się złożyło, że Agnieszka ;* podarowała mi mini tusz They're Real! a Sauria ;* They're Real! push - up liner. O ile kolejna sztuka tuszu ucieszyła mnie ogromnie, to liner już nie. Bo wiecie ja na bakier jestem z robieniem kresek i chyba w życiu miałam je z 3 - 4 razy po czym stwierdziłam, że ich nie potrzebuję :D. A tu taka niespodzianka - Sauria zmotywowała mnie do zrobienia kreski :-D. Dzięki, wiesz? ;P

Jak przed każdym wpisem zrobiłam research na temat obu produktów. Tylu skrajnych opinii dawno nie widziałam. Od ochów, achów i wychwalanie pod niebiosa aż po gromy z jasnego nieba i kilka naprawdę mocnych słów. Ja się wpisuję w kategorię 'pół na pół' są achy i ochy ale są też wady. Nie kocham ani nie nienawidzę tych produktów a więc jakie okazały się dla mnie?



Supertrwała maskara wydłużająca, podkręcająca i pogrubiająca rzęsy! 
Wyjątkowa silikonowa szczoteczka, będąca połączeniem standardowej szczotki z krótkimi i długimi igiełkami, dokładnie pokrywa tuszem wszystkie rzęsy, wydłuża je i podkreśla. Zaokrąglona końcówka świetnie maluje nawet najkrótsze rzęsy, podnosi je od nasady aż po końce.

Jeśli chodzi o tusz to pierwszy raz jestem wierna jednej idei: im mniej tym lepiej. Nie chodzi o to, żeby nie dać kolejnej warstwy a dajcie sobie jak chcecie tylko liczcie się z tym, że druga warstwa sprawi, że znienawidzicie ten tusz. Nazwiecie go bublem. No i po co Ci to będzie?
Jedna warstwa jest ok - rzęsy są rozdzielone, nie ma grudek, odrobinę wydłużone. A czerń jest naprawdę czarna ( nie sądziłam, że to powiem :D). Czuć, że rzęsy są uniesione a przy tym mają taką swoistą lekkość. Pogrubione za bardzo nie są no ale wybaczam mu to :-P

Przy dwóch warstwach już są schody - mamy grudki, rzęsy są sklejone i to wszystko wygląda nieestetycznie, kiczowato, tak jakbyśmy zamiast dwóch warstw nałożyły ich z pięć.
W obronie tuszu powiem Wam, że nie robi efektu pandy, wysycha bardzo szybko, nie kruszy się.
Dlatego proszę Was - jedna warstwa i dość!

A korzystanie z tej szczoteczki jest bajecznie proste - nawet najbardziej 'wybredne' kobitki sobie z nią poradzą. 
Niżej pomożecie zobaczyć jak wyglądają rzęsy: bez tuszu/ jedna warstwa / dwie warstwy
Teraz rozumiecie w czym rzecz?



Skoro sprawę tuszu mamy omówioną przejdźmy zatem do drugiego gagatka. Skoro wiecie, że linery to nie moja mocna strona to  tak, nie skakałam z radość a pierwsza zrobiona kreska to raczej prosta nie była - raczej linia krzywa, ukośna, może trochę brakowało jej do fali :-D.




Pierwszy na świecie otulający rzęsy żelowy eyeliner we flamastrze! Rozwiązuje jeden z największych odwiecznych dylematów urodowych – jak namalować idealną kreskę? To proste nie do uwierzenia...They’re real! push –up liner – eyeliner z efektem push up otula linię rzęs, ułatwiając wykonanie perfekcyjnej kreski..
A im bliżej narysowana kreska, tym większe wydaje się oko!

Flamaster - prostota w obsłudze i tak naprawdę jest. No powinno być bo ja kupę czasu majstrowałam przy nim zanim ogarnęłam jego działanie :D. 
Nasz liner jak widzicie jest zabezpieczony takim oto plastikowym 'koreczkiem'. wystarczy go wyciągnąć, przekręcić końcówkę opakowania o 360 stopni i voila! czarna masa jest na powierzchni, Teoretycznie prościzna a w praktyce?
Sporo się nakręciłam, a owa czarna masa ani drgnie. Zero oznak. Zero jakiejś próby wydobycia się na powierzchnię a ja naprawdę myślałam, że ona chce ujrzeć świat!
Więc zdolna ja, koreczek włożyłam tak jak był, przekręciłam, znowu go odbezpieczyłam i tadam! Zaskoczyło :D. W końcu żelowa konsystencja płynie :D.

W moim odczuci ta żelowa konsystencja jest dość zbita, sucha i trwała. Zdarzało się, że mleczko do demakijażu miało problem z jej zmyciem. Z tym wiążą się dwie rzeczy: kreska będzie przez wiele godzin wyglądać pięknie a to wielki plus, minus u mnie jest taki, że moja ręka nie może zrobić już poprawki po nałożeniu - zasycha momentalnie.
Aplikator jest skośny, miękki, coś na kształt gąbki więc nawet najcieńsza kreska jest do wykonania.



Co mi w nim przeszkadza? To, że kiedy przekręcę końcówkę raz - masa się nie wydobywa, przekręcić drugi raz - wydobywa się i to w zbyt dużej ilości.

Przyznam się bez bicia, że teraz mam okazję i trenuje swój talent do robienia kresek :D


Na zdjęciu widzicie moją linię krzywą wykonaną tym linerem a rzęsy wytuszowane są mascarą They're Real! ;)

Pewnie zauważyłyście, że moje cudaki to mini format ( albo podróżny - zwał jak zwał). Za co jestem ogromnie wdzięczna marce, bo sądzę, że wystarczą mi na długo, a ja mogę spokojnie zapoznać się z marką.

Format podróżny możecie także kupić w Sephorze w cenie: mascara 55 zł/ 4 g oraz liner 45 zł / 0.36g.
Myślę, że to dobra opcja zanim się skusicie na pełnowymiarowe opakowanie ;)

A moim kobietkom jeszcze raz dziękuję ♥

  • Share:

You Might Also Like

65 komentarze